W gorączce elekcyjnej mógł umknąć uwadze pewien lufcik (bo jeszcze nie okno), który w trakcie wyborów otworzył się dla lewicy. Oczywiście dla lewicy odpowiednio sprofilowanej, czyli socjalnej, skupionej na nierównościach ekonomicznych, prawach pracowniczych, zabiegającej o najbiedniejszych, rezygnującej z dyskursu tożsamościowego i praw mniejszości. Szansę tę wykorzystał Adrian Zandberg, który na sztandary wyniósł silną Polskę z atomu, krzemu i stali. O ile utrzyma ten kurs, ma szansę sporo namieszać na lewej stronie naszej sceny politycznej. Niemniej ma dość kiepską pozycję startową.
Zandberg do niedawna był Marylą Rodowicz polskiej polityki. Tak jak nasza diwa budzi się już tylko na Sylwestra, aby dać płomienny koncert, tak Adrian Zandberg budził się tylko na czas wyborów, by zdobyć kilka dodatkowych procent dla Razem, a następnie zapadał w sen zimowy. Obecnie jednak wydaje się, że wcale nie ma zamiaru spocząć na laurach. Mocne wystąpienie podczas pierwszego zgromadzenia Sejmu po wyborach, gdzie Zandberg gromił Donalda Tuska i jego rząd, wytykając mu bezczynność pudrowaną straszeniem powrotem do władzy PiS (na dokładkę z Konfederacją), może świadczyć o tym, że lider Razem chce spożytkować zainteresowanie wyborców zdobyte podczas wyborów prezydenckich.
Czytaj więcej
W 2015 roku po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezydenckich rozpoczął się marsz PiS po wł...
Brak wotum zaufania dla Donalda Tuska
To jednak wcale nie będzie takie łatwe. Owszem, Adrian Zandberg może narzekać z mównicy sejmowej, że Donald Tusk sięga po wotum zaufania dla rządu, aby zdyscyplinować swoje koalicyjne przystawki, ale koniec końców nad tym wotum zaufania trzeba będzie zagłosować. Razem już raz miało okazję, żeby dać czerwoną kartkę koalicji, a jednak zdecydowało się pozostać w rozkroku i udzieliło w 2023 r. wotum zaufania Donaldowi Tuskowi, choć do rządu nie weszli. Wtedy w pewnym sensie było to sensowne, gdyż umożliwiało utrzymanie bardziej korzystnego dla Razem składu Sejmu, a jednocześnie dało możliwość krytykowania liberalnych pomysłów większości posłów. Teraz krytyka KO w wykonaniu Adriana Zandberga wybrzmiewa o wiele głośniej, ale i ryzyko dla jego ugrupowania jest większe. Nikt bowiem nie kupi takiej krytyki rządu, która skończy się na tym, że ostatecznie Razem udzieli poparcia koalicji rządzącej. Zandberg stałby się w ten sposób kolejnym Szymonem Hołownią, który mówił w swoim czasie o potrzebie walki z duopolem, by następnie szybciutko pobiec i udzielić poparcia Rafałowi Trzaskowskiemu, czym całkowicie stracił wiarygodność.