Anita Lasker urodziła się w mieście mojej młodości, Wrocławiu. Kilka dni temu odwiedził ją brytyjski król Karol, by złożyć urodzinowe gratulacje. Choć pani Anita właśnie skończyła 100 lat, nie jest to główny powód królewskiej wizyty. Ma bowiem ona niezwykły życiorys, który czyni ją wiarygodną i sławną.
Anita Lasker: Złamałam swą starą przysięgę, bo nienawiść jest trucizną, którą trujemy samych siebie
Przeżyła Auschwitz, grając na wiolonczeli. Po wojnie była jedną z założycieli English Chamber Orchestra, która zrobiła muzyczną furorę. Unikała publicznych rozmów o wojnie. Do Niemiec nie pojechała przez kilka dekad, bo – jak mówiła – każdy przechodzień spotkany na ulicy „mógłby być osobą, która zamordowała moich rodziców”. Gdy jednak w 2018 r. została zaproszona do niemieckiego parlamentu, Bundestagu, to pojechała. Tłumacząc zmianę swego stanowiska, powiedziała: „Złamałam swą starą przysięgę, bo nienawiść jest trucizną, którą trujemy samych siebie”.
Czytaj więcej
Zamiast rozmawiać o rosyjskiej wojnie hybrydowej, politycy prawicy wolą organizować festiwale kse...
Słowa te są szczególnie aktualne dzisiaj, gdy rośnie fala nienawiści przeciwko wszystkim, którzy są obcy, szczególnie przeciw imigrantom. Migrantów często nienawidzą ci, którzy z nimi nie mieli jakichkolwiek osobistych doświadczeń. Wystarczy, że wyglądają inaczej, by mieć o nich negatywną opinię. Mnożą się brutalne ataki siłowe na migrantów. Nie wiemy, czym się to skończy. Pani Anita ma w tym względzie cenną radę: – Porozmawiajcie ze sobą, zanim się pozabijacie – powiedziała w niedawnym wywiadzie dla BBC. – Dowiedzcie się, kim jesteście. Bądźcie ciekawi siebie i innych ludzi.
Czas wyrazić zdecydowany sprzeciw wobec zachowania panów Bąkiewicza, Warchoła czy Brauna
Prawdopodobnie dowiecie się, że nie są to gwałciciele, lecz ofiary gwałtu. Spotkacie czarnoskórego księdza, syryjskiego nauczyciela czy filipińską pielęgniarkę. Migranci, tak jak my, mają w swym gronie ludzi łamiących prawo. Nie znaczy to jednak, że można w stosunku do nich stosować zasadę zbiorowej odpowiedzialności. Wyobraźcie sobie, że każdy Polak w Anglii jest traktowany jak Marcin M., który zabił 67-latka młotkiem, a następnie podzielił jego ciało na 27 części, które porzucił w torbach w różnych zakątkach Manchesteru.