Ale nie tylko Nowa Lewica cieszy się z nowego marszałka. Prawo i Sprawiedliwość, wychodząc z sali i pokrzykując, może znów grać w swoją ulubioną grę: „My stoimy tam, gdzie zawsze, a oni tam, gdzie stało ZOMO”. Szymon Hołownia jako człowiek środka, uczestnik nocnego spotkania z prezesem Kaczyńskim i ktoś mało obciążony przeszłością, był trudniejszym celem do atakowania niż Czarzasty.
Dlatego w głosowaniu nad stanowiskiem wicemarszałka dla lidera PL2050 PiS się podzielił i nie krzyczał. Za to lider Nowej Lewicy jest wymarzoną postacią do tego, by kontestować, protestować i się obrażać. Prezes PiS wyraźnie był we wtorek w swoim żywiole, znów mógł atakować komunizm, a nawet bronić peerelowskiego prokuratora Stanisława Piotrowicza, który podobno „wyciągał ludzi z więzienia”. Ale dokąd ich potem zaprowadził – prezes nie zdradza.
Prezydent Karol Nawrocki też się cieszy z marszałka Włodzimierza Czarzastego
Za to Karol Nawrocki, mimo zręcznej uwagi o tym, że Polska jest krajem, w którym prezydent jest antykomunistą, a marszałek Sejmu postkomunistą, w sumie dał Czarzastemu kredyt czy raczej drobną pożyczkę zaufania. Zapewnił, że szanuje demokrację i będzie się przyglądał przyszłej współpracy. Dla niego bowiem osoba nowego marszałka jest także dobrą wiadomością: mobilizuje prawicowy elektorat i skleja Nową Lewicę jeszcze mocniej z rządzącymi. Prezydent nie musi powtarzać za Jarosławem Kaczyńskim, że nie warto wystawiać własnego kandydata na wicemarszałka, bo „ludzie rzeczywiście bardzo często odbierają obejmowanie takich stanowisk jako udział we władzy”. Nie musi, bo on tę władzę już ma.
Może więc pozostawić PiS tam, gdzie jest, czyli na marginesie Sejmu i jeszcze mocniej ściągnąć cugle prawicy. To nie w Kaczyńskim będzie ona upatrywać nadziei na powstrzymanie pomysłów rządzących i zmian, takich jak związki partnerskie czy liberalizacja prawa antyaborcyjnego, tylko w prezydencie. To on jest ostoją radykalnie prawicowych wartości i kibicowskiej oprawy na fasadzie siedziby głowy państwa.