Czy SLD stać się może obrońcą wolnego rynku w Polsce? Twierdząca odpowiedź na to pytanie zdobywa coraz więcej zwolenników. Jest to efekt kampanii promocyjnej, którą dominujące media już od dawna wspierają partię Grzegorza Napieralskiego.
Ich sympatia, a w każdym razie taryfa ulgowa, z krótkimi przerwami, towarzyszy temu ugrupowaniu w kolejnych wcieleniach nieomal od jego powstania w 1990 roku. Od ostatnich wyborów wyraźnie widać wysiłki opiniotwórczych środowisk, aby to SLD stało się główną siłą opozycyjną, a PiS uległ marginalizacji.
Kiedy oglądamy fetowanie „gabinetu cieni" stronnictwa, które nie osiąga nawet połowy poparcia największego ugrupowania opozycyjnego, ocieramy się o groteskę. Skoro jednak projekt marginalizacji PiS ciągle nie przynosi efektu, a nawet widać tendencję do stopniowego wzmacniania się partii Kaczyńskiego, pojawia się próba wypromowania koalicji PO – SLD, która z dodatkiem PSL mogłaby rządzić po najbliższych wyborach. Akurat ten plan wydaje się realny.
Istotnym elementem wspierania SLD jest eksponowanie jego rynkowości i ekonomicznej racjonalności. Uczestniczy w tym sporo biznesowych środowisk. Niedawno, na wielkiej gali Business Centre Club, były premier i przywódca postkomunistów Leszek Miller otrzymał prestiżowy tytuł Lidera Polskiego Biznesu. Oficjalnym powodem było wprowadzenie Polski do UE, chociaż nic się nie stało, aby w tym właśnie momencie świętować tę okoliczność, a ostatni kryzys rozwiał wiele złudzeń, które żywiliśmy wobec zjednoczonej Europy. Chodzi więc o promocję SLD i pasowanie tej partii na obrońców polskiego kapitalizmu.
Niedawno sąd uniewinnił członków zarządu grupy Stoczni Gdynia i jej prezesa Janusza Szlantę. Rok temu ostatecznie oczyścił z zarzutów zarząd i współwłaścicieli Stoczni Szczecińskiej. Akcja przeciw nim przeprowadzona została pod patronatem rządu Millera. Wykorzystując chwilową dekoniunkturę, państwo przejęło dobrze prosperujące stocznie, a twórców ich sukcesów aresztowano i oskarżono o działanie przeciw interesom prowadzonych przez nich firm. W efekcie stocznie upadły. Przy tej okazji obłowiły się inne przedsiębiorstwa, np. związane przyjacielskimi układami z ówczesnym szczecińskim baronem SLD i ministrem gospodarki Jackiem Piechotą.