Radziszewska: równa płaca za pracę kobiet

Nierówne płace kobiet i mężczyzn to nie tylko niesprawiedliwość. Niższe dochody żon i matek stają się często przyczyną przemocy domowej wobec nich – twierdzi pełnomocnik rządu ds. równego traktowania

Publikacja: 07.03.2011 23:45

Radziszewska: równa płaca za pracę kobiet

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Red

Tegoroczna warszawska manifa odbyła się pod gromkim hasłem: "Dość wyzysku! Wymawiamy służbę!". Intencja organizatorek wydaje się jasna. Trzeba kierować uwagę opinii publicznej na realnie istniejące w Polsce nierówności ekonomiczne między kobietami i mężczyznami.

Pełna zgoda, ale w kontekście tego mocnego hasła jakże dziwnie brzmią słowa jednej z prominentnych organizatorek Kongresu Kobiet, "biznesowej" feministki z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan Henryki Bochniarz. Ledwie przed trzema tygodniami na łamach "Wprost" zasugerowała, że Polki w dużym stopniu same odpowiadają za swój niższy status ekonomiczny, gdyż często po prostu żądają dla siebie niższej płacy niż mężczyźni zatrudniani na tych samych stanowiskach.

Ba, to też jest prawdą! Ale gdybyż wszystko wyglądało tak prosto jak w warszawskim świecie Henryki Bochniarz.

Wbrew temu, co twierdzi pani prezydent Lewiatana, Polska nie tylko z winy Polek wciąż jest krajem nierównych szans dla kobiet i mężczyzn. Przecież nie kto inny jak kobiety prowadzą w naszym kraju większość firm rodzinnych. Właśnie one mają w swojej pieczy sklepiki, różnorakie punkty usługowe i niewielkie przedsiębiorstwa wiejskie. To wyjątkowa sytuacja w skali całej Europy.

Aby jednak tę przedsiębiorczość Polek dostrzec i docenić, należałoby opuścić mury ekskluzywnych warszawskich gabinetów biznesowych. I to raczej nie w celu udania się na manifę, gdzie – niezależnie od publikowanych w poczytnych tygodnikach narzekań na (z natury?) "zahukane myszki" – można bez większej odpowiedzialności wykrzykiwać slogany o wyzysku kobiet...

Różnice w statusie ekonomicznym kobiet i mężczyzn mają w Polsce konkretne przyczyny. Statystyki GUS są alarmujące. W 2008 roku (ostatnie dostępne dane) przeciętne wynagrodzenie pracownic było w naszym kraju o 23 procent niższe od przeciętnego wynagrodzenia mężczyzn, a przecież kryzys ekonomiczny mógł to rozwarstwienie jeszcze znacząco pogłębić. Owa niekorzystna dla kobiet dysproporcja występuje częściej w sektorze prywatnym niż publicznym.

Pani prezydent Lewiatana Henryka Bochniarz może zacząć zmiany od podległej jej instytucji – zarząd PKPP składa się z 16 panów i tylko z 3 pań!

Niewątpliwie te smutne dane świadczą o tym, że kobiety w Polsce generalnie pracują na gorzej płatnych stanowiskach. Często się zdarza też, iż nawet wykonując tę samą pracę z takim samym (bądź większym) jak ich męscy współpracownicy zaangażowaniem czy sumiennością, i tak kobiety otrzymują niższą płacę niż mężczyźni (niezależnie od wykształcenia, zdobytych zawodowych kwalifikacji i doświadczeń pań).

To postępowanie pracodawców jest niezgodne z konstytucją, której artykuł 32 wyraźnie mówi, że "nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny". W kodeksie pracy znajduje się zaś cały rozdział IIa mówiący o równym traktowaniu w zatrudnieniu. Choć jednak prawo w Polsce w tym względzie jest jasne, dyskryminacja płacowa kobiet występuje powszechnie.

Mimo to w mediach nie słyszymy o konkretnych przypadkach takiej dyskryminacji. Brakuje w naszym społeczeństwie świadomości prawnej, która na tym polu w innych krajach UE jest dziś większa.

Jakiś czas temu głośny stał się w Europie przypadek kobiet obsługujących stołówkę szkolną w hrabstwie North Yorkshire w Wielkiej Brytanii. Publiczna szkoła rozwiązała z nimi umowę, proponując im jednocześnie przejście do prywatnej firmy, która w szkole dalej miałaby prowadzić jadłodajnię. Właściciel tej firmy zaproponował nowym pracownicom niższe wynagrodzenia, gdyż "w dobie kryzysu", jak argumentował, trudno byłoby mu inaczej wygrać konkurs na prowadzenie działalności gastronomicznej w szkole.

Kobiety poczuły się dotknięte, bo mężczyznom pracującym na tych samych stanowiskach w stołówkach w innych instytucjach publicznych z okolicy nikt płacy "z powodu trudnej sytuacji na rynku" nie obniżał. Dzielne pracownice szkolnej kantyny wygrały sprawę w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości, który w takim ich traktowaniu dopatrzył się dyskryminacji.

A przecież ich przypadek wielu wcale nie musiał wydawać się oczywisty! Z iloma bardziej jaskrawymi formami dyskryminacji płacowej spotykają się na co dzień kobiety w Polsce.

Nie z każdą jednak sprawą należy od razu iść do sądu. Przyczyny ekonomicznej dyskryminacji kobiet są bowiem złożone. To nie tylko niezgodne z prawem działanie. Wielką rolę odgrywa w tym nierównym traktowaniu stereotypowe myślenie, że kobieta może zarabiać mniej.

Organizacje występujące w imieniu pracodawców rozwiązanie problemu najchętniej przerzuciłyby na państwo. Sugerują np., aby rząd nadał kobietom przywileje socjalne podobne do tych, jakie posiadają dziś niepełnosprawni. Pozwoliłoby to znacząco obniżyć koszty zatrudnienia. Czy jednak wszystkie kobiety powinny korzystać z takiego przywileju? Nie!

Socjolodzy ostrzegają przecież przed tego typu działaniami – przywileje mogą przynieść odwrotny skutek do zamierzonego. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że pogorszyłyby jeszcze sytuację kobiet na rynku pracy, gdyż wielu z nich np. łatwiej byłoby sięgać po zasiłek, niż zatrudnić się na stałe i w sposób ciągły rozwijać się zawodowo. Efekt jest łatwy do przewidzenia: niski poziom aktywności zawodowej, bezrobocie i pogłębienie wykluczenia kobiet na rynku pracy. A już dzisiaj w każdej grupie wiekowej kobiet bezrobocie jest większe niż wśród mężczyzn.

Z pewnością rolę państwa trudno przeceniać. Rząd winien wspomóc kobiety przez promocję elastycznych form zatrudnienia, telepracy czy tworzenie przedszkoli i żłobków (i w tym wspierać pracodawców). Wszystkie te pożądane działania rządu mogą się jednak okazać nieskuteczne, jeśli przedsiębiorcy o aktywności zawodowej kobiet dalej będą myśleli w sposób stereotypowy.

Wśród wielu właścicieli firm wciąż przecież pokutuje przekonanie, że kobieta próbująca łączyć macierzyństwo z karierą zawodową nigdy nie będzie dostatecznie dyspozycyjna, że jej zaangażowanie w pracę będzie mniejsze. Pracodawców nie przekonują twarde fakty: kobiety do 40. roku życia rzeczywiście ze względu na obowiązki macierzyńskie są statystycznie mniej "wydajnymi" pracownikami niż mężczyźni, ale w przypadku zatrudnionych po ukończeniu 40. roku życia sytuacja jest dokładnie odwrotna. Panie mniej chorują i żyją dłużej niż panowie!

Tymczasem kobiety po przerwie spowodowanej urlopem macierzyńskim czy wychowawczym często nie wracają już do pracy zawodowej, mimo że aż 80 procent Polek chciałoby do pracy wrócić. Niechęć pracodawców ("bo pani będzie wciąż brała zwolnienia lekarskie na dziecko!") przyczynia się w ten sposób do niskiej samooceny kobiet. Dlatego niepewne swojej pozycji godzą się na płacę niższą niż ich męscy współpracownicy, choć przecież często czeka na nie druga ciężka praca w domu. Powstaje błędne koło: skoro kobieta przystaje na gorsze wynagrodzenie, pracodawca czuje się zwolniony z obowiązku równego jej traktowania.

Tyle że taka sytuacja w rezultacie szkodzi zrównoważonemu rozwojowi społecznemu i gospodarczemu w skali całego państwa. Nie chodzi tylko o to, że większa liczba aktywnych zawodowo kobiet przekłada się na wzrost poziomu zatrudnienia i – tym samym – wpływów podatkowych w państwowej kasie. Nie tylko o to także, iż stabilna praca daje kobietom silniejsze poczucie bezpieczeństwa, co ma bezpośredni związek z ilością urodzeń i poprawą trwałych wskaźników dzietności.

Jak dowiodły badania amerykańskiej ekonomistki Anny Aizer, kobiety pracujące i osiągające podobne dochody co ich mężowie czy partnerzy w gospodarstwach domowych daleko rzadziej są ofiarami przemocy domowej. Gdy zatem czynnie przeciwstawiamy się nierównemu traktowaniu na rynku pracy, pomagamy jednocześnie w likwidacji tego tak negatywnego zjawiska społecznego, jakim jest przemoc domowa względem kobiet.

Walka z niesprawiedliwymi dla kobiet stereotypami w środowisku pracodawców nie jest łatwa, gdyż wymaga cierpliwości w kształtowaniu nowej wrażliwości społecznej. Pewne sprawy udało się już jednak osiągnąć.

W zeszłym roku stworzyłam Forum Dobrych Praktyk ("Siła kobiet – siłą firmy") – przestrzeń inspiracji i wymiany dobrych narzędzi w zarządzaniu różnorodnością oraz promocji równego traktowania kobiet i mężczyzn w miejscu pracy. Trzeba bowiem upowszechniać sprawdzone wzorce rzetelnego i etycznego postępowania względem zatrudnianych. Należą do nich nie tylko ułatwienia dotyczące elastycznego czasu pracy dla matek, ale i np. budowa (we współpracy z rządem) odpowiednich systemów certyfikowania kwalifikacji zawodowych, wspieranie kształcenia ustawicznego pracownic oraz staży zawodowych uczennic i studentek jako niezbędnego etapu kształcenia. Sądzę, że uda się nam z przedsiębiorcami stworzyć kodeks dobrych praktyk sprzyjających równemu traktowaniu w miejscu pracy, który mógłby służyć wszystkim firmom i instytucjom w Polsce.

Edukacja to klucz do zmiany negatywnych względem kobiet stereotypów w społeczeństwie. Przecież już od najmłodszych lat wmawia się dziewczynkom, że np. kariera inżyniera nie dla nich jest przeznaczona. Czyż nie dlatego tak mało mamy wciąż studentek na politechnikach czy wydziałach matematyczno—przyrodniczych uniwersytetów? Kobiety statystycznie zarabiają mniej od mężczyzn w Polsce także dlatego, iż nie są absolwentkami takich szkół. Dlatego patronuję od trzech lat i aktywnie wspieram akcję "Dziewczyny na politechniki".

Nasza kultura nie promuje również aspiracji kobiet do zajmowania kierowniczych stanowisk. Z tego powodu postanowiłyśmy z minister edukacji Katarzyną Hall próbować to zmieniać przez upowszechnianie pozytywnego wizerunku twórczych kobiet – liderek wśród młodzieży. W tym roku po raz drugi organizujemy ogólnopolski konkurs "Jestem szefową", który ma zachęcić uczennice szkół ponadgimnazjalnych do pełnienia funkcji przywódczych i dalszej edukacji, a w przyszłości – do podjęcia walki o najwyższe stanowiska w świecie biznesu, nauki i polityki.

Mam nadzieję, że za parę lat, gdy dziewczyny te skończą studia, przynajmniej co trzecia osoba odpowiedzialna za kluczowe decyzje w firmach działających w Polsce będzie kobietą.

Warto wiedzieć, że tam, gdzie w gremiach kierowniczych przedsiębiorstw obecność kobiet wynosi 30 procent i więcej, nie tylko większa jest rentowność, ale i (co potwierdzają badania Ewy Lisowskiej z SGH) stopień radzenia sobie z różnorakimi trudnościami w dobie ekonomicznych kryzysów. Niestety w Unii Europejskiej zarządy firm tylko w mniej niż 11 proc. składają się z kobiet, a wśród prezesów spółek jest ich jedynie 3 proc.

W Polsce w zarządach firm zasiada zaledwie 2 proc. kobiet (w spółkach giełdowych jest ich co prawda więcej – 16 proc.). W czasie obecnego kryzysu gospodarczego niewykorzystywanie potