Okręgowa Rada Adwokacka z Warszawy przegłosowała właśnie uchwałę, w której obniża składkę za przynależność do stołecznej korporacji. Obniżka jest pokaźna. Zamiast 235 zł miesięcznie stołeczni mecenasi będą teraz płacić 120 zł. W ciągu roku oszczędzą w ten sposób blisko 1400 zł. Dla wielu mecenasów, szczególnie tych, którzy dopiero zaczynają, to dużo. Wielu jednak nie chodziło tylko o oszczędności.
Głosując za uchwałą jednego z szeregowych adwokatów, mecenasi opowiedzieli się w większości za obcięciem diet członkom warszawskiego samorządu. Były spore – dziekan dostawał ok. 14 tys. zł miesięcznie. Na odpowiedź władz nie trzeba było długo czekać. W pierwszym odruchu część chciała zrezygnować z funkcji. Ostatecznie na razie zostali. Przekonują jednak, że tak drastyczna obniżka składki nie została zbilansowana z tym, co Rada ma do zrobienia. Tak więc pieniędzy na ustawową działalność może zabraknąć. Autorzy składkowego przewrotu twierdzą, że korekta finansowa uwzględniała zadania Rady, ale nie apanaże jej działaczy.
Czy w ślad za warszawskimi adwokatami pójdą następni, z Polski? Niewykluczone – twierdzą w korporacji. Jedną z przyczyn baczniejszego przyglądania się wydawaniu pieniędzy jest niewątpliwie kryzys na rynku usług prawniczych. Każdego roku wchodzą nań tysiące młodych prawników. Po wpisie na listę muszą płacić składki, a zanim ruszą z kancelarią i dostaną pierwsze sprawy, mijają długie miesiące. To poważny argument. Jednocześnie samorządowe obowiązki pochłaniają czas i energię. Dobrze by było, gdyby w organach samorządu działali ludzie, którzy coś potrafią i którym się po prostu chce. Skoro więc jedna strona postawiła na wysokie kwoty, a druga (dziś zwycięska) postanowiła z nich w ogóle zrezygnować, może najlepsze okazałoby się trzecie rozwiązanie: diety, ale racjonalne.