Przed wyborami samorządowymi w 2018 r. Jarosław Kaczyński zaskoczył wszystkich publiczną deklaracją, że „wszystko jest możliwe”, włącznie ze współpracą z SLD, przekraczając tym samym granicę politycznego kompromisu, którą sam sobie wiele lat wcześniej wyznaczył i której długo się trzymał. Dopóki z przedwyborczych kalkulacji nie wyszło mu, że współpraca z postkomunistami może być opłacalna. Dla Polski, bo to jej interes przyświeca prezesowi za każdym razem, kiedy musi połykać własny język i zrobić coś, co jeszcze niedawno całkowicie wykluczał. Jestem tak stara, że pamiętam czasy, kiedy prezes stanowczo wykluczał koalicję z SLD i Samoobroną, uważając partię Andrzeja Leppera za większe zło niż postkomuniści. „Ja jestem przeciwnikiem mówienia o koalicjach przed wynikiem wyborów. Mamy dwa wyraźne zakazy, które dziś obowiązują w samorządach, a będą też obowiązywać w nowym parlamencie – SLD i Samoobrona. A dziś powinno się powiedzieć odwrotnie – Samoobrona i SLD” – zarzekał się, by dwa lata później wejść z Samoobroną w koalicję rządową, w której Andrzej Lepper był nawet wicepremierem. Nie mam więc żadnych złudzeń – gdyby tylko Włodzimierz Czarzasty zgodził się wejść z PiS w antytuskową koalicję, prezes przekonywałby swoich wyborców, że latami obrzydzany im postkomunista to po prostu „polski polityk lewicowy starszo-średniego pokolenia”, jak Józef Oleksy, czy wręcz „komunistyczny, ale jednak patriota”, jak Edward Gierek. „Działał w takich okolicznościach, jakie wtedy były, ale to, że chciał uczynić z Polski kraj ważny – w tamtym kontekście, w tamtych okolicznościach – to była bardzo dobra strona jego działania, jego osobowości, jego poglądów, wskazująca na to, że był komunistycznym, ale jednak patriotą” – kadził Edwardowi Gierkowi Jarosław Kaczyński, gdy w 2010 r. zabiegał o poparcie dla swojej prezydenckiej kandydatury u syna nieżyjącego już byłego pierwszego sekretarza PZPR. Na miejscu polityków i wyborców PiS nie przesadzałabym więc dzisiaj z oburzeniem na wybór Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu, bo nie wiadomo, co trzeba będzie kiedyś odszczekiwać, gdy prezesowi znowu się zmieni optyka i uzna, że zasypywanie historycznych podziałów z postkomunistami może mu się opłacać.