Sensacyjną informację o pierwszej dymisji w rządzie Beaty Szydło opublikował we wtorek w internecie tygodnik „Polityka". Według naszych informacji decyzji o dymisji ministra energii nie było, ale rzeczywiście liderzy PiS o niej dyskutowali.
We wtorek w ramach regularnych konsultacji czołówki PiS w siedzibie partii na Nowogrodzkiej doszło do spotkania prezesa Kaczyńskiego i premier Szydło. Jak twierdzi nasze źródło, rozmawiano m.in. o odwołaniu Krzysztofa Tchórzewskiego, do czego pretekstem miałyby być jego powracające kłopoty ze zdrowiem. Przeciwna dymisji miała być Szydło, która wysoko ocenia kompetencje swojego ministra. Tym razem postawiła na swoim, choć według naszego informatora nie zdołała w pełni przekonać Kaczyńskiego do swoich racji.
Nie od dziś bowiem wiadomo, że szef partii rządzącej na stanowisku ministra widziałby Piotra Naimskiego, głównego stratega PiS w kwestiach energetycznych. To zresztą on pierwotnie miał pokierować resortem energii. Na przeszkodzie stanęła jego opinia, że nierentowne kopalnie należałoby zamykać. Stąd postawiono na Tchórzewskiego (eksperta od kolei), który miał znaleźć w energetyce pieniądze na ratowanie Kompanii Węglowej, tak by górnicy nie wyszli na ulicę.
I właśnie w dniu, kiedy Tchórzewski doprowadził do kompromisu z górnikami i utworzenia Polskiej Grupy Górniczej, jak grom z jasnego nieba spadła informacja o jego rzekomym odwołaniu. Zamiast świętować sukces, musiał tłumaczyć w mediach, że żadnej dymisji nie składał.
– Ktoś podkłada mi świnię – stwierdził w Radiu RMF FM. Dementował także pogłoski, jakoby odkryto jego współpracę z PRL-owskimi służbami specjalnymi. – Pierwszym, który mnie zweryfikował, był Antoni Macierewicz w 1992 roku. Nie rozumiem, o co komuś chodzi. To jest bardzo nieładne – podkreślał.