W wyroku z 24 maja 2011 (I PK 299/10) Sąd Najwyższy uznał, że wszelkie informacje prywatne pracodawcy stanowiące jego własność lub dobro osobiste, które nie są ujawniane lub kierowane do pracownika, nie powinny być przez podwładnego nagrywane i gromadzone.
W rozpatrywanej sprawie pracownica poinformowała pracodawcę, że jest w posiadaniu kompromitujących nagrań rozmów członków zarządu. Zażądała gratyfikacji finansowej w zamian za to, że ich nie ujawni. Rozwiązano z nią umowę o pracę, wskazując jako przyczynę naruszenie zasady uczciwości i lojalności wobec pracodawcy oraz reguł współżycia społecznego, polegające na nagrywaniu rozmów odbywających się w pomieszczeniu zamkniętym bez udziału pracowników i osób trzecich.
Pracodawca nigdy tych nagrań nie słyszał, a odwołując się od rozwiązania angażu, pracownica podniosła, że te w ogóle nie powstały, a ona jedynie blefowała. SN podkreślił, że znaczenie ma tylko to, co twierdziła zwolniona. Szef nie musi udowodnić, że rzeczywiście rejestrowała wypowiedzi.
Orzeczenie to dotyka dwóch istotnych problemów. Po pierwsze, zakresu ochrony prywatności pracodawcy i zakazu nagrywania przez podwładnych informacji nieujawnianych przez firmę. Po drugie, wskazuje dopuszczalne kroki, jakie wolno podjąć wobec pracownika, który jedynie twierdzi, że rejestrował rozmowy zawierające takie informacje.
W stosunku pracy nie obowiązuje ogólna reguła, że pracodawca powinien zweryfikować (sprawdzić) prawdziwość każdego twierdzenia pracownika, zanim wyciągnie wobec niego konsekwencje. Nie można zatem wymagać, aby każdorazowo sprawdzał prawdomówność podwładnego, chyba że zachodzą co do tego wątpliwości ze względu na jego stan świadomości czy intencje.