Dzieci kapitana Żbika

Nostalgia za PRL wyrażana kolekcją „07 zgłoś się” na półce z Ikei, kubkiem z napisem „Pewex” czy koszulką z „bareizmem” może bawić, a nawet uczyć. Gorzej, jeśli oswaja 50 lat mrocznego reżimu, utrwalając jego obraz jako sielanki w najweselszym obozie Układu Warszawskiego.

Publikacja: 19.07.2013 14:46

Wyszperany w blogerskiej przestrzeni autentyk: – Wy to mieliście szczęście w życiu, wy mieliście nakazy pracy! – wyrzucał współczesny student swojemu wykładowcy „życiowy fart" w czasie dyskusji o życiu w czasach PRL.

Szok? Socjolodzy mogliby to nazwać ekstremalnie zinternalizowanym elementem socjalistycznego mitu, którego istota sprowadza się do stereotypu: „Nie lubię obecnego systemu, bo nie daje mi pracy, a tamten dawał".

Pozornie nic nowego. Ów mit zawiera tych elementów więcej: opiekę socjalną, bezpłatną oświatę i opiekę medyczną, wczasy dla każdego. Wszystko to miała zapewniać PRL. Ów mit, od czasu zmiany ustrojowej, pielęgnowało i pielęgnuje do dziś wielu Polaków. Ale ostatnie lata przyniosły w tym względzie przełom, bo jak wynika z logiki sondaży, wydaje się on Polakom coraz bardziej pociągający. Dodajmy, coraz młodszym Polakom, co wcześniej się nie zdarzało.

Paradoksalnie także tym, którzy PRL pamiętają słabo lub znają owe czasy – coś tam ze szkoły, coś z relacji rodziców, resztę z telewizji i Internetu.

Fascynacja z kontestacji

Jeszcze w 2003 r. badanie pracowni Pentor wskazało, że PRL pozytywnie oceniało wciąż mniej niż połowa Polaków (43 proc.), ale już wówczas wskazywano, że ocenę tę determinuje w większym stopniu status respondentów „tu i teraz" niż refleksja historyczna. „Ludzie dostają pytanie o ocenę PRL, ale gdy odpowiadają, porównują ją, nawet bezwiednie, z III RP. Dzisiaj widzą bezrobocie i korupcję, zjawiska zatajane przez komunistyczny reżim, więc myślą, że dawniej nie było tak źle" – tłumaczył wówczas Paweł Machcewicz z IPN, cytowany w artykule „Co ty wiesz o PRL" Pawła Rodaka opublikowanym na portalu historycznym histmag.org.

Rok później ponad połowa Polaków za najlepszego powojennego polskiego przywódcę uznała I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Kolejny wzrost sympatii do PRL przyniósł z kolei rok 2009 r., gdy z badań CBOS wynikło, że dobre zdanie o PRL miało już 44 proc. Nie powinno dziwić, że najlepiej ocenili go Polacy w wieku powyżej 35 lat i starsi, jednak za zaskoczenie można uznać to, iż wśród tych, którzy pozytywnie kojarzyli ów czas, było aż 24 proc. respondentów w wieku poniżej 34 lat (roczniki od 1975 w górę).

Jeśli badania z 2009 r. były zaskoczeniem, to tegoroczne (na zlecenie Akademii Leona Koźmińskiego CBOS badał „Postawy ekonomiczne w czasach niepewności") można uznać za szokujące. Według „Rzeczpospolitej", która opublikowała wyniki badania, połowa Polaków uznała, że PRL-owski system gospodarczy był nie gorszy, a nawet lepszy, niż ten po transformacji ustrojowej, na dodatek tylko co trzeci Polak uznał wyższość gospodarki rynkowej nad socjalistyczną (85 proc. respondentów oczekuje np., żeby to rząd zapewnił pracę, tyleż samo oczekuje bezpłatnej opieki zdrowotnej).

Autor badania prof. Krzysztof Zagórski tłumaczył, że wyniki te nie są równoznaczne z tęsknotą za PRL. – Polacy widzą, że jest gorzej, niż przewidywali, i oczekują bezpieczeństwa socjalnego od strony państwa. Jednak nie chcemy pustych półek, upokorzeń przy staraniu się o paszport, aresztowań za publiczne wyrażanie swoich poglądów czy strzelania do obywateli.

Prof. Ryszard Cichocki, socjolog z UAM w Poznaniu, dostrzega jednak pewien „nostalgiczny" trend, szczególnie w młodym pokoleniu. – Sympatie i antypatie wobec PRL kształtują się w zależności od wieku, wykształcenia, środowiska, od tego, co ktoś robił w przeszłości – tłumaczy socjolog. I wyraźnie rozróżnia mapę ujawnianych sympatii do PRL. – Pierwsza kategoria to ludzie, którzy w latach 80. czy – jeszcze wyraźniej – w 70., w czasie tzw. gierkowskiego boomu gospodarczego, przeżywali młodość – wskazuje profesor. – I to jest normalny trend pokoleniowy – zawsze następuje taki moment w życiu, kiedy wraca się z sympatią do okresu, który przypadał na szczególne życiowe wydarzenia – osobiste czy zawodowe. Druga to ci, którym się nie powiodło w nowym systemie – to ludzie, którzy z zasady idealizują PRL.

Ale jest i kategoria trzecia. Prof. Cichocki: – Ta jest szczególnie ciekawa, bo to ci, którzy jako urodzeni po 1989 r. PRL tak naprawdę nie znają, albo nieco starsi, którzy pamiętają go jedynie z dzieciństwa i jako tacy nie są w stanie dokonać jakichś pełnych, obiektywnych osądów.

PRL hipsterski i lukrowany

Artur Racicki, specjalista w dziedzinie strategii komunikacji, który na co dzień obsługuje poważne firmy, m.in. finansowe i telekomunikacyjne, trzy lata temu odkrył, że hasło „Born in the PRL" może w Internecie skupić tysiące sympatyków.  – Testowałem jakieś rozwiązania na Facebooku, żeby sprawdzić, jaka będzie reakcja, założyłem profil dotyczący wspomnień z dzieciństwa – opowiada.

Wtedy, jeszcze bez intencji wzbudzenia skojarzeń z PRL, wrzucił kilka zdjęć, m.in. vibovitu. – Profil nazwałem Born in the PRL, bo jestem z roku 1980 – podkreśla. – Najpierw rzecz podchwycili znajomi, na zasadzie: „Ojej, super, ja też to pamiętam". A potem była już lawina zdjęć, wspominków. W ciągu kilku dni profil miał już kilka tysięcy fanów, a w krótkim czasie – kilkadziesiąt tysięcy.

Kiedy próśb o zamieszczenie różnych treści okołopeerelowskich było po kilkaset dziennie, Racicki stworzył narzędzie, żeby każdy mógł sam publikować – założył w sieci dodatkowy serwis in PRL. – Dziś tylko fanpejdż „Born in the PRL" ma ponad 260 tysięcy fanów, a biorąc pod uwagę kontent, docieramy z nim do każdego dorosłego użytkownika Facebooka w Polsce – podkreśla.

Na pytanie, czy to tylko podróż do krainy dzieciństwa, czy jednak wyraz sympatii do PRL, Racicki szczerze odpowiada, że nie da się wyznaczyć granicy. – Część szuka okazji do wspólnego powspominania, tak jak ja, a mnie, absolwenta KUL, trudno posądzać o jakieś peerelowskie, polityczne inklinacje. Część zaś pewnie ma jakieś motywacje ideologiczne, dla jeszcze innych, którzy urodzili się już po zmianie ustroju, PRL to w ogóle nieznana kraina.

