Po pierwsze, lot polskiego astronauty w kosmos pokazał, jak bardzo Polacy głodni są sukcesu i uznania na świecie. Nie pierwszy to raz mogliśmy się przekonać, że są wprost uzależnieni od tego, co myślą o nich inni. Z komentarzy w mediach społecznościowych wynika, że prawdopodobnie większość z nas uważa, iż misja naszego astronauty była śledzona przez społeczność światową i że dziś mówi się o Polsce jako o potędze podbijającej kosmos.
Może wydawać się to śmieszne, ale wiele zarazem mówi to o naszym społeczeństwie – o jego kompleksach, potrzebie uznania, aspiracjach. Wielokrotnie te fenomeny były wykorzystywane przez polityków i nie inaczej stało się w tym przypadku. Polacy są po prostu bezradni w obliczu obietnicy, że ktoś z zewnątrz dobrze o nich pomyśli. Są od tego wręcz uzależnieni.
Misja Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego: Czy Polska ma szansę stać się kosmiczną potęgą?
Z tym wiąże się drugi aspekt wyczynu doktora, nomen omen, Uznańskiego: wzmożenie dotyczące dalszych losów jego misji oraz jej zmonetyzowania, „scashowania” (jak wyraził się Donald Tusk). Zarówno media, jak i specjaliści zajmujący się badaniami kosmosu, ogłosili, że oto nadszedł moment, gdy Polska może stać się potęgą w tej dziedzinie. Snute są plany dofinansowania tej gałęzi nauki, popularyzacji jej wśród dzieci i młodzieży, budowy nowych centrów badawczych. Jestem ostatnim, który nie cieszyłby się z perspektywy zwiększenia nakładów na naukę i zainteresowania nią młodego pokolenia, ale wskutek lotu jednego Polaka w kosmos, lotu opłaconego przez państwo polskie i należnego nam z racji finansowego wkładu w europejski program badawczy, nic się w naszym kraju nie zmieniło w tej dziedzinie. Podobnie jak Węgry, których przedstawiciel także wrócił ze stacji kosmicznej przed dwoma tygodniami, nie staliśmy się automatycznie ważnym graczem w dziedzinie podboju kosmosu. Gorączka, która opanowała umysły Polaków, jest niczym nieuzasadniona. Stan rodzimej nauki, także w tym zakresie, jest dokładnie taki sam, jaki był przed wylotem dr. Uznańskiego.
Pomysł budowy w naszym kraju przemysłu kosmicznego nie jest sam w sobie zły, ale musiałby odbywać się w ramach jakiegoś planu, szerszego pomysłu, z uwzględnieniem korzyści i strat. Tak, strat, bo przekierowanie strumienia środków akurat na tę dziedzinę nauki musi odbyć się albo kosztem innych jej dziedzin, albo kosztem innych wydatków państwa, na przykład ochrony zdrowia czy edukacji. Nie można pozwolić, by na emocjach związanych z tym lotem kilku cwaniaków zarobiło duże pieniądze, a polskie społeczeństwo nic z tego nie miało. Hurraoptymizm ujawniony w tym przypadku pokazuje typowe dla Polaków „modus operandi” opisane już dawno przez Adama Mickiewicza słowami: „…szlachta na koń wsiędzie, ja z synowcem na przedzie, i – jakoś to będzie!”.