Marcin Kulasek: Jeśli Czarzasty nie wystartuje na szefa Lewicy, jestem gotów przejąć odpowiedzialność

Polska nauka zasługuje na osobny, mocny „silnik”. Własne ministerstwo będzie tego gwarancją – mówi „Rzeczpospolitej” Marcin Kulasek, minister nauki i szkolnictwa wyższego oraz sekretarz generalny Nowej Lewicy.

Publikacja: 14.07.2025 19:30

Marcin Kulasek

Marcin Kulasek

Foto: PAP/Piotr Nowak

Minęło pół roku od objęcia przez pana teki ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Jakie osiągnięcia uznaje pan za najważniejsze, a w których obszarach czuje pan niedosyt? 

Pełnię funkcję od 17 stycznia 2025 roku, więc dokładnie 17 lipca minie pół roku. Zastałem w resorcie wiele spraw, które były w toku. Część decyzji wymagała doprecyzowania, nadania dalszego biegu. W mojej ocenie niektóre rozwiązania należało dostosować do zmieniających się realiów i oczekiwań środowiska. W ministerstwie w poprzednim roku zrobiono sporo, ale zawiodła komunikacja – ani opinia publiczna, ani środowisko akademickie nie wiedziały, co się dokładnie dzieje i dlaczego. Od początku starałem się to poprawić. Ustabilizowaliśmy sytuację medialną i uporządkowaliśmy przesłanie ministerstwa. Przyjąłem zasadę dialogu – rozmów i konsultacji ze środowiskiem akademickim, przywróciłem go. Porządkujemy i upraszczamy system instytucji publicznych w obszarze nauki, m.in. poprzez deregulacje. W sumie w pakiecie deregulacyjnym znalazło się 12 zmian dotyczących nauki i szkolnictwa wyższego. W tym roku uczelnie zawodowe uczestniczące w programie „Dydaktyczna Inicjatywa Doskonałości” otrzymają więcej środków. W 2025 roku – po raz pierwszy od początku programu, czyli od jego 6. edycji – kwota ta zostanie zwiększona do 1,5 mln zł na uczelnię. To oznacza wzrost o 50 proc. i łącznie 7,5 mln zł więcej dla uczelni biorących udział w programie. 

Właśnie zainaugurowaliśmy realizację projektu „Science4Business – Nauka dla biznesu”, którego celem jest wzmocnienie współpracy między światem nauki a gospodarką. Na ten cel pozyskaliśmy finansowanie z Funduszy Europejskich o wartości blisko 300 mln zł. 

Wreszcie, to trzy kluczowe ustawy, nad którymi od razu zaczęliśmy pracę.

Czyli? Co pan ma na myśli?

Po pierwsze, ewaluacja i zmiany w ewaluacji. Ewaluacja to ocena jakości działalności naukowej podmiotów systemu szkolnictwa wyższego i nauki, która pomaga zaopiniować stopień realizacji polityki naukowej państwa. W ramach ewaluacji poszczególnym dyscyplinom w podmiotach przyznawane są kategorie naukowe: A+, A, B+, B albo C. Od nich zależą m.in. uprawnienia do prowadzenia studiów, szkół doktorskich, nadawania stopni i tytułów, ale także kwota subwencji, którą podmioty otrzymują z budżetu państwa. Dlatego jest tak ważna i wzbudza emocje. Musieliśmy więc priorytetowo przystąpić do jej zmiany, ponieważ poprzedni wynik ewaluacji był często krytykowany przez środowisko akademickie zarówno z powodu reguł, które skłaniały do nadmiernego publikowania w nie zawsze wysokiej jakości czasopismach, ale i z racji częstej ingerencji w jej wynik ministra Przemysława Czarnka. Dlatego postanowiliśmy działać od razu i przygotować nowe rozwiązania.

Czytaj więcej

Wysokie zarobki po studiach magisterskich? Kto zarabia najwięcej już w pierwszym roku
Reklama
Reklama

Na niedawnej konwencji rządowej Lewicy mówił pan o jakościowej ewaluacji i nowych ocenach działalności naukowej. Co to w praktyce oznacza? Bo – dodam – sama ewaluacja, powołanie zespołów, były od razu skrytykowane. Padały mocne zarzuty.

Jakościowa ewaluacja to transparentna i przewidywalna ocena polskiej nauki. Naszym celem jest stworzenie systemu, który nie tylko będzie wspierał innowacyjność, stwarzając realny wpływ nauki na otoczenie społeczne i gospodarcze, ale jednocześnie ograniczy biurokrację. Nie uważamy się za nieomylnych. Powołaliśmy zespół ds. nowego modelu ewaluacji spośród ekspertów wskazanych przez różne gremia: konferencje rektorów, przedstawicieli instytutów naukowych PAN, instytutów badawczych, ale środowisko szybko zgłosiło zastrzeżenia, że zespół pracujący nad reformą jest zbyt wąski, że brakuje reprezentacji wszystkich dyscyplin. Pojawiły się też głosy krytyki, że wśród tych ekspertów znajdują się te same osoby, które odpowiadały i za poprzednią ewaluację, a pomijani są młodsi naukowcy, z nowym spojrzeniem. Dlatego natychmiast poszerzyliśmy zespół i wspólnie z ministrą Karoliną Zioło-Pużuk, odpowiedzialną za ewaluację, udało się wypracować bardziej reprezentatywny skład. Nie tylko pod względem dyscyplin – okazało się, że humanistyka była niedostatecznie reprezentowana, ale i płci. Pierwotnie planowaliśmy pracę zespołu do końca czerwca. Ostatecznie przedłużyłem ją do końca września. Tak aby przygotować wszystko jak najlepiej i dać czas na dopracowanie szczegółów. Dążymy do tego, aby nowa ewaluacja była znana w szczegółach przed 1 stycznia 2026 roku, a zmiany legislacyjne weszły w życie przed pierwszymi działaniami sprawozdawczymi w nowej ewaluacji. Jednym z pewnych postulatów, które chcemy zrealizować, jest wydłużenie okresu ewaluacji. Planujemy, by nie była ona prowadzona co cztery lata, a co pięć, jak uzgodniono podczas prac zespołu, chociaż niektóre postulaty mówiły nawet o ocenie co sześć lat.

Drugi punkt zapalny to bez wątpienia ustawa o PAN.

Głównym wyzwaniem okazały się trudności w rozmowach między prezydium Polskiej Akademii Nauk a instytutami naukowymi PAN – właśnie to często dominowało dyskusję wokół reformy Akademii. Stronom trudno było osiągnąć porozumienie co do kierunku i sposobu przeprowadzenia ustawy. Mój poprzednik, minister Dariusz Wieczorek, próbował wdrażać pewne rozwiązania – częściowo przy współudziale byłego wiceministra i byłego członka Nowej Lewicy Macieja Gduli – trochę „na siłę”. W efekcie doszło do konfliktu, który zagroził powodzeniu całego procesu. Dla porządku: PAN nie podlega bezpośrednio naszemu resortowi – nadzór merytoryczny nad Akademią sprawuje Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, czyli premier. My, jako ministerstwo, sprawujemy nad nią nadzór finansowy. Ostatecznie – głównie dzięki determinacji mojej zastępczyni Karoliny Zioło-Pużuk, udało się przerwać impas. Ministra zadeklarowała, że będzie gotowa rozmawiać tak długo, aż strony osiągną porozumienie. Czasami były to wielogodzinne spotkania przedstawicieli Prezydium PAN z panem prezesem na czele, przedstawicieli instytutów PAN oraz reprezentantów związków zawodowych, które przyniosły efekt. W tym miesiącu planujemy zakończyć prace nad przygotowaniem tekstu nowelizacji i przed końcem wakacji wyjdzie on z ministerstwa. Także po latach braku realnego dialogu, rozmowy ze środowiskiem naukowym i przedstawicielami związków zawodowych w sprawie nowej ustawy o Polskiej Akademii Nauk zakończyły się sukcesem.

Czytaj więcej

Łukasz Niesiołowski-Spanò: Potrzebujemy wąskiej grupy elitarnych uczelni

Czuje się pan strażakiem, który gasi pożary w nauce?