Na Born in the PRL poznać ją można jednak raczej tylko z „sympatycznej" strony. Wskazują na to wpisy, w większości obecnych 30-, 35-latków, którzy niczym klony Naszej-Klasy wracają do beztroski szczenięcych lat.

„Z nostalgią wspominam czasy PRL" – pisze Dorota – Było tak fajnie. Zabawy na trzepaku, granie w kwadraty, zbijaka, skakanie całą bandą na skakance, podchody itd.". Agnieszka: „W podstawówce stadnie chodziliśmy do księgarni przy szkole i niemal hurtowo kupowaliśmy dzieła Lenina. Nikogo nie obchodziła treść, ale kosztowały grosze i wyglądały elegancko". Edwin: „Ach to były piękne czasy, te niesamowite rzeczy ze sklepików, napoje w woreczkach, gumy: Donald, Turbo, czy Vibovit wcinany na sucho, oranżada w słomkach i inne delicje". Anna: „Smak ptasiego mleczka wystanego w kolejce, chałwa w puszce z Czechosłowacji. Mniam. A najlepsze jest to, że nic nie było, a każdy wszystko miał".

Wpisy, które poruszają cienie PRL, poważniejsze niż wspomnienia z kolejek do sklepów po papier toaletowy czy mięso, albo problem z kożuchem w szkolnym kubku mleka, należą do rzadkości. I nie cieszą się popularnością. Takie jak wpis Izabeli, pod którym próżno szukać komentarzy: „Lufa czołgu na pl. Wolności w Katowicach skierowana w bramę mojego podwórka – niezapomniane przeżycie 9-latki wychodzącej do szkoły. W okolicach dworca gaziki i wojsko uzbrojone po zęby. Tego widoku i strachu nie zapomnę do końca życia".

Artur Racicki przyznaje, że w ten sposób powstaje wylukrowany obraz PRL. – Ale o to chodziło, żeby się dzielić miłymi wspomnieniami, których przecież nam, jako dzieciom, nawet w PRL nie brakowało – podkreśla. – Tu się tworzy taki klimat trochę hipsterski, tworzy się zapis zapachów i smaków tamtego czasu. Tu się pisze o pierwszej miłości, o grze w klasy, w gumę. Politykę się tu omija.

Dorosłe dzieci mają fun

Kontestujący ustrój rodzice dzisiejszych użytkowników Born in the PRL w 1983 r., za zespołem Turbo, śpiewali „Dorosłe dzieci mają żal za kiepski przepis na ten świat". Ich dzieci na wyprzódki udowadniają, że dorosłe dzieci chcą mieć przede wszystkim fun, czyli zabawę. Profil Racickiego nie jest jedynym okupowanym przez młodych fanów PRL (podobną liczbę fanów ma np. Pewex), którzy ścigają się na zdjęcia PRL-owskich tablic i wywieszek („Pieczywo macane uważa się za sprzedane"), cytaty z kultowych filmów („Hydrozagadka", „Rejs", „Miś", „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz", „Brunet wieczorową porą"), które w ich świecie stają się czymś w rodzaju polskiego Monty Pythona, czy na tropienie współczesnych bareizmów symetryzujących jakoś PRL z III RP.

Nie jest to także jedyne miejsce, gdzie króluje zabawowy przekaz okołopeerelowski. I gdzie także unika się polityki. Jakub Kopczyński z toruńskiej firmy Spod Lady, która handluje gadżetami nawiązującymi do czasów PRL, też tego nie ukrywa (na Facebooku sklep wita się: „Dzień dobry, cześć i czołem"). – Nawiązujemy do PRL, ale z przymrużeniem oka, z humorem – mówi. – Unikamy poważniejszych kontekstów, ale mówiąc szczerze, rzadko też spotykamy się z uwagami typu: „Jak można coś takiego promować". Choć się zdarza.

W Spod Lady można wybierać pośród multum „kultowych" przedmiotów, m.in. kupić kubek ze stylizowanym na napis „Pewex" napisem „Prezes", albo „Spałem, ale się nie wyspałem" (z logo PRL-owskiego „Społem"),  koszulkę z cytatem z „Bruneta wieczorową porą": „Nie, wiem, nie znam się (...) zarobiony jestem", wodę po goleniu Wars lub Brutal, proszek Ixi. Można też się zaopatrzyć w wyposażenie tematycznej imprezy, np. w hełm z napisem MO i orzełkiem bez korony. Sprzedażowy hit? Tabliczka „propagandowa" z hasłem: „Zakład pracy twoim drugim domem". – To ze względu na bardzo aktualny wydźwięk hasła – śmieje się Kopczyński.

Jest fun, to dlaczego nie event. Witold Szabłowski, dziennikarz związany z m.in. TVN 24 i „GW", na pół roku przeniósł się z rodziną do mieszkania w bloku z wielkiej płyty z kryształami, ceratą na stole i ruskim rubinem w roli TV, zapuścił wąsy, odłączył komórkę i Internet, opla zamienił na malucha i jadł schabowe zamiast sushi. Potem z żoną Izabelą Meyzą napisali książkę pt. „Nasz mały PRL", dzięki której  wywiedli, że wprawdzie nie powtórzyliby już eksperymentu, ale przynajmniej wiedzą, że w PRL „dało się żyć". Ogłosili też, że oczywiście na PRL panuje moda. Tymczasem inna para dziennikarzy, Anita Czupryn i Paweł Brzozowski, zrobiła krok dalej – postawili na ocieplenie wizerunku Tadeusza Brosia, gospodarza „Teleferii" i „Teleranka" z lat 80. Trochę aktor, były członek Zespołu Reprezentacyjnego Warszawskiego Okręgu Wojskowego Desant i nałogowy alkoholik w książce „Sorry, Batory, czyli przypadki Pana Teleranka" wyszedł na postać barwną, acz niezrozumianą przez świat, czyli tragiczną. „Kilka razy śmiałam się na głos, a przecież to nie jest słodka historia, lecz wielosmakowa" – tak na FB skomentowała  książkę Jagoda.

Czupryn i Brzozowski też w wywiadach podkreślali, że na PRL panuje moda.

Pokolenie „zdjętego »Teleranka«"

W Polsce fetowanego Jaruzelskiego i opluwanych opozycjonistów, Polsce pełnej wystaw i muzeów poświęconych PRL (prywatne powstaje nawet w Nowym Dworze Mazowieckim), knajp o mrugających peerelowskim oczkiem nazwach (od szczecińskiej Sety i Galarety przez wrocławski PRL po warszawską Pod Czerwonym Wieprzem), przy telewizji publicznej pełnej  „Czterech pancernych i psa" i „Klossów" i reklamach, w których archiwalni Himilsbach i Maklakiewicz („Wniebowzięci") zachęcają do płacenia abonamentu RTV, w końcu w kraju, w którym żytnia czysta,  w klasycznej butelce, z kłosem na etykiecie, wraca z rynkowego niebytu w wyniku kampanii pozycjonowanej świadomie na dzieci PRL – nie można było uniknąć  zakusów na odważne, socjopolityczne uogólnienia.

Najpierw, gdy pięć lat temu wrocławski zespół Snake Charmer nagrał polską wersję  przeboju Bruce'a Springsteena jako „Born in the PRL", „GW" okrzyknęła ich „Hardrockowymi dziećmi PRL". „»Born in the PRL« kapeli Snake Charmer to pełen nostalgii wizerunek czasów dzieciństwa" – napisano.

Ale to też był tylko event, który jeśli coś uruchomił, to falę ciekawskich odsłon w sieci. Tymczasem w mainstreamie na dobre zagościło pojęcie „moda na PRL", a  pokolenie 30-, 35-latków obwołano „pokoleniem zdjętego »Teleranka«". Lewicowemu publicyście „Przeglądu" Kubie Kapiszewskiemu, który najwyraźniej przecenia rodzaj emocji, jakie wywołuje w pokoleniu 30-latków seria PRL-owskich komiksów o kapitanie Żbiku, wystarczyło, by wyprowadzić z tego wszystkiego nad wyraz odważne, socjopolityczne wnioski. Kapiszewski już w ubiegłym roku zaszarżował, gdy pewną lekko ironiczną skłonność do PRL-owskich symboli wśród reprezentantów byłych konsumentów balonowego donalda wyniósł do miana „ikon popkultury".

„Popkulturyzacja PRL jest szansą na zasypanie olbrzymiej przepaści w ciągłości kulturowej, jaka nastąpiła tuż po transformacji" – pisał z emfazą w artykule „Fascynacja PRL". – Na fali odrzucania tego, co przeszłe i zgrzebne, całe pokolenie pozbawiono kontaktu z bohaterami i ikonami tamtej kultury. W efekcie dzieci w szkołach wiedziały, kto to jest Kojak, ale nie miały zielonego pojęcia o poruczniku Borewiczu".

Niedawno zaś, w maju tego roku., jeden z ideologów lewicy, prof. Jan Hartman wykrzyknikiem podkreślił diagnozę o „modzie na PRL", wzywając w swoim blogu: „Nie wstydźmy się PRL! Nie wstydźmy się swojej młodości".

Prof. Ryszard Legutko, szef MEN w rządzie PiS, żadnej mody na PRL nie dostrzega. – A jeśli nawet pojawiają się jakieś środowiskowe sympatie, to trudno mi to traktować poważnie. Ja wiem, że młodość jest atrakcyjna w każdych czasach, ale podkreślanie nostalgii za PRL, czasem szczególnie mrocznym i brzydkim, wydaje mi się niezrozumiałe. I w sumie – jeśli ma to postać tak jednowymiarową, wygładzoną – nawet nieco szkodliwe, bo przy żenującym często poziomie wiedzy o historii najnowszej wśród młodych Polaków, taka zabawa może skończyć się oswajaniem PRL.

Prof. Ryszard Cichocki uważa jednak, że można by to obrócić na korzyść ogółu.

– Historii można uczyć się i na Żbiku, na Klossie, pod warunkiem że spektrum poglądów i przepływ informacji byłby pełen. Tymczasem nie sądzę, żeby to była fascynacja ustrojem jako takim. To raczej fascynacja powierzchowna, żeby nie powiedzieć – właśnie gadżeciarska. Która może świadczyć o zupełnie innym problemie tego pokolenia.

Pod prąd

Rzecz z tą „peerelowską" nostalgią się nieco komplikuje, gdy spojrzeć na nią przez pryzmat szerszy niż ten, który ogniskuje zabawowe nisze Internetu.

W Łodzi z powodzeniem działa firma handlowo-odzieżowo-wydawnicza „Pan tu nie stał", która wprawdzie marketingowo odwołuje się do PRL, ale w istocie poważnie traktuje wzornictwo lat 70. Polacy coraz chętniej rezygnują z „dworków", sięgając po wzorce modernistyczne kojarzone niesłusznie dziś z gierkowszczyzną, co cieszy niepokornych młodych architektów. – Mnie nawet bardzo, bo jestem entuzjastą prostego, ale komplementarnego sposobu myślenia wynikającego z tradycji modernistycznych – przyznaje Nikodem Piotrowski, 29-letni architekt z Poznania, któremu nijak nie da się przykleić peerelowskich sympatii. – Chciałbym też, żebyśmy nie linczowali „z klucza" tego, co jest po prostu dobre. Do dziś mnie boli to, że wyburzono stylowy warszawski budynek Supersamu.

Prof. Cichocki wskazuje, że kluczem do zrozumienia nostalgii pokolenia 30-, 40-latków mogą być ramy, jakie niepostrzeżenie narzuciła nam kultura konsumpcyjna. – I dziś, tak jak kiedyś, musieliśmy uczestniczyć w manifestacjach pierwszomajowych, dziś nasz rytm wyznaczają galerie handlowe, promocje i wyprzedaże. Ulegamy temu, ale trochę już tego nie lubimy, trochę się tym brzydzimy. I zaczynamy szukać światełek w tunelu, jakichś form kontestacji. Na razie to działa na zasadzie utopii i stąd może ta fascynacja młodych czasami PRL, bo jednak oni sobie jakoś uświadamiają, że społeczeństwo, jakie zbudowaliśmy, nie do końca jest ich społeczeństwem. I wielu młodych ludzi sobie myśli, że może w tamtym, peerelowskim społeczeństwie, to było jednak coś wyjątkowego. I zaczynają szukać innych obrazów świata idealnego, nawet w ustrojach obiektywnie nieudanych. W tym sensie jest to zapewne jakiś sygnał nadchodzącego buntu przeciwko społeczeństwu konsumpcyjnemu.

Born in the PRL

Więc nie zabawa konwencją dla zabawy konwencją. Nie PRL, lecz bliżej nieuświadomione pragnienia i deficyty? Na to pytanie w sposób bardzo interesujący nie odpowiedział pochodzący z Kielc piosenkarz Krzysztof K.A.S.A. Kasowski. Pięć lat temu na niemieckiej autostradzie w byłym NRD mignęły mu plecy motocyklisty, na których zdążył przeczytać napis naszywki: „Born in the DDR". Może to jakieś wspólne, demoludowe doświadczenie, może stricte polskie, osobiste – K.A.S.A. napisał piosenkę „Born in the PRL". Nie tak znaną dziś jak „Najpiękniejsza", ale na tyle ważną dla artysty, że tak zatytułował też płytę. Piosenka odwołuje się do „tamtych czasów", ale „dziwnych" i „szarych", które „nie wszystkim wyszły na dobre", ale „pośród kontrkultury", i w oczekiwaniu na „festiwal". I refren: „Czy rozumiesz to, że naznaczyło to mnie. Born in PRL. Ja na pewno to wiem, to ciągle we mnie jest".

Ale co?  – To coś, co trudno nazwać – mówi K.A.S.A. – Jest w tym i nostalgia za niełatwą – bo doprawdy daleko mi do sympatii do PRL – ale inspirującą młodością, do wolności czasów Jarocina, jakiejś potrzeby autentyzmu, tożsamości, prawa buntu. Tak, najwięcej w „Born in the PRL" jest o wolności...

Wyszperany w blogerskiej przestrzeni autentyk: – Wy to mieliście szczęście w życiu, wy mieliście nakazy pracy! – wyrzucał współczesny student swojemu wykładowcy „życiowy fart" w czasie dyskusji o życiu w czasach PRL.

Szok? Socjolodzy mogliby to nazwać ekstremalnie zinternalizowanym elementem socjalistycznego mitu, którego istota sprowadza się do stereotypu: „Nie lubię obecnego systemu, bo nie daje mi pracy, a tamten dawał".

Pozornie nic nowego. Ów mit zawiera tych elementów więcej: opiekę socjalną, bezpłatną oświatę i opiekę medyczną, wczasy dla każdego. Wszystko to miała zapewniać PRL. Ów mit, od czasu zmiany ustrojowej, pielęgnowało i pielęgnuje do dziś wielu Polaków. Ale ostatnie lata przyniosły w tym względzie przełom, bo jak wynika z logiki sondaży, wydaje się on Polakom coraz bardziej pociągający. Dodajmy, coraz młodszym Polakom, co wcześniej się nie zdarzało.

Paradoksalnie także tym, którzy PRL pamiętają słabo lub znają owe czasy – coś tam ze szkoły, coś z relacji rodziców, resztę z telewizji i Internetu.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy