O tym, że w Internecie można bezkarnie, korzystając z anonimowości, napisać każdy idiotyzm, wiadomo od dawna i rzecz niespecjalnie dziwi. Dziwić może, gdy kto wypisuje idiotyzmy pod swoim nazwiskiem. A raczej, gdy wypisując idiotyzmy i sygnując je nazwiskiem, potem domaga się dla swego nazwiska szacunku. Taki na przykład Wojciech Sadurski, było nie było, profesor i wykładowca, postanowił pokazać, że ma coś dowcipnego do powiedzenia o literaturze. Oczywiście tej głęboko niesłusznej:
„Jak wiadomo, zazwyczaj jest tak, że książkę Wildsteina recenzuje pozytywnie Marcin Wolski, Wolskiego – Ziemkiewicz, a Ziemkiewicza Wildstein (lub na odwrót). Na tym polega odwieczne koło bytu, radosne prawo synergii, napełniający otuchą mechanizm ludzkiej solidarności"
– ironizuje pan profesor. Ha, ha, bardzo śmieszne. Mam tylko jedną drobną prośbę ? żeby tak jeszcze pan profesor Sadurski znalazł chociaż jedną moją recenzję o Wildsteinie. Albo o Wolskim. Albo żeby znalazł jedną recenzję Wildsteina o mnie. Albo o Wolskim. Bo prawdą jest w jego wysilonych dowcipach tylko tyle, że Wolski, który ma w „Gazecie Polskiej" stała recenzencką rubrykę pisał o książkach nas obu, tyle że to dla uzasadnienia jego szampańsko lekkich złośliwości trochę za mało.
Kiedyś od człowieka z tytułem profesorskim oczekiwano, że jeśli coś mówi, a zwłaszcza jeśli pisze, to wie co. „Ale co tam marzyć o tem", jak powtarzał pan Rzecki. A taki na przykład Daniel Passent, od dziesięcioleci podpora tygodnika „Polityka", profesorem nie jest, więc tym bardziej wiedzieć nie musi. Panu Passentowi z kolei zebrało się na ironizowanie nad moimi słowami „nie byłem zachwycony rządami PiS". Och, doprawdy, kryguje się czołowy publicysta stanu wojennego, to jakaś nowość... Ależ nic prostszego, redaktorze Passent: znajdźcie po prostu jakiś cytat, w którym daję upust swojemu zachwytowi rządami PiS. Nie żeby nawet zaraz jakieś takie totalne lizusostwo, w rodzaju „Passent o Jaruzelskim" czy innych komunistycznych wodzach, nie, wystarczą choćby wyrazy zachwytu umiarkowanego. Rozumiem wstręt do wertowanie książek, ale prawie cała moja publicystyka prasowa jest dostępna w Internecie, a na jutubie wiszą dziesiątki nagrań ze spotkań z czytelnikami, wystarczy użyć wyszukiwarki. Tak, wiem, to skomplikowane, ale proszę spytać jakieś dziecko, poinstruuje i objaśni. No, proszę. Swego czasu oferowałem znalazcy takiego cytatu cenną nagrodę, było to dość dawno, ale wciąż nikt się po nią nie zgłosił, więc może wy, towarzyszu, spróbujcie szczęścia.
Wracając do powieści Wildsteina, z której natrząsa się Sadurski nie ukrywając zresztą, że wcale jej nie czytał (po co niby, skoro powieść jest głęboko niesłuszna, a on, wręcz przeciwnie, po linii i bazie?) bardzo zazdrościłem Bronkowi recenzenckiego cytatu: „czyż może być przypadkiem, że Wildstein wydał swoją powieść akurat przed wyborami". Ale ? cudze chwalicie, swego nie znacie ? zerknąłem w google'a i znalazłem o swojej powieści coś równie słodkiego: „Wydaje się oczywiste, że pod przykrywką czułej miłości do rodziny i troski o Ojczyznę, RAZ chce zgarnąć nasze dusze i oddać je Kaczyńskiemu w najbliższych wyborach." Co prawda, nie stoi za tą opinią żaden profesorski tytuł, rzecz pochodzi z blogu, ale widać wyraźnie, że myślenie recenzującej książkowe nowości damy uformowane zostało przez recenzentów z okolic Czerskiej.