Jarosław Kaczyński objeżdża Polskę z gawędą. W kolejnych miejscach opowiada w zasadzie to samo, choć oczywiście zawsze innymi słowami, z innymi anegdotami, z nieco odmiennym rozłożeniem akcentów. To niespieszna, dygresyjna opowieść o historii III RP, ze szczególnym uwzględnieniem ostatnich siedmiu lat, w której są wszystkie klasyczne elementy: zła Platforma Obywatelska i bardzo zły Donald Tusk, pomnikowy Lech Kaczyński, wielki mąż stanu Jan Olszewski, heroiczni Ukraińcy, sądy, które trzeba wciąż „zreformować”, złe układy, silne więzami przeniesionymi z Peerelu (w różnych miejscach, w zależności od zapotrzebowania narracyjnego: w deweloperce, finansach, polityce) oraz oczywiście bardzo dobry, dbający o Polskę i Polaków, empatyczny (broń Boże nie socjalistyczny!) PiS. Obowiązkowym punktem jest drobiazgowa wyliczanka wydatków budżetowych, których dokonano, odkąd PiS rządzi. Partia Jarosława Kaczyńskiego w tej gawędzie we wszystkim różni się od wrażych sił. Ich wybór w najbliższych wyborach – jak powiedział nie tak dawno pan prezes w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” – oznaczałby finis Poloniae.