Więcej nie pójdę przed pałac

Smoleńscy wariaci i zdrajcy się nie dogadają. Mogą się tylko obrażać. I przyznać trzeba, idzie im świetnie - pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Aktualizacja: 13.04.2012 15:57 Publikacja: 12.04.2012 20:32

Więcej nie pójdę przed pałac

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Byłem pod pałacem prezydenckim z rodziną i z dziećmi tak jak wielokrotnie chodziłem dwa lata temu i tak jak poszedłem rok temu, w rocznicę. Więcej nie pójdę. Żółte tulipany od moich córek dla pani Marii i tak po kilku godzinach zgarnęli śmieciarze od Hanny Gronkiewicz-Waltz, a moją żałobę postanowił politycznie zagospodarować Jarosław Kaczyński. Dziękuję, lekcję odebrałem, więcej nabrać się nie dam.

Nie zdzierżyłem

Wiem, nigdy nie ma dobrego czasu - i piszę to całkiem serio - by skrytykować towarzystwo z Krakowskiego Przedmieścia, Solidarnych 2010, obrońców krzyża i uczestników kolejnych miesięcznic. Zawsze mają pod górkę wyszydzani w wielonakładowej prasie, okpiwani przez dyżurnych telewizyjnych trefnisiów, pogardzani. Wariaci, paranoicy, smoleńska sekta, mohery - zawsze słabsi, pozbawieni głosu, skarykaturyzowani.

Jak z nimi polemizować, by nie przyłączyć się do chóru tych wszystkich, z którymi mi nie po drodze? Bo, mówiąc szczerze i dobitnie, w sumie wolę z babcią spod krzyża zgubić niż z mądralą z TVN znaleźć. Ale tym razem i ja nie zdzierżyłem.

Najpierw jednak gorzkie wyjaśnienie. Otóż do braku klasy - i jest to określenie najdelikatniejsze - obecnej władzy zdołałem się już przyzwyczaić. Gdy prezydent mojego kraju wysyła wieczorem, w przeddzień katastrofy swego ministra, by ukradkiem jak intruz złożył wieniec przed tablicą „upamiętniającą upamiętnienie", to bezradnie rozkładam ręce. Gdy premier i ministrowie na chybcika, w milczeniu, bez słów, bez chwili refleksji składają swe wieńce na mogiłach części ofiar, byle szybciej, byle mieć to za sobą, to cóż można powiedzieć? Że premierowi się śpieszyło? W taki dzień? Nie miał nic do powiedzenia? Że najważniejszą osobą podczas całej tej ceremonii i skądinąd jedyną, która zachowała się jak należy, był trębacz?

Jak to dobrze, że rząd ma jeszcze jakichś biskupów, z którymi na co dzień toczy wojenki, ale w takich chwilach się przydają, prawda? Oni zawsze odprawią mszę, powiedzą kilka słów, później wytłumaczą wiadomej gazecie, że nie chodziło im, broń Boże, o politykę, i załatwione. Godzinka i już, upamiętnienie dokonane, dostojnik może wracać do pracy. Po czymś takim prezydent jak zwykle jest dumny z siebie i z państwa, które - jak zawsze - zdaje egzamin. Ja pozostaję zażenowany.

Nie namawiam do amnezji

Powie ktoś: czego chcesz? Żądasz, by najważniejsi ludzie w państwie zamienili się tego dnia w korowód oszalałych żałobników? Nie, ale wiem, że można inaczej. Można jak Marek Belka, który wobec swego poprzednika ś.p. Sławomira Skrzypka wykonał dziesiątki gestów, który niewielkie Muzeum Pieniądza potrafił nazwać jego imieniem, który wreszcie zatroszczył się o jego rodzinę. I nie chodzi tylko o wsparcie materialne, a o zwykłą pamięć, kilka serdecznych gestów.

Można jak Tomasz Siemoniak, ot po prostu nazwać dwie sale w MON na cześć Aleksandra Szczygły i Jerzego Szmajdzińskiego, pójść na mszę w intencji gen. Błasika, nawet jeśli na tej samej mszy będzie Macierewicz, a wdowa powie kilka gorzkich słów pod adresem polskiego państwa. Wiele? Chyba nie. Siemoniak zachował się po prostu zwyczajnie, jak przyzwoity człowiek, nie zrobił niczego niezwykłego. Ale już samo to w tych absurdalnie agresywnych czasach jest niezwykłe i godne szacunku.

Można się najwyżej spierać, czy 10 kwietnia przed pałacem prezydenckim był bardziej wiec partyjny, czy spotkanie promocyjne „Gazety Polskiej"

Można wreszcie jak inny minister Bogdan Zdrojewski polecieć do Smoleńska i po prostu się nie skompromitować. Nie tłumaczyć na każdym kroku Rosjan, nie zapewniać, że wszystko jest świetnie, ale spokojnie, bez politycznej zapiekłości i nienawiści oddać tego dnia cześć umarłym, poległym czy jakkolwiek nazwiemy ofiary tej katastrofy.

Czy Belce coś od tego gestu ubyło? Czy Siemoniak i Zdrojewski stali się przez to mniej platformerscy? Knują z PiS? Nie. Po prostu rozumieją, iż są sprawy znacznie ważniejsze niż codzienna szarpanina dwóch partii. Szkoda, straszna szkoda i żal, że nie potrafi tego zrozumieć prezydent, że nie postawi uczciwej tablicy i nie złoży w biały dzień pod nią kwiatów. Przykre, że Donald Tusk nie zdobędzie się na kilka prostych słów. Smutne wreszcie, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zaproponuje miejsca na pomnik ofiar, a prezydent Gdańska Paweł Adamowicz nie odsłoni uroczyście jakiejś alei Anny Walentynowicz, skoro znalazł miejsce na ulicę Havla.

I tylko rodzi się pytanie: dlaczego tak się dzieje? Może już zapomnieli, że w Smoleńsku zginęli także ich koledzy: Rybicki, Karpiniuk (na jego grób choć pojechał Schetyna), Dolniak? Może się boją, że rozpamiętywanie tego da tylko polityczne paliwo PiS? Tak czy owak fatalnie to wygląda, panowie. Wiem, bardzo wiele złego się już zdarzyło i co się stało, to się nie odstanie. Nie namawiam nawet do amnezji i sztucznego wybaczenia sobie wszystkiego. Tak się po prostu zastanawiam, czy musimy w to wszystko brnąć?

Nie jestem paniczykiem

Ale jako się rzekło, mnie rządzący nawet specjalnie nie zdziwili. Tak jak nie zdziwili mnie PSL-owcy, którzy umieścili na YouTubie film upamiętniający wszystkie ofiary smoleńskiej tragedii. Dokładnie wszystkie trzy ofiary tragedii związane z PSL. Mnie rozczarowali organizatorzy spotkania pod Pałacem Prezydenckim. Czy dlatego, że od nich wymagałem więcej? Może trochę, ale przede wszystkim dlatego, że przez wiele dni to politycy PiS w każdym programie telewizyjnym zapraszali warszawiaków, by przyszli oddać hołd prezydenckiej parze, by przyszli na żałobne wspomnienie.

Przyszedłem. Jeszcze tego samego dnia rano kpiłem z „Gazety Wyborczej", która z góry wiedziała, że pod Pałacem będzie „wiec sympatyków PiS". Okazało się, że to oni mieli rację, nie ja. Można się oczywiście spierać, czy bardziej był to wiec partyjny, czy spotkanie promocyjne „Gazety Polskiej", ale spór to trzeciorzędny, bo obie te strony żyły w pełnej symbiozie.

Nie, drodzy państwo, na spotkaniu w rocznicę śmierci nie przynosi się szubienic na plakatach, transparentów i „głów zdrajcy" w ruskiej czapce. Tak jak wy nie chcecie być wariatami i pogardzanymi oszołomami, tak oni też nie chcą być zdrajcami i renegatami. Nie przekonałem was? No i dobrze, myślcie sobie co chcecie, a nawet wyrażajcie to sobie, jak chcecie, ale na Boga, nie tego dnia, nie w tym miejscu!

Dlaczego? Bo, zrozumcie, na żałobnym spotkaniu nie śpiewa się „Sto lat"! Bo zginął Lech, skąd więc skandowanie „Jarosław, Jarosław! "? Bo w rocznicę śmierci przychodzi się złożyć kwiaty, pomodlić, a nie szydzić z nielubianych dziennikarzy i pozdrawiać ich „Zdrastwujtie" przy rechocie gawiedzi. Bo, skoro przychodzimy upamiętnić ofiary katastrofy, to po prostu nie na miejscu są słowa o upadających stoczniach, szalejącej drożyźnie i niepolskiej polityce zagranicznej. Nawet jeśli słuszne i jeśli wypowiada je brat zmarłego.

Nie, nie jestem salonowym paniczykiem i wiem co to wiec oraz jaka jest jego logika, jaka tam dominuje poetyka. Jak ktoś chce intelektualnej debaty, wybiera się do klubu dyskusyjnego, a nie na wiec. Zgoda, ale jak ktoś chce po prostu chwili zadumy i żałoby tego właśnie dnia? Czy nie to mi obiecywaliście pod Pałacem?

Nie tworzę symetrii

Żeby było jasne, ja nie widziałem tam niczego strasznego, nie słyszałem jakichś szczególnie brutalnych czy haniebnych okrzyków - ot partyjna demonstracja jakich wiele, nie to mi doskwiera. Tylko że to miała być rocznica śmierci, nie wiec. Żałoba, nie polityczna fiesta. Smutek i żal, nie chęć zemsty.

I jeszcze jedno, tak na koniec. Nie buduję na siłę fałszywej symetrii: po jednej stronie pozbawione klasy i zrozumienia państwowej powagi władze, po drugiej gniewny tłum. Albo, jeśli chcecie tego języka, po jednej paranoicy i wariaci, po drugiej zdrajcy, renegaci. Nie tworzę tej symetrii, bo nie mam przekonania, że podział ów jest właśnie symetryczny, czyli że winy obu stron rozdzielić należy po równo. Nie ukrywam, że sercem jestem na Krakowskim Przedmieściu, ale nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że bardziej zawinili zdrajcy, tudzież, że gorsi są wariaci.

Czasem tylko mam ochotę was, zajętych okładaniem się pałami, spytać czy na pewno wiecie co stało się 10 kwietnia 2010 roku? I czy aby o pamięć wam chodzi?

Byłem pod pałacem prezydenckim z rodziną i z dziećmi tak jak wielokrotnie chodziłem dwa lata temu i tak jak poszedłem rok temu, w rocznicę. Więcej nie pójdę. Żółte tulipany od moich córek dla pani Marii i tak po kilku godzinach zgarnęli śmieciarze od Hanny Gronkiewicz-Waltz, a moją żałobę postanowił politycznie zagospodarować Jarosław Kaczyński. Dziękuję, lekcję odebrałem, więcej nabrać się nie dam.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?