Krótko przed zapowiedzianą wizytą polskiego prezydenta Karola Nawrockiego w Berlinie ukazała się ciekawa rozmowa z byłym niemieckim dyplomatą Wolfgangiem Ischingerem. Zasugerował on w niej, że Niemcy powinny wesprzeć finansowo polskie zakupy uzbrojenia dla obrony wschodniej flanki NATO. Jego zdaniem prócz efektu militarnego mogłoby to „poprawić klimat w relacjach niemiecko-polskich i być może nieco osłabić polskie żądania reparacyjne”.
Czytaj więcej
„Rząd uważa, że choć moralnie Polsce należy się zadośćuczynienie za zbrodnie niemieckie podczas d...
Abstrahując od samej kwestii, jak Niemcy chciałyby konkretnie wesprzeć Polskę finansowo – jak wiadomo Berlin nie robi niczego bezinteresownie i bez zysku – ta wypowiedź jest godna uwagi. Przede wszystkim pokazuje, że „presja reparacyjna” w polskiej polityce wobec Niemiec nie jest wcale bezsensowną i przeciwskuteczną strategią, jak powtarzają nam to wciąż jej przeciwnicy. Kwestia ta, używana w przemyślany sposób, może w polityce posłużyć do osiągnięcia różnych celów.
Najedź myszką (stuknij w ekran) na diagram, by wyświetlić interesującą Cię wartość liczbową.
Kwestia reparacji, odszkodowań, zadośćuczynienia ma w relacjach polsko-niemieckich ogromny potencjał moralny i emocjonalny w obliczu potwornych strat, jakie Polska doznała ze strony Niemiec w czasie II wojny światowej. Zaniechania strony niemieckiej w ich zadośćuczynieniu są ogromne i ewidentne. Nie jest też prawdą, że niemieccy politycy nie mają całkiem tego świadomości. Dlatego reagują na polskie żądania tak emocjonalnie, nerwowo i obawiają się przede wszystkim ich skutku dla własnego wizerunku. To właśnie czyni „presję reparacyjną” nie tylko etycznie uzasadnioną, ale sprawia, że pozostaje ona istotnym elementem polskiej polityki wobec Niemiec w realizowaniu konkretnych celów. I nie ma absolutnie żadnego obiektywnego, racjonalnego powodu, dla którego Warszawa miałaby z niego rezygnować w imię jakichś abstrakcyjnych wyobrażeń o „polsko-niemieckiej wspólnocie interesów”.