Reklama
Rozwiń
Reklama

Barbara Socha: W obliczu kryzysu demograficznego potrzebujemy nowego kontraktu społecznego

Strategia Rozwoju Polski do 2035 r. niestety nie zawiera pomysłu na rozwój. „Łagodzenie zmian demograficznych i adaptację do nich” można interpretować jako kapitulację – pisze Barbara Socha, doradca prezydenta Karola Nawrockiego.

Publikacja: 20.11.2025 04:50

Barbara Socha: W obliczu kryzysu demograficznego potrzebujemy nowego kontraktu społecznego

Foto: Adobe stock

W dzisiejszej sytuacji demograficznej Polski i całego zachodniego świata myślenie o rozwoju to przede wszystkim myślenie o sposobach na zatrzymanie i odwrócenie dramatycznego i niespotykanego dotąd w historii spadku dzietności. Demografowie od dawna toczą spory o to, czy większy wpływ na malejącą liczbę urodzeń mają zmiany kulturowe, czy sytuacja ekonomiczna. Trochę w poprzek tej debaty proponuję sięgnąć głębiej w istotę naszej cywilizacji.

Reklama
Reklama

Niewątpliwie nasza cywilizacja, jak wiele poprzednich, upada. Rodzi się za mało dzieci. Używając języka prof. Konecznego, twórcy jednej z teorii cywilizacji – straciła swoją żywotność. Dlaczego? Dlatego, że zepsuła się jej struktura.

Co takiego zepsuło się w strukturze naszej cywilizacji?

Jedną z istotnych jej cech jest dążenie do dobrobytu, ciągłej poprawy warunków życia. To napędza gospodarkę, rozwój nauki i postęp technologiczny. Kiedyś dzieci, a szczególnie większa ich liczba, przyczyniała się do pomnażania majątku rodziców i były zabezpieczeniem na starość. Posiadanie dzieci szło w parze z budowaniem dobrobytu.

Czytaj więcej

Kryzys demograficzny, jakiego nie było. Dlaczego Europa jest skazana na wyludnienie

Współcześnie dzieci przestały być pomocą w gospodarstwie domowym. Coraz dłuższa edukacja nie tylko zajmuje czas, ale i kosztuje. Wydatki częściowo pokrywa państwo, ale w znaczącej części pokrywają je rodzice. Po drugie, wprowadzenie systemów emerytalnych spowodowało, że zależność między liczbą dzieci a dobrobytem na starość została całkowicie zerwana. W przypadku kobiet istnieje nawet zależność odwrotna. A mianowicie, im więcej dzieci posiada kobieta, tym niższa jej emerytura, bo krótszy staż pracy zawodowej i niższe dochody.

Reklama
Reklama

Dziś prestiż i status społeczny ściśle wiążą się z wykształceniem i karierą zawodową, ale już nie z dziećmi. Praca opiekuńcza przestała „budować dobrobyt”, a zaczęła być kosztem. Kobiety, aspirując do podnoszenia statusu społecznego, kształcą się i rozwijają swoje kariery, a macierzyństwo stanowi przeszkodę, bo oznacza przerwę w karierze, omijanie podwyżek i awansów. W sumie – kobiety ponoszą bardzo wysokie koszty utraconych możliwości. A ekonomia behawioralna uczy nas, że mamy dużą awersję do straty.

Foto: rp.pl

Kobiety są aktywne zawodowo i osiągają dochody tak jak mężczyźni. A zatem małżeństwo lub jego brak nie wpływa znacząco na ich sytuację ekonomiczną. Za to na sytuację mężczyzn tak – i to raczej negatywnie, jeśli pojawią się dzieci. Oznacza to, że mężczyzna w większym stopniu utrzymuje rodzinę, przynajmniej w pierwszych latach, kiedy żona przerywa aktywność zawodową.

To tylko kilka kwestii, z których jasno wynika, że dzisiaj z ekonomicznego punktu widzenia posiadanie dzieci wiąże się z istotnym pogorszeniem sytuacji zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Ekonomiści mówią, że dzieci stały się swego rodzaju dobrem luksusowym, a większa ich liczba – przejawem nieodpowiedzialności, tak jak konsumpcja dóbr luksusowych przez osoby, których na nie stać.

Jak przywrócić pozytywny związek między posiadaniem dzieci a sytuacją ekonomiczną rodziców?

Jak to naprawić? Należy przywrócić pozytywny związek między posiadaniem dzieci a sytuacją ekonomiczną rodziców, a przynajmniej ograniczyć negatywną zależność. Oczywiście nie poprzez likwidację systemu emerytalnego czy innych zdobyczy współczesnych państw dobrobytu, ale poprzez innowacje społeczno-gospodarcze – nowy kontrakt społeczny, który nadąży za zmianami ekonomicznymi, technologicznymi i kulturowymi. Elementem tego kontraktu musi być uznanie pracy rodzicielskiej jako istotnego wkładu w rozwój gospodarczy społeczeństwa.

Reklama
Reklama

Słyszymy, że im społeczeństwa bogatsze, tym mniej mają dzieci, co jest dowodem zmian kulturowych, innych aspiracji i stylu życia. Tylko czy na pewno zmieniły się nasze aspiracje? W moim przekonaniu – nie do końca. Nadal aspirujemy do tego, by budować nasz indywidualny dobrobyt i prestiż społeczny Tyle że dzieci już nie są do tego potrzebne. Zmiany kulturowe oczywiście zachodzą, ale nie biorą się znikąd. Są konsekwencją zmian ekonomicznych, ustrojowych i technologicznych.

Jak Strategia Rozwoju Polski do 2035 r. odpowiada na kryzys demograficzny?

Czy rządowy projekt Strategii Rozwoju Polski do 2035 r. jest właściwą odpowiedzią na te wyzwania? Ten obszerny dokument formułuje cztery cele dla polityki rozwoju państwa: cel demograficzny (łagodzenie zmian demograficznych i adaptacja do nich); cel gospodarczy (tworzenie warunków dla konkurencyjnej i sprawiedliwej gospodarki z poszanowaniem dla środowiska i klimatu); cel bezpieczeństwa (wzmocnienie bezpieczeństwa, odporności i sprawności państwa), oraz cel horyzontalny: zrównoważony rozwój terytorialny oparty na policentrycznej sieci osadniczej.

Czytaj więcej

Tak ma się rozwijać Polska do 2035 r. Rząd pokazał swoją strategię

Cieszy to, że rząd dostrzega problemy demograficzne, ale łagodzenie zmian i adaptacja do nich to zdecydowanie za mało. Potrzebna jest odważna i konsekwentna polityka, która naprawi strukturę naszej cywilizacji.

Dzisiaj w Polsce ok. 30 proc. kobiet nie urodzi dziecka. A to oznacza, że dla zatrzymania spadku liczby ludności potrzeba, by pozostałe dwie trzecie kobiet miały po troje dzieci. Rodzina 2+3 powinna być w centrum strategii rozwoju Polski. Powinna być, ale nie jest. W Strategii czytamy: „Choć warunki życia w Polsce uległy istotnej poprawie w ostatnich dekadach, wciąż zauważalny jest problem ubóstwa. (…) W największym stopniu skrajnym ubóstwem zagrożone są pary z dziećmi, w szczególności z co najmniej trojgiem dzieci na utrzymaniu”. Powtórzmy to zdanie – nie osoby samotne, nie emeryci, ale rodziny z trójką dzieci są najbardziej zagrożone ubóstwem w Polsce. Czy nadal dziwi nas, że masowo rezygnujemy z decyzji o liczniejszej rodzinie?

Czego brakuje w Strategii Rozwoju Polski do 2035 r.?

Patrząc z tej perspektywy, czego najbardziej brakuje w Strategii? W obszarze dochodów dokument nie przedstawia żadnych polityk, które mogłyby ograniczać ubóstwo rodzin z trójką dzieci. W świetle inicjatywy – prezydenta Karola Nawrockiego dotyczącej podatku PIT-0 dla rodzin 2+, warto rozważyć pomysł wprowadzenia pewnej ciągłości polityki podatkowej i wykorzystania mechanizmu awersji do straty. Dzisiaj podatnik może korzystać z ulgi PIT-0 w trzech konkretnych przypadkach. Po pierwsze, do ukończenia 26. roku życia. Po drugie, jeśli wychowuje czworo lub więcej dzieci. I po trzecie, jeśli pozostaje aktywny zawodowo po osiągnięciu wieku emerytalnego. A co, gdyby młodzi ludzie mogli nie tracić tej ulgi na kolejnych etapach życia? Np. przysługiwałaby młodym małżonkom przez trzy lata od daty ślubu. Potem po urodzeniu pierwszego dziecka – kolejne trzy lata, po urodzeniu drugiego dziecka kolejne trzy i już bez ograniczeń w czasie dla rodzin 3+.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Kataryna: Czy piętnowanie kobiet bez dzieci uratuje Polskę przed kryzysem demograficznym?

W Strategii brakuje pomysłu na reformę systemu emerytalnego, który dziś nie uwzględnia pracy rodzicielskiej, a przecież Fundusz Ubezpieczeń Społecznych wprost zależy od dwóch czynników: wysokości wpłacanych składek oraz liczby osób, które te składki płacą. A zatem rodzice mają wkład do systemu nie tylko płacąc składki, ale także wychowując kolejne pokolenie. Reforma systemu emerytalnego powinna być jednym z elementów nowego kontraktu społecznego.

Niespójne propozycje w edukacji

W obszarze edukacji brakuje zauważenia luki edukacyjnej, czyli różnicy w wykształceniu kobiet i mężczyzn. Młodzi mężczyźni mają wyższe wykształcenie o wiele rzadziej niż młode kobiety, a z badań wiemy, że kobiety wchodzą w związki z mężczyznami o tym samym lub trochę wyższym statusie społecznym. Dlatego młodym kobietom coraz trudniej znaleźć odpowiednich partnerów. Potrzebna nam reforma szkolnictwa wyższego, rozwijanie uczelni technicznych i kierunków związanych z nowoczesnymi technologiami. I to nie tylko w największych miastach.

Foto: Paweł Krupecki

Jest mowa o wspieraniu pozytywnego wizerunku rodzicielstwa, a likwiduje się przedmiot wychowanie do życia w rodzinie. Nie ma pomysłu na promocję kultury prorodzinnej, chociaż coraz wyraźniej widzimy, że niektóre media promują kulturę nieprzyjazną macierzyństwu.

Reklama
Reklama

O potrzebie edukacji historycznej i kształtowaniu postaw patriotycznych pisze się w rozdziale o wzmacnianiu potencjału obronnego i jest to ujęte jako zadanie dla organizacji pozarządowych (trudno oprzeć się wrażeniu, że wpisali to do dokumentu urzędnicy MON, natomiast MEN, odchudzając podstawy programowe historii i języka polskiego, nie widzi potrzeby kształcenia patriotycznego).

Budownictwo jednorodzinne sprzyja dzietności. Potrzebna nam więc mądra polityka suburbanizacyjna, a nie walka z suburbanizacją

W obszarze mieszkalnictwa dokument słusznie zauważa wiele problemów, takich jak gniazdownictwo, które w Polsce dotyczy 53 proc. młodych w wieku 25-34, brak zdolności kredytowej, który dotyczy 40 proc. rodzin w wieku 18-44, czy przeludnienie, czyli niewystarczającą liczbę pokoi na osobę. Nie formułuje natomiast żadnych kierunków polityki mieszkaniowej, które zwiększałyby dostępność mieszkań i domów dla młodych i rodzin z dziećmi.

Duże wątpliwości budzi podejście do suburbanizacji. Dokument dostrzega „nasilającą się suburbanizację”, która „dotyczy nie tylko metropolii, ale także mniejszych miast”, „jest skutkiem migracji osób w wieku produkcyjnym (18-44 lata), w tym często rodzin z dziećmi”. Dokument postrzega ją jako zjawisko negatywne, które prowadzi do przeciążania sieci transportowej, chaosu przestrzennego, utraty walorów przyrodniczych, utrudnienia w prowadzeniu działalności rolniczej (tak jakby problemem Polski był brak terenów rolniczych i nadmiar ludności).

Odpowiedzią ma być rozwój miast, w tym: „dostępność mieszkań, atrakcyjnych pod względem ceny i jakości, w dobrze zaprojektowanej przestrzeni, z dostępem do usług i komunikacji publicznej”. To jeden z błędnych kierunków Strategii. Z badań wiemy, że Polacy „marzą o rodzinie z dziećmi i domku z ogródkiem na przedmieściach” (badania MRIPS 2021 r.). Nasilająca się suburbanizacja jest dowodem, że te marzenia niektórzy realizują – najczęściej przez budownictwo indywidualne. Domek na przedmieściach, tańszy niż małe mieszkanie w centrum miasta, rozwiązuje problem dostępności finansowej oraz przeludnienia. Z badań wiemy także, że budownictwo jednorodzinne sprzyja dzietności. W tym kontekście walka z suburbanizacją jest polityką antydemograficzną.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Polska straci 10 mln ludzi. „Łatwiej żyć w parze z psem niż z niemowlakiem”

Potrzebna nam mądra polityka suburbanizacyjna, odpowiadająca na preferencje i potrzeby osób na różnych etapach życia. Należy przeciwdziałać niekontrolowanemu rozlewaniu się miast i projektować niską zabudowę w strefach podmiejskich, dbając o infrastrukturę transportową i komunikację z centrami miast oraz o dostęp do usług publicznych. Suburbanizacja jest zjawiskiem powszechnym na świecie. Postępuje w miarę bogacenia się społeczeństw, gdyż nie tylko Polacy marzą o domku na przedmieściach.

Co Strategia Rozwoju Polski do 2035 r. mówi o rynku pracy?

Według Strategii jednym z głównych sposobów łagodzenia zmian demograficznych jest maksymalizacja aktywności zawodowej osób w wieku produkcyjnym. To się w Polsce dzieje od wielu lat i jesteśmy już jednym z najbardziej zapracowanych narodów w UE. Szczególnie wzrosła aktywność zawodowa kobiet. Polki pracują więcej niż kobiety w krajach Europy Zachodniej, gdzie bardzo rozpowszechniona jest praca na część etatu. W Polsce brakuje tej elastyczności. Mamy za to pomysły MRPiPS na skrócenie czasu pracy, co w kontekście Strategii brzmi absurdalnie.

Należy pamiętać, że preferencje pracowników zmieniają się na różnych etapach życia. Państwo nie powinno ani ograniczać czasu pracy (przez wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy), ani wydłużać go, np. podnosząc wiek emerytalny, ale powinno wspierać różne wybory, np. możliwość pracy na część etatu dla młodych rodziców czy osób w wieku okołoemerytalnym. Można się zastanowić nad wprowadzeniem indywidualnego kontraktu pracy, który każdy zawiera z pracodawcą (przy określonych warunkach brzegowych, np. stawce minimalnej), z podwyżkami w postaci wyższego wynagrodzenia albo w postaci krótszego czasu pracy przy tym samym wynagrodzeniu – zamiast czterodniowego czasu pracy dla wszystkich.

Reklama
Reklama

Koncepcja indywidualnego konta rozwoju z budżetem na szkolenia mogłaby być dużo bardziej spójna i dalej idąca. Indywidualne konto kariery to połączenie nowoczesnej cyfrowej administracji z wysokim poziomem usług publicznych – od wyboru szkoły średniej do emerytury. Na etapie edukacji obejmowałoby doradztwo edukacyjno-zawodowe (z wykorzystaniem AI), później planowanie kariery, jej dokumentację. Zamiast zbierania świadectw pracy i kolejnych certyfikatów potwierdzających podnoszenie kompetencji. W ramach tego konta każdy otrzymywałby budżet na szkolenia i tam go rozliczał. Konto byłoby zintegrowane z systemem kwalifikacji oraz informacją emerytalną, a kalkulatory emerytur liczyłyby spodziewaną wysokość emerytury. Dzisiejsze służby zatrudnienia pomagałyby planować ścieżki rozwoju kariery i szkolenia z tym związane. W tym systemie macierzyństwo powinno być uznane jako etap kariery, łącznie ze zdobywaniem określonych kompetencji, okresami składkowymi, a docelowo wynagrodzeniem macierzyńskim (zamiast zasiłku macierzyńskiego, dopłat do żłobków czy babciowego).

Strategia Rozwoju Polski do 2035 r. niestety nie zawiera pomysłu na rozwój. „Łagodzenie zmian demograficznych i adaptację do nich” można interpretować jako kapitulację. Jeżeli dzisiejszy poziom dzietności nie zwiększy się istotnie, to każde kolejne pokolenie będzie o połowę mniejsze od pokolenia swoich rodziców. A to niestety szybka droga do tego, byśmy jako Naród przestali istnieć. Wielu naukowców twierdzi, że do tej pory żadne państwo na świecie nie potraktowało poważnie wyzwań demograficznych. Może to właśnie Polska powinna być tym pierwszym krajem, który poważnie potraktuje rodziców i wychowywanie dzieci.

Autorka

Barbara Socha

Urzędniczka państwowa, w latach 2019–2023 podsekretarz stanu w resortach związanych z rodziną i polityką społeczną. Od 2025 r. doradca Prezydenta RP Karola Nawrockiego



W dzisiejszej sytuacji demograficznej Polski i całego zachodniego świata myślenie o rozwoju to przede wszystkim myślenie o sposobach na zatrzymanie i odwrócenie dramatycznego i niespotykanego dotąd w historii spadku dzietności. Demografowie od dawna toczą spory o to, czy większy wpływ na malejącą liczbę urodzeń mają zmiany kulturowe, czy sytuacja ekonomiczna. Trochę w poprzek tej debaty proponuję sięgnąć głębiej w istotę naszej cywilizacji.

Niewątpliwie nasza cywilizacja, jak wiele poprzednich, upada. Rodzi się za mało dzieci. Używając języka prof. Konecznego, twórcy jednej z teorii cywilizacji – straciła swoją żywotność. Dlaczego? Dlatego, że zepsuła się jej struktura.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wszyscy się cieszą, że Włodzimierz Czarzasty jest nowym marszałkiem
felietony
Jan Zielonka: Zapomniana wojna z Covid-19
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Recepta na pewną katastrofę Europy
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Napierała: Po co nam dziś IPN i polityka historyczna
Materiał Promocyjny
Jak budować strategię cyberodporności
Opinie polityczno - społeczne
Kiedy pękają tamy – jak budować odporność społeczną na kryzysy?
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama