Państwowa firma o nazwie Polskie Nagrania posiadała niegdyś monopol na nagrywanie czegokolwiek. Żyła spokojnie, produkując płyty z muzyką symfoniczną, jak i pomniejsze płytki z nagraniami zespołów rozrywkowych. Święty spokój prysnął wraz z upadkiem PRL-u, ale na efekty prywatyzacji trzeba było poczekać dłużej niż na ożywienie upadłych molochów socjalizmu.

Pędzący Królik, ośmiorniczki i Fundusz Sprawiedliwości

Pierwszy raz nieźle namieszało w polityce ujawnienie w 2010 roku nagrania jednego z ministrów ówczesnego rządu, który w knajpie Pędzący Królik dywagował z pewnym biznesiarzem o sprawach, które – delikatnie mówiąc – nie leżały w jego kompetencji, co dało początek „aferze hazardowej”, która zdemolowała ten rząd i ówczesny Sejm. Poziom artystyczny nagrań szybko wzrósł, bo wkrótce dał się przyłapać sam Bartłomiej Sienkiewicz, wówczas szef MSW oraz koordynator służb specjalnych, a więc nadminister od ochrony tajemnic, ekip antypodsłuchowych i innego tajniactwa. Od tego czasu knajpa Sowa i Przyjaciele stała się kwaterą główną nagrań, kompromitując kolejnych ministrów konsumujących tam przysłowiowe „ośmiorniczki”.

Nagrania są jednak firmą ponadpartyjną, czego dowodem było niedawne przyłapanie przez ich mikrofony „silnego człowieka” PiS-owskiego rządu, gdy ujawniał machlojki podległego mu Funduszu Sprawiedliwości, który miał służyć pomocą ofiarom przestępstw, a był używany do nielegalnych zakupów i przedwyborczego wspierania polityków miłych partii rządzącej. Minister, który paradował po Sejmie z pistoletem glock za pasem i podsłuchiwał, kogo chciał, nielegalnie kupionym z tego funduszu systemem Pegasus, dał się jak dziecko nagrać swemu podwładnemu o posturze pajaca, któremu nikt normalny nie powinien ufać.

Czytaj więcej

Minister Bodnar o autentyczności taśm Mraza: "Ta linia obrony nie jest najlepsza"

Chłopaczyska z polityki lubią cukierki

Co z tego wynika? Nie tylko to, że programy niektórych nagrań mogą być pisane cyrylicą. Najbardziej przeraża marność polityki, a zwłaszcza uprawiających ją ludzi. Są zgrają chłopaków grających w berka albo w chowanego. Te gadżety, mercedesy, pegasusy, glocki, urządzenia antypodsłuchowe i kordony funkcjonariuszy służą tylko dla szpanu na podwórku. Ich tajne służby nie potrafią ochronić przed podsłuchami ani przed fatalnym doborem współpracowników. Przypomnijmy, jak sprawdzano sędziego Tomasza Szmydta, który był białoruskim szpiegiem, i jak im grał na nosie Daniel Obajtek, prowadząc swoją kampanię, a lekceważąc poszukiwania prokuratury i policji. To, że lubią ośmiorniczki i dobre alkohole, nie czyni ich dorosłymi: chłopaczyska też lubią cukierki i nieraz dają się na nie nabrać.