Reklama

Gość „Plusa Minusa” poleca. Sebastian Jagielski: Czego boją się twórcy

Współczesne kino częściej szuka empatii niż konfrontacji, ale wciąż uważam, że ta druga może być bardzo skuteczna.

Publikacja: 10.10.2025 15:50

Gość „Plusa Minusa” poleca. Sebastian Jagielski: Czego boją się twórcy

Foto: materiały prasowe

Sebastian Jagielski

Profesor nadzwyczajny w Katedrze Historii Filmu Polskiego. Zajmuje się historią kina polskiego ujmowaną z perspektywy teorii krytycznych, kulturą queer oraz problematyką afektów.

Pomyślałem, że może łatwiej będzie zacząć od kina, bo tym się zajmuję, a byłem niedawno w Gdyni i chciałbym powiedzieć o dwóch filmach, które zrobiły na mnie duże wrażenie – „Dom dobry” Wojciecha Smarzowskiego i „Trzy miłości” Łukasza Grzegorzka. Ten pierwszy został w Gdyni bardzo źle przyjęty, a moim zdaniem to jeden z jego najlepszych filmów – obok „Wesela” z 2004 r. i „Kleru”. To kino o przemocy domowej, ale to, co mnie w nim uderzyło, to konstrukcja narracyjna – nielinearna, niepewna, miejscami dezorientująca widza. Nie wiadomo, co jest wcześniejsze, co późniejsze, co prawdziwe, a co wyobrażone. Smarzowski tworzy tym samym zamknięty mechanizm – jak pętlę przemocy, z której nie da się wyjść. Nie atakuje tematu wprost, lecz poprzez formę. To właśnie styl filmu staje się metaforą uwięzienia.

I jeszcze jedna rzecz – on świadomie stosuje efekt szoku. Chce, by widz poczuł dyskomfort, by przestał być bierny. To nie jest modna dziś strategia, bo współczesne kino częściej szuka empatii niż konfrontacji, ale wciąż uważam, że ta druga może być bardzo skuteczna. „Dom dobry” został kompletnie pominięty, być może właśnie dlatego, że jego brutalność nie wpisuje się w obecny klimat łagodności i troski.

Czytaj więcej

Gość „Plusa Minusa” poleca. Prof. Przemysław Czapliński: Opór wobec siły pieniądza

„Trzy miłości” Grzegorzka również nie zostały docenione. W centrum są pożądanie, zmysłowość, cielesność – tematy, których dziś twórcy też często unikają, bo natychmiast kojarzą się z nadużyciem czy przemocą. Grzegorzek jednak mówi o przyjemności, nie o krzywdzie. Znakomita jest chemia między aktorami – Martą Nieradkiewicz, Marcinem Czarnikiem i Mieszkiem Chomką. Reżyser ma niezwykłą umiejętność uchwycenia intymności – kamera jest blisko ciał. A przy tym film rozwija też bardzo współczesny wątek: obsesję kontroli, szpiegowania, podsłuchiwania – dziś ułatwianą przez aplikacje i technologię. To opowieść o miłości skażonej potrzebą nadzoru.

Reklama
Reklama

A z teatru chciałbym polecić „Tkoczy” Hauptmanna w reżyserii Mai Kleczewskiej w Teatrze Śląskim. To historia buntu śląskich robotników przeciw kapitalistom, ale pokazana zupełnie inaczej niż zwykle. Artyści, zwłaszcza z klasy średniej, przedstawiają zazwyczaj klasę ludową z empatią, ale bez wiary w zmianę – z przekonaniem, że tak już świat jest urządzony. Kleczewska odrzuca tę postawę. Nie ma współczucia – jest opór. Robotnicy nie są ofiarami, tylko siłą. Walczą. I to jest bardzo ciekawe: teatr, który nie pociesza, tylko mobilizuje. Kleczewska jest znakomitą inscenizatorką, a rozwiązania scenograficzne w „Tkoczach” są mocne – robotnicy wyjeżdżają spod ziemi na scenę, podczas gdy kapitaliści umieszczeni są w konstrukcji zawieszonej nad sceną, jakby w niebie. To mocny, symboliczny obraz i naprawdę wartościowy spektakl, który warto zobaczyć.

Pomyślałem, że może łatwiej będzie zacząć od kina, bo tym się zajmuję, a byłem niedawno w Gdyni i chciałbym powiedzieć o dwóch filmach, które zrobiły na mnie duże wrażenie – „Dom dobry” Wojciecha Smarzowskiego i „Trzy miłości” Łukasza Grzegorzka. Ten pierwszy został w Gdyni bardzo źle przyjęty, a moim zdaniem to jeden z jego najlepszych filmów – obok „Wesela” z 2004 r. i „Kleru”. To kino o przemocy domowej, ale to, co mnie w nim uderzyło, to konstrukcja narracyjna – nielinearna, niepewna, miejscami dezorientująca widza. Nie wiadomo, co jest wcześniejsze, co późniejsze, co prawdziwe, a co wyobrażone. Smarzowski tworzy tym samym zamknięty mechanizm – jak pętlę przemocy, z której nie da się wyjść. Nie atakuje tematu wprost, lecz poprzez formę. To właśnie styl filmu staje się metaforą uwięzienia.

Reklama
Plus Minus
„Wszystko jak leci. Polski pop 1990-2000”: Za sceną tamtych czasów
Plus Minus
„Eksplodujące kotki. Gra planszowa”: Wrednie i losowo
Plus Minus
„Jesteś tylko ty”: Miłość w czasach algorytmów
Plus Minus
„Harry Angel”: Kryminał w królestwie ciemności
Plus Minus
„Breslau”: Kochają nienawidzić, nienawidzą kochać
Reklama
Reklama