Odkąd do Białego Domu wrócił Donald Trump, Europa musi coraz częściej mierzyć się z otwartą wrogością Stanów Zjednoczonych. Administracja amerykańska miesza się w wybory, wyśmiewa europejskie wartości i wymusza na Europie kolejne niekorzystne rozwiązania – w dziedzinie polityki handlowej, cyfrowej, klimatycznej, w sprawie wojny za naszą wschodnią granicą. Ostatnie dni – stojące pod znakiem nowego amerykańskiego planu pokojowego dla Ukrainy, który oznaczałby jej de facto kapitulację – powinny pozbawić złudzeń niedowiarków.
Na razie nikt nie śmie Trumpowi podskakiwać. „Tylko wyobraźcie sobie, jaki by to wywołało chaos” – odpowiedziała kilka tygodni temu szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, na pytanie, dlaczego Bruksela nie postawiła się Waszyngtonowi w sprawach handlowych. Latem UE zaakceptowała umowę na bardzo nierównych warunkach; głównie dlatego, że większość krajów członkowskich bała się tego, czym może skończyć się eskalacja: zarówno dla gospodarki, jak i dla bezpieczeństwa.
Czytaj więcej
Umowa między UE a Stanami Zjednoczonymi jest porozumieniem, które ochrania nasze wartości, a jedn...
USA gwarantem bezpieczeństwa Polski. Nie mamy jednak planu B
W Europie Zachodniej trwa jednak ożywiona dyskusja na temat tego, jak uchronić się przed najbardziej zgubnymi ingerencjami Trumpa w sprawy kontynentu – i jak przygotować się do sytuacji, kiedy Europa nie będzie mogła już na Amerykanach zwyczajnie polegać.
W Polsce to jednak wciąż temat tabu. W końcu naszym głównym zagrożeniem jest teraz potencjalna wojna z Rosją. Amerykanie pozostają gwarantem naszego bezpieczeństwa, ale planu B brak. Do tego dochodzą wybory parlamentarne w 2027 r. i łatwość, z jaką prezydent i opozycja mogliby oskarżyć rząd o zdradę stanu, gdyby ten śmiał zadrzeć z Trumpem – lub choćby zakwestionował sensowność polegania przede wszystkim na amerykańskim sprzęcie wojskowym.