Każdego roku w okolicach czerwca przez media przetacza się informacja o stanie majątkowym polskich posłów do Parlamentu Europejskiego. Ku poruszeniu wielu komentatorów oraz znacznej części czytelników okazuje się, że posłowie ci, których rola jest wciąż dość mglista dla opinii publicznej, zarabiają więcej niż polski premier czy prezydent RP.
Spotyka się to z uzasadnionym zdziwieniem, jednak na tym się niestety kończy. Cała sprawa zatrzymuje się na poziomie ciekawostki. Jeśli informacja zestawiona jest z nazwiskami posłów mniej zaangażowanych w prace Parlamentu, dochodzi do tych emocji uzasadnione wzburzenie. Na początek postawmy sobie zasadnicze pytanie – dlaczego posłowie zasiadający w Brukseli zarabiają tak dużo
Miesięczne wynagrodzenie posłów do PE wynosi 38,5 proc. uposażenia sędziego Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Daje to sumę ok. 6200 euro miesięcznie po odliczeniu europejskiego, równego dla wszystkich, podatku.
Rozwiązanie to weszło w życie w 2009 roku wraz z rozpoczęciem właśnie kończącej się VII kadencji PE. Wcześniej posłowie do PE byli wynagradzani przez kancelarie swoich własnych parlamentów narodowych, zgodnie z obowiązującymi w danym kraju zasadami wynagradzania posłów. Przyjmując statut, zadecydowano, że płaca posłów do PE będzie miała ujednoliconą wysokość, ustaloną centralnie i będzie wypłacana z budżetu Parlamentu Europejskiego.
Decyzja ustrojowa
Nad sprawą głosowano w Parlamencie Europejskim 23 czerwca 2005 roku. 403 posłów opowiedziało się za nowym systemem, 89 przeciw i 92 się wstrzymało. Grupy polityczne, lewica i prawica, podzieliły się wewnętrznie.