To, co zawsze imponowało mi u Józefa Mackiewicza, to odwaga głoszenia własnych poglądów wbrew opinii całego narodu. Mackiewicz w sprawach pryncypialnych nigdy nie szedł na kompromisy. Nigdy nie napisał wbrew sobie choćby jednego słowa, aby zrobić przyjemność wpływowym środowiskom, osobistościom czy szerokim rzeszom czytelników.
Często mówi się o Polakach, że są narodem indywidualistów. To wierutna bzdura. Polacy byli i są narodem myślącym w sposób stadny. Biada tym, którzy odważą się wyłamać z patriotycznej czy towarzyskiej dyscypliny. Tym, którzy śmią krytykować autorytety i podważać narzucone przez nie poglądy i oceny wydarzeń. Aż dziw, że określenie „polityczna poprawność” nie zostało wymyślone przez Polaków.
Józef Mackiewicz z narodowej dyscypliny wyłamywał się nagminnie. A właściwie wyłamywał się z narodowych dyscyplin, bo zarówno tej lewicowej, jak i tej bogoojczyźnianej. Czytając wydane właśnie przez londyńską Kontrę listy Mackiewicza i jego żony Barbary Toporskiej do redaktorów „Wiadomości” (pisane w latach 1947 – 1981), na myśl przychodzi to, co o Mackiewiczu w „Roku Myśliwego” pisał Czesław Miłosz.
„Pośród szlachty Wielkiego Księstwa – dowodził Miłosz – niemało było krwistych awanturników, do których zaliczyłbym jego brata Stanisława, ale znany był też typ awanturnika cichego a zaciekłego, co to nie popuści. Tak właśnie przedstawiam sobie Józefa (...) Mackiewicz, który ze wszystkimi chodził na udry, nie liczył się z publiczną opinią”.
Przykład pierwszy z brzegu: ocena Armii Krajowej. Organizacji, którą zarówno wtedy na emigracji, jak i teraz w III RP otacza najwyższy kult. Dla Mackiewicza AK była „bandą sowieckich kolaborantów”. Potępiał współpracę podjętą przez podziemie z wkraczającymi do Polski w 1944 roku oddziałami Armii Czerwonej. „Oficjalna nasza propaganda wydaje się być [z tej współpracy] bardzo dumna, bo wytyka ją przy każdej okazji (...)” – pisał.
I dalej: „Bieda jest oczywiście nie w tym, że my »przelewamy krew za kogoś«, tylko że nie chcemy jej nawet przelewać za własną ojczyznę i dlatego bili nas wszyscy po kolei i rozbierali Polskę od dwiestu lat jak kto chce. Podczas ostatniej wojny na pro-sowieckich kolaborantów, czyli AK, spadał taki deszcz dolarów i złota, że każdy zabity przez nich Niemiec ważył na pewno mniej i to o wiele. A teraz krzyczymy, że »nas sprzedali« bolszewikom!”.