Marek Migalski: Referendum trzeba ośmieszyć

Jeśli opozycja wejdzie w narzuconą przez PiS narrację, przegra wybory. Musi znaleźć własną opowieść, skierować debatę na inne tematy i wywrócić stolik.

Publikacja: 16.08.2023 03:00

Jarosław Kaczyński sprytnie narzucił tematy kampanii, od których trudno się będzie oderwać

Jarosław Kaczyński sprytnie narzucił tematy kampanii, od których trudno się będzie oderwać

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Pomysłem referendum oraz sposobem jego przedstawienia PiS odzyskuje inicjatywę polityczną i przechyla szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Jeśli opozycja nie znajdzie skutecznych sposobów neutralizacji tego przekazu, przegra wybory.

O ile idea zapytania Polek i Polaków tylko o jedną kwestię (imigrancką) mogła być dla Zjednoczonej Prawicy kłopotem, bo dawała pole do walki Konfederacji, o tyle koncept zadania czterech pytań jest bardzo dobrym posunięciem kampanijnym. Gdyby było ich więcej, wprowadzałoby to wyborców w konfuzję, ale cztery kwestie przeciętny Kowalski jest w stanie intelektualnie ogarnąć. Choć oczywiście nie o liczbę pytań chodzi, lecz o ich treść. To ona czyni ten zabieg korzystnym dla obozu władzy.

Czytaj więcej

Jacek Nizinkiewicz: Bezbronna opozycja

Po stronie PiS

Bo przecież we wszystkich podnoszonych kwestiach większość elektoratu jest po stronie PiS – nie chce wyprzedaży przedsiębiorstw państwowych, napływu imigrantów, podniesienia wieku emerytalnego oraz rozbiórki płotu na granicy z Białorusią. Co więcej, sposób prezentacji tych kwestii został bardzo dobrze zrealizowany – każde z tych pytań ma konkretną twarz jakiegoś polityka obozu władzy: Beaty Szydło, Mateusza Morawieckiego, Mariusza Błaszczaka czy wreszcie samego Jarosława Kaczyńskiego.

W dodatku ujawnienie pomysłu nastąpiło w okolicach 15 sierpnia, a zatem długiego weekendu, który po pierwsze zawsze oznacza pewną flautę informacyjną w mediach, a po drugie związany jest ze świętem Wojska Polskiego i uroczystą paradą wojskową.

Dodatkowo, koncept połączenia referendum z wyborami do Sejmu i Senatu powoduje, że kraj zalany zostanie materiałami propagandowymi w niespotykanej do tej pory sile.

Czytaj więcej

Referendum. Lewica zapowiada bojkot, mówi o nielegalnym finansowaniu kampanii wyborczej

Wsparcie finansowe bez granic

Bo o ile maksymalny poziom wydatków na kampanię parlamentarną poszczególnych partii jest ściśle określony i za jego przekroczenie grożą kary, o tyle wspieranie referendum nie będzie miało granic. A to dlatego, że wyrazić swoje poparcie dla niego oraz dla konkretnych rozwiązań w nich zawartych, mogą nie tylko partie, ale…każdy z nas: fundacje, stowarzyszenia, poszczególni obywatele.

Jest oczywiste, że właśnie nadchodzi czas, gdy wszystkie te pseudofundacje i łże-stowarzyszenia, które przez lata finansowane były przez Zjednoczoną Prawicę z budżetu państwa, odwdzięczą się swym politycznym mocodawcom. Te wszystkie przepompownie państwowych środków ochoczą wesprą pisowską ideę referendum i kraj zaleje fala billboardów z jednoznacznym „4 x nie”.

W końcu po coś władza przez lata sponsorowała te polityczne huby, kupowała wille ich prezesom, sponsorowała im imprezy i bardzo drogi sprzęt. Nadszedł czas spłaty długów.

Czytaj więcej

Jak ma postąpić wyborca, który nie chce wziąć udziału w referendum?

Jak opozycja ma wywrócić stolik

Z powyższego wynika jasny wniosek – jeśli opozycja nie znajdzie skutecznego sposobu neutralizacji tego przekazu, jeśli wejdzie w narzuconą sobie narrację, przegra wybory. Musi znaleźć własną opowieść, skierować debatę na inne tematy (służba zdrowia, inflacja, drożyna, patologie władzy, KPO itp.), wywrócić stolik. Jeśli elekcja parlamentarna odbędzie się w cieniu referendum, PiS prawie na pewno zachowa władzę.

Najlepszym sposobem jest ośmieszenie referendum i pokazanie go takim, jakim jest w istocie – nie narzędziem demokracji bezpośredniej, ale polityczną pałką w kampanijnej grze obozu władzy. I uświadomienie wyborcom, że to cyrk, polityczna kpina z nich. Tylko wówczas nie wezmą w nim udziału, a całe przedsięwzięcie obróci się przeciwko organizatorom. Podobnie jak stało się w przypadku „prezydenckiego” referendum zarządzonego przez Bronisława Komorowskiego w 2015 roku. Wówczas słusznie wyborcy odebrali to jako polityczną zagrywkę zdesperowanego polityka i nie wzięli udziału w tym smutnym przedsięwzięciu.

Także w tym przypadku opozycja musi zrobić to samo – uświadomić Polkom i Polakom, że referendum to cyrk, a jeśli tak, to oni mają w nim odegrać rolę (przepraszam za wyrażenie) małp. Tylko tak liderzy anty-PiS-u mogą uniknąć wpadnięcia w pułapkę zastawioną na nich przez Kaczyńskiego.

Dlatego niezmiernie musi dziwić fakt, że o ile ze wstępnych deklaracji polityków Lewicy i Trzeciej Drogi wynika, że ich formacje wezwą do bojkotu referendum, o tyle Koalicja Obywatelska jeszcze nie podjęła decyzji z tej sprawie. Ciekawe na co czekają jej przywódcy. Na pierwsze spadki w sondażach? Na olśnienie? Na cud?

Pomysłem referendum oraz sposobem jego przedstawienia PiS odzyskuje inicjatywę polityczną i przechyla szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Jeśli opozycja nie znajdzie skutecznych sposobów neutralizacji tego przekazu, przegra wybory.

O ile idea zapytania Polek i Polaków tylko o jedną kwestię (imigrancką) mogła być dla Zjednoczonej Prawicy kłopotem, bo dawała pole do walki Konfederacji, o tyle koncept zadania czterech pytań jest bardzo dobrym posunięciem kampanijnym. Gdyby było ich więcej, wprowadzałoby to wyborców w konfuzję, ale cztery kwestie przeciętny Kowalski jest w stanie intelektualnie ogarnąć. Choć oczywiście nie o liczbę pytań chodzi, lecz o ich treść. To ona czyni ten zabieg korzystnym dla obozu władzy.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Sondaż: PiS z największym spadkiem. Rośnie Konfederacja
Polityka
Szkody wizerunkowe, gratka dla wywiadu. Specjaliści o asystentce Donalda Tuska
Polityka
Unia wszczyna procedurę nadmiernego deficytu wobec Polski
Polityka
Polityczne Michałki. Sejm rusza na wakacje a PSL z kontrofensywą, zaś Giertych przynosi KO „kontent rozliczeniowy”
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Polityka
Władysław Kosiniak-Kamysz: Jeden projekt w sprawie aborcji mógłby przejść