Dlaczego Bruksela płaci europosłom

Dlaczego to Bruksela wypłaca pensje europosłom? Aby mieli oni silniejsze poczucie identyfikacji z Unią. I aby łatwiej było stawiać bałamutny zarzut eurosceptykom, że pobierają pieniądze od instytucji, którą krytykują – pisze europoseł PiS.

Publikacja: 25.06.2013 19:59

Konrad Szymański

Konrad Szymański

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz Rafał Guz

Red

Każdego roku w okolicach czerwca przez media przetacza się informacja o stanie majątkowym polskich posłów do Parlamentu Europejskiego. Ku poruszeniu wielu komentatorów oraz znacznej części czytelników okazuje się, że posłowie ci, których rola jest wciąż dość mglista dla opinii publicznej, zarabiają więcej niż polski premier czy prezydent RP.

Spotyka się to z uzasadnionym zdziwieniem, jednak na tym się niestety kończy. Cała sprawa zatrzymuje się na poziomie ciekawostki. Jeśli informacja zestawiona jest z nazwiskami posłów mniej zaangażowanych w prace Parlamentu, dochodzi do tych emocji uzasadnione wzburzenie. Na początek postawmy sobie zasadnicze pytanie – dlaczego posłowie zasiadający w Brukseli zarabiają tak dużo

Miesięczne wynagrodzenie posłów do PE wynosi 38,5 proc. uposażenia sędziego Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Daje to sumę ok. 6200 euro miesięcznie po odliczeniu europejskiego, równego dla wszystkich, podatku.

Rozwiązanie to weszło w życie w 2009 roku wraz z rozpoczęciem właśnie kończącej się VII kadencji PE. Wcześniej posłowie do PE byli wynagradzani przez kancelarie swoich własnych parlamentów narodowych, zgodnie z obowiązującymi w danym kraju zasadami wynagradzania posłów. Przyjmując statut, zadecydowano, że płaca posłów do PE będzie miała ujednoliconą wysokość, ustaloną centralnie i będzie wypłacana z budżetu Parlamentu Europejskiego.

Decyzja ustrojowa

Nad sprawą głosowano w Parlamencie Europejskim 23 czerwca 2005 roku. 403 posłów opowiedziało się za nowym systemem, 89 przeciw i 92 się wstrzymało. Grupy polityczne, lewica i prawica, podzieliły się wewnętrznie.

Z polskiej perspektywy można powiedzieć, że SLD i PO było za, Partia Demokratyczna wstrzymała się, a PiS był przeciw.

Wbrew pozorom była to decyzja o charakterze głęboko ustrojowym. Wynagrodzenie osób publicznych wypływa bowiem z kultury politycznej danego kraju. Ma związek nie tylko z zasobnością kasy państwowej, ale przede wszystkim z pojmowaniem czynnika dochodowego w działalności politycznej.

Dlatego nieprzypadkowo kraje, gdzie rytuał władzy politycznej jest rozbudowany, by nie powiedzieć barokowy, jak np. we Włoszech, wynagrodzenie i inne przywileje polityków mają hojne. Nieprzypadkowo tam, gdzie rytuał i tym samym rola polityki są skromniej sformułowane, jak w krajach skandynawskich, płace są niższe, a przywileje prawie nie istnieją.

W Europie Środkowej dysproporcje biorą się głównie z różnic w sile nabywczej walut narodowych wobec euro. Stąd różnice między wynagrodzeniami krajowymi a brukselskimi w naszej części Europy są wyjątkowo ostre. Jednak powszechna zgoda co do ograniczania wydatków na posłów i ministrów staje się rysem charakterystycznym naszych nowych demokracji.

Nie mniej ustrojowy charakter ma zasada, że to głosujący i wybierający mają w demokracji wpływ (pośredni) na zasady finansowania parlamentu i rządu. A głosującymi na polskich posłów do PE nie są wszyscy Europejczycy. Tymi głosującymi są wszyscy Polacy, na co wskazują zasady zgłaszania kandydatów i liczenia głosów.

W Unii Europejskiej wraz z wprowadzeniem nowych zasad wynagradzania posłów do PE obie te reguły pogwałcono w imię paradygmatu federalnego. To właśnie realizacja federalnej mrzonki jest powodem, dla którego decyzję o wynagradzaniu posłów wybieranych we Włoszech, w Niemczech, Danii czy w Polsce wyrwano z rąk głosujących i przeniesiono do Brukseli.

Za tą decyzją stoi sugestia, że demosem (ludem) są wszyscy Europejczycy, a nie poszczególne narody z ich kulturami politycznymi i zasadami ustrojowymi. To paradygmat federalny kazał fizycznie przenieść kasę wypłat do Brukseli, by posłowie mieli jeszcze silniejsze poczucie identyfikacji z projektem. A także po to, by łatwiej było stawiać bałamutny zarzut eurosceptykom, że pobierają pieniądze od instytucji, którą krytykują. To już tylko krok od zakazu krytyki. Przynajmniej tej formułowanej w murach samego Parlamentu.

Oczywiście cała federalizacja demokracji europejskiej jest projektem wciąż niedokończonym. Stąd postulaty zmian w ordynacji wyborczej tak, aby proces wyborczy (zgłaszanie kandydatów, liczenie głosów) był możliwie dalece oderwany od demosów narodowych.

To „wymyślanie Europejczyków”, przywoływane przez różnych polityków europejskich, w tym Radosława Sikorskiego, za piemonckim politykiem z czasów jednoczenia Włoch Massimo Taparellim nie ma wielkich szans powodzenia. Europejska demokracja jest tworem sztucznym i nie budzi politycznej emocji poza brukselskimi gabinetami.

Jednak wzbudzenie poczucia europejskiej wspólnoty politycznej jest warunkiem powodzenia federalnego scenariusza dla Europy. Dlatego ten sztuczny, a nierzadko irytujący paradygmat będzie wracał.

Pogwałcone zasady

Decydowanie ponad głowami wyborców o uposażeniu osób pełniących urzędy wybieralne jest bardzo dobrą ilustracją, czym w praktyce jest idealistycznie brzmiący federalizm. Jest aroganckim lekceważeniem kultury politycznej, tradycji ustrojowych oraz wyborów zbiorowych – głupich i mądrych, ale własnych – poszczególnych narodów.

Warto o tym pamiętać, kiedy kolejny raz dokonamy przeglądu deklaracji majątkowych polskich posłów w Brukseli, by następnego dnia bezkrytycznie zachwycać się projektem europejskim, który dla wielu jest lekarstwem na całe rzekome zło polskiej polityki.

Każdego roku w okolicach czerwca przez media przetacza się informacja o stanie majątkowym polskich posłów do Parlamentu Europejskiego. Ku poruszeniu wielu komentatorów oraz znacznej części czytelników okazuje się, że posłowie ci, których rola jest wciąż dość mglista dla opinii publicznej, zarabiają więcej niż polski premier czy prezydent RP.

Spotyka się to z uzasadnionym zdziwieniem, jednak na tym się niestety kończy. Cała sprawa zatrzymuje się na poziomie ciekawostki. Jeśli informacja zestawiona jest z nazwiskami posłów mniej zaangażowanych w prace Parlamentu, dochodzi do tych emocji uzasadnione wzburzenie. Na początek postawmy sobie zasadnicze pytanie – dlaczego posłowie zasiadający w Brukseli zarabiają tak dużo

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?