Trochę tak, ale nie chciałbym pomniejszać zasług mojego poprzednika, Dariusza Wieczorka, bo naprawdę zrobił wiele. Przede wszystkim, po decyzji o rozdzieleniu dwóch resortów – edukacji i nauki, wziął na siebie odpowiedzialność za przeprowadzenie procedury tego podziału. To była dobra decyzja. Często powtarzam, że to dwa różne „systemy walutowe”. Bo polska nauka i szkolnictwo wyższe są finansowane centralnie z budżetu państwa, natomiast edukacja – w dużej mierze przez samorządy. Ten układ od dawna budził napięcia i to nie tylko w resorcie, ale także w samych środowiskach, które sygnalizowały, że takie połączenie nie ma sensu. Dlatego uważam, że powrót do połączenia Ministerstwa Edukacji Narodowej z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego byłby błędem. Opowieści o scalaniu tych resortów w ramach rekonstrukcji należy włożyć moim zdaniem między bajki.

Myślę, że to już ostatni dzwonek, żeby podjąć decyzje. Nie ma sensu przedłużać pewnych rzeczy. Zostało niewiele ponad dwa lata do końca kadencji, na którą umówiliśmy się z Polkami i Polakami 15 października 2023 roku

Marcin Kulasek

Do rekonstrukcji jeszcze przejdziemy, ale co z trzecim punktem? Trzecim „pożarem”.

Trzeci ważny punkt to kwestia nowelizacji tzw. Ustawy Gowina, czyli ustawy 2.0, która obowiązuje dokładnie siedem lat (20 lipca 2018 roku). Świat w tym czasie się zmienił i zarówno my, jak i ludzie nauki widzimy, że obecne przepisy odstają od rzeczywistości.

Reklama
Reklama

Ta ustawa również wymaga zmian. Prace rozpoczął jeszcze minister Dariusz Wieczorek – do tej pory zgłoszono już kilkaset poprawek. My na chwilę je wstrzymaliśmy, skupiając się najpierw na ewaluacji i reformie PAN. Teraz jednak wracamy do nowelizacji – w ubiegłym tygodniu moja zastępczyni, wiceminister Maria Mrówczyńska, powołała zespół, który wznowił prace.

Wykorzystujemy zgłoszone wcześniej propozycje zmian, także te od studentów i doktorantów. To wszystko jest przedmiotem prac i chcemy to przeprowadzić spokojnie, w tej kadencji, w sposób odpowiadający oczekiwaniom reprezentantów świata naukowego.

A co z nakładami na naukę? Lewica mówiła o 3 proc. w swoim programie, jest bodajże 1,56 proc. PKB.

Bezwzględnie trzeba inwestować w naukę i szkolnictwo wyższe – i to zrozumienie jest, zarówno ze strony pana premiera, jak i ministra finansów. Wierzę też, że to przekonanie całego rządu. Nauka i szkolnictwo wyższe zakwalifikowane zostały do jednego z sześciu filarów Planu gospodarczego „Polska. Rok przełomu”. Świadomość tego faktu na poziomie politycznym, powinna dać impuls do uświadomienia sobie jego fundamentalnych konsekwencji. Wydatki na naukę są najlepszym sposobem zagwarantowania nie tylko rozwoju kraju, ale również bazy podatkowej. Jednocześnie wszyscy mamy świadomość obecnej sytuacji geopolitycznej. Dopóki trwa wojna w Ukrainie, nie możemy zmniejszać nakładów na bezpieczeństwo Polaków i modernizację armii. Doskonale to rozumiem, bo jeszcze niedawno, w Ministerstwie Aktywów Państwowych, odpowiadałem za polski przemysł zbrojeniowy i widziałem, jak trudny, ale konieczny to proces.

To gdzie jest problem?

To jasne, że nie ma rozwoju bez nauki, nie ma bezpieczeństwa kraju bez nauki, nie ma postępu bez nauki. Badania ekonomiczne pokazują, że każda złotówka zainwestowana w naukę może przynieść czterokrotny, a niekiedy nawet siedmiokrotny zwrot w gospodarce. Nakłady na naukę opłacają się nie tylko krajowi i społeczeństwu jako całości, ale jest to również znakomita inwestycja dla ministra finansów, gdyż zainwestowane środki wrócą z nawiązką do budżetu państwa, budżetów jednostek samorządu terytorialnego oraz funduszy. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Mamy trudną sytuację na świecie, kolejne konflikty zbrojne na Bliskim Wschodzie, trwa wojna w Ukrainie. Oby skończyła się jak najszybciej i wtedy część środków z modernizacji armii będzie można przesunąć na naukę. Nie ma jednak co ukrywać: osiągnięcie poziomu 3 proc. PKB na naukę w tej kadencji nie jest realnym scenariuszem. Byłoby świetnie, gdyby udało się dojść do średniej europejskiej – 2,2 PKB na B+R (badania i rozwój – od red.), ale w obecnych warunkach to będzie bardzo trudne. Mimo to, jest jasne przekonanie – i ze strony premiera, ministra finansów i całego rządu, że nakłady na naukę muszą systematycznie rosnąć.

Czytaj więcej

Akcyza na piwo w górę, a dochody budżetu w dół

To samo dotyczy dalszych podwyżek dla kadry naukowej w szkolnictwie? To postulaty związkowców.

W moim idealnym świecie, cytując klasyka, chciałbym, żeby takie podwyżki były możliwe. Ale patrząc realistycznie – zarówno na sytuację budżetową, jak i geopolityczną – wiemy, że na razie tak nie jest. Chociaż przypomnę, w 2024 roku rząd przeznaczył rekordowe 5 mld zł na podwyżki w uczelniach publicznych – wynagrodzenia nauczycieli akademickich wzrosły o 30 proc., a pozostałych pracowników o 20 proc.. W 2025 roku wzrost o kolejne 5 proc. Zobaczymy, jakimi limitami budżetowymi będziemy dysponować na przyszły rok.

Reklama
Reklama

Jeszcze jeden temat związany z finansami: akademiki. I nakłady na nie. Akademiki za 1 zł?

Akademiki są uwzględnione w procedowanej obecnie ustawie o mieszkalnictwie, w ramach której do 2030 roku przewidziano ok. 45 mld zł, z czego ok. 10 mld zł przeznaczono właśnie na budowę i remonty akademików. To element – nazwijmy to – lewicowego podejścia w tym rządzie, bo m.in. dzięki nam zaplanowano, że akademiki objęte programem będą oferować niskie, regulowane opłaty. Jeżeli uczelnia skorzysta z tego programu i otrzyma środki, będzie zobowiązana do utrzymania czynszu na określonym, przystępnym poziomie.

A w ogóle ministerstwo, w którego gmachu teraz rozmawiamy, pozostanie w ogóle jako samodzielny byt po rekonstrukcji?

Polska nauka i szkolnictwo wyższe potrzebują własnego resortu, który zadba m.in. o odpowiednie finansowanie i o to, by młodzi naukowcy nie uciekali – ani do przemysłu, ani do biznesu, ani za granicę, do innych krajów Unii czy Stanów Zjednoczonych. Polska nauka zasługuje na osobny, mocny „silnik”. Własne ministerstwo to gwarancja sprawnego wdrażania programów badawczo-rozwojowych we współpracy z biznesem oraz gwarancja rozwoju innowacji. Konferencja Rektorów Uniwersytetów Polskich już dwukrotnie zaapelowała o zachowanie odrębności Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Rektorzy widzą w naszym resorcie gwaranta rozwoju polskiej nauki. Wypada mi się tylko pod tym podpisać, ale zaznaczam, że oddałem się do dyspozycji premiera.

Czy konsolidacja resortów to dobry kierunek?

Myślę, że pewne rzeczy rzeczywiście można zrestrukturyzować. Nie nazwałbym tego rekonstrukcją, raczej właśnie restrukturyzacją. Faktycznie ministrów jest być może zbyt wielu. Są obszary, które się rozjeżdżają – gospodarka jest rozproszona po kilku ministerstwach, a moim zdaniem powinna być skupiona w jednym, z jasną odpowiedzialnością i możliwością rozliczenia. Podobnie energetyka – także powinna być w jednym resorcie. Jest też Ministerstwo Przemysłu, które wyprowadzono poza Warszawę. Uważam, że to rozwiązanie się nie sprawdziło. Jest oczywiście układ koalicyjny, w którym są cztery partie, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ale czy w każdym resorcie muszą być wszyscy koalicjanci na poziomie wiceministrów? To pytania, na które odpowie już sam premier Donald Tusk.

Czy dałby pan sobie rękę uciąć, że ta wielka restrukturyzacja nastąpi już w lipcu?

Myślę, że to już ostatni dzwonek, żeby podjąć decyzje. Nie ma sensu przedłużać pewnych rzeczy. Zostało niewiele ponad dwa lata do końca kadencji, na którą umówiliśmy się z Polkami i Polakami 15 października 2023 roku. Wtedy cztery partie porozumiały się i stworzyły koalicyjny rząd, obiecując naprawę Polski po ośmiu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Po czterech latach wyborcy każdej z tych partii, ale i wszyscy razem, rozliczą nas z efektów. Musimy stanąć na wysokości zadania i pokazać, że te 18 miesięcy, które już minęły, nie zostały zmarnowane.

Reklama
Reklama

Tymczasem w grudniu 2025 wybory na lidera lub liderkę Nowej Lewicy. Statut został zmieniony i od tych wyborów lider lub liderka będzie jeden. Czy pana zdaniem Włodzimierz Czarzasty dotrzyma deklaracji, że nie będzie kandydował ponownie?

W ostatnich miesiącach sporo się wydarzyło. Włodzimierz Czarzasty miał problemy zdrowotne, na szczęście to już za nim – sam mówi, że siły i chęci mu wróciły. Nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie kandydował, ale przypomnę, że zgodnie z umową koalicyjną w listopadzie tego roku przejmie funkcję marszałka Sejmu. Warto też podkreślić, że spośród czterech liderów koalicji to on od początku do końca negocjował warunki funkcjonowania rządu i reprezentacji Nowej Lewicy w koalicji. Ma więc bezpośredni wpływ na to, co dzieje się w rządzie, co predysponuje go do pozostania liderem. Jeśli jednak ostatecznie nie zdecyduje się kandydować, już teraz pojawiają się kolejni kandydaci na jego miejsce.

Czytaj więcej

Rekonstrukcja rządu. Rośnie napięcie przed kolejnym spotkaniem liderów

Pan myśli o sobie w tej roli? 

Również rozważam taką możliwość. Jeśli Włodzimierz Czarzasty nie zdecyduje się kandydować na lidera Nowej Lewicy, jestem gotów przejąć tę odpowiedzialność. Pozwolę sobie przytoczyć anegdotę, która może być ciekawa dla czytelników. W 2015 roku, gdy lewica wypadła z Sejmu i żadne ugrupowanie lewicowe nie miało tam swoich przedstawicieli, wspólnie z Włodzimierzem Czarzastym – on jako przewodniczący, ja jako sekretarz generalny – wsiedliśmy w samochód i objeżdżaliśmy struktury partii. Spotykaliśmy się z ponad 20 tysiącami naszych członków. Jeździliśmy po kraju i przekonywaliśmy, że jeśli nam zaufają i pomogą, to po czterech latach wrócimy do Sejmu. W 2019 roku, w ramach wspólnej listy lewicy, ale jednak jako Sojusz Lewicy Demokratycznej z wynikiem ponad pięciu proc., udało się – co wcześniej nie przydarzyło się żadnej partii: wróciliśmy do parlamentu po czterech latach nieobecności. Warto o tym przypominać. Wróciliśmy z reprezentacją ponad 50 parlamentarzystów. Następnie, między 2019 a 2023 rokiem, mówiliśmy, że lewica wróci do współodpowiedzialności za rządzenie Polską. Po 18 latach udało się to zrealizować – to, co zapowiadał Włodzimierz Czarzasty i skromnie również ja, Marcin Kulasek. Dziś Czarzasty mówi, że w kolejnych wyborach lewica znów będzie miała ponad 50 posłów. I nie mam powodów, by mu nie wierzyć.

Zakładamy oczywiście, że wszystko odbędzie się zgodnie z konstytucyjnym kalendarzem i wybory do Sejmu przypadną w 2027 roku. Czy widzi pan drogę do reintegracji lewicy? Pytam w kontekście Adriana Zandberga.

Zawsze odpowiadam w ten sposób: lewica nie ma wrogów na lewicy. Kiedy startuje wspólnie – wygrywa. Nie wykopaliśmy z partią Razem takich rowów, których nie dałoby się zasypać. Rozstaliśmy się jednak, bo współpraca stała się niemożliwa. Oni mieli inną wizję – obecności poza rządem i jego krytykowania. Często powtarzam: nie można być jednocześnie twórcą i tworzywem.

Czytaj więcej

Adrian Zandberg: W polskiej polityce wciąż jest mentalność koryciarska. Rozwalimy to
Reklama
Reklama

To dotyczy też Szymona Hołowni?

To bardzo podobna sytuacja. Kierownictwo Polski 2050, bo wydaje się, że to nawet nie posłowie, lecz właśnie kierownictwo z marszałkiem Szymonem Hołownią na czele, musi sobie odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: czy chce realizować zobowiązania złożone w kampanii w 2023 roku? Przecież mówili wyraźnie, że wejdą do demokratycznego rządu, odsuną PiS od władzy i przez cztery lata będą naprawiać Polskę po rządach tej formacji. Jeśli ten cel przestaje być dla Szymona Hołowni aktualny, to pytanie: co dalej? Co stanie się z klubem? Trudno dziś powiedzieć, możliwe są różne scenariusze. Mam jednak nadzieję, że czas, o który poprosił marszałek Hołownia, nie będzie dalej przedłużany. Liczę, że przeprowadzi on poważną rozmowę w swojej formacji i wspólnie weźmiemy się do pracy. Nie po to budowaliśmy koalicję, by dziś koncentrować się na rekonstrukcjach, lecz by zrealizować program, który obiecaliśmy Polakom jako cztery partie i jako wspólna większość parlamentarna.

Marcin Kulasek

od stycznia 2025 r. kieruje Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Doktor nauk rolniczych, absolwent Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, specjalista w zakresie technologii żywności i żywienia. Były radny sejmiku warmińsko-mazurskiego, poseł na Sejm RP od 2019 r., sekretarz generalny Nowej Lewicy. Po wyborach w 2023 r. do 2025 r. sekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych

Minęło pół roku od objęcia przez pana teki ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Jakie osiągnięcia uznaje pan za najważniejsze, a w których obszarach czuje pan niedosyt? 

Pełnię funkcję od 17 stycznia 2025 roku, więc dokładnie 17 lipca minie pół roku. Zastałem w resorcie wiele spraw, które były w toku. Część decyzji wymagała doprecyzowania, nadania dalszego biegu. W mojej ocenie niektóre rozwiązania należało dostosować do zmieniających się realiów i oczekiwań środowiska. W ministerstwie w poprzednim roku zrobiono sporo, ale zawiodła komunikacja – ani opinia publiczna, ani środowisko akademickie nie wiedziały, co się dokładnie dzieje i dlaczego. Od początku starałem się to poprawić. Ustabilizowaliśmy sytuację medialną i uporządkowaliśmy przesłanie ministerstwa. Przyjąłem zasadę dialogu – rozmów i konsultacji ze środowiskiem akademickim, przywróciłem go. Porządkujemy i upraszczamy system instytucji publicznych w obszarze nauki, m.in. poprzez deregulacje. W sumie w pakiecie deregulacyjnym znalazło się 12 zmian dotyczących nauki i szkolnictwa wyższego. W tym roku uczelnie zawodowe uczestniczące w programie „Dydaktyczna Inicjatywa Doskonałości” otrzymają więcej środków. W 2025 roku – po raz pierwszy od początku programu, czyli od jego 6. edycji – kwota ta zostanie zwiększona do 1,5 mln zł na uczelnię. To oznacza wzrost o 50 proc. i łącznie 7,5 mln zł więcej dla uczelni biorących udział w programie. 

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Polityka
IPN wszczął śledztwo ws. wypowiedzi Grzegorza Brauna
Polityka
Jakub Banaszek: Podział środków w samorządach cały czas budzi wątpliwości
Polityka
Kolejne problemy Grzegorza Brauna. Wkrótce wniosek o uchylenie immunitetu
Polityka
Jak będzie wyglądać współpraca Tuska i Nawrockiego? Znamy zdanie Polaków
Polityka
Sondaż: KO prowadzi, ale to PiS i Konfederacja miałyby w Sejmie większość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama