Napisał go biblijny Kohelet, choć jego obserwacja brzmi jak cycerońskie nihil novi. W istocie nic nowego wśród ludzi: i w Rzymie, i w Jerozolimie, i w każdym miejscu, w którym są. Bez wyjątku dla prawa. Nie dajmy się zaskakiwać.
Staramy się być innowacyjni, użyteczni i skuteczni. Okazuje się jednak, że możliwych rozwiązań wcale nie jest dużo. Rzymianie wiele osiągnęli w prawie. Nie wszystko wymyślili, bo i potrzeby ich czasów bywały inne niż w epoce rewolucji przemysłowej czy w naszej dobie. Coś od nich przejęliśmy, o czymś z ich dorobku zapomnieliśmy. Czasem świadomie czerpiemy z klasycznej myśli, czasem naumyślnie wybieramy odmienne rozwiązania.
Najzabawniej, gdy się okazuje, że nieświadomie czerpiemy z rzymskiego dorobku prawnego. Zdarza się tak przynajmniej w dwóch przypadkach. Po pierwsze, gdy pewne rozwiązania uważamy za własne, a w rzeczywistości są z Rzymu: w końcu rodzima tradycja wyrasta z doświadczenia starożytnych. Innym razem wydaje się, że wpadamy na genialny pomysł, ale zaraz nam uświadamiają, że nie byliśmy pierwsi. Często już Rzymianie doszli do tego samego, lecz chwilkę wcześniej... Zaskoczeni? Niby prawo rzymskie zdawaliśmy na początku studiów, ale człek sporo już od I roku zapomniał. Powtórka zawsze się przyda. Jeśli nie będzie dobrowolna, zafunduje nam ją życie.
Zawsze trzeba uważać na 13 grudnia. Tego dnia w zeszłym roku Sąd Najwyższy podjął ciekawą uchwałę. Miał odpowiedzieć na pytanie, czy polskie prawo dopuszcza zawarcie umowy darowizny na wypadek śmierci. Skąd wiemy, co to za darowizna? Prawo polskie jej nie reguluje. Sięgamy do prawa rzymskiego, w którym też nie było jednolitego rozwiązania. Posiłkowało się słownym przyrzeczeniem stypulacyjnym, formalnym przeniesieniem własności wobec siedmiu świadków albo w pozorowanym procesie przed pretorem. Jedno pozostawało jasne: darowiznę na wypadek śmierci charakteryzowało to, że ma być skuteczna, gdy darczyńca umrze przed obdarowanym. Czy zobowiązanie to czynność charakterystyczna dla prawa spadkowego? Rzymscy juryści się tu spierali, jak później prawnicy angielscy. W jednym i drugim prawie życie pokazywało, że ludzie chętnie z takiej darowizny skorzystają, jeśli im się pozwoli.
W polskiej doktrynie uważano, że taka darowizna jest niedopuszczalna, skoro art. 941 kodeksu cywilnego pozwala rozporządzić majątkiem jedynie poprzez testament. W poprzedniej kadencji Senat RP dwukrotnie wnosił inicjatywę ustawodawczą. Za pierwszym razem przegrał z Komisją Kodyfikacyjną. Wygrało prawo rzymskie, bo żeby nie wprowadzać darowizny na wypadek śmierci, zdecydowano się na stary i poczciwy zapis windykacyjny. Też pozwala, aby oznaczona przez spadkodawcę osoba nabywała konkretne dobra. W dniu, w którym Senat zgłosił zupełnie formalne poprawki do nowelizacji k.c., wprowadzającej ten „nowy" zapis, skorzystał ponownie z inicjatywy ustawodawczej i wniósł o darowiznę na wypadek śmierci. Kadencja upłynęła. W nowej poważniejszych ruchów w sprawie nie odnotowano. A tu skład trzech sędziów podejmuje uchwałę, że oto jest dopuszczalne – a jakże – zawarcie umowy darowizny na wypadek śmierci, jeżeli jej przedmiotem są konkretne rzeczy lub prawa, a umowa nie jest sprzeczna z zasadami współżycia społecznego. Powtórka z prawa rzymskiego? A skąd sędziowie wiedzieliby, czym jest owa darowizna, jeśli nie z justyniańskiego podręcznika „Instytucje" z VI wieku? „Darowizna na wypadek śmierci jest wtedy, gdy ktoś chce, aby raczej on miał niż ten, któremu daje, i aby raczej miał ten, któremu daje, niż własny spadkobierca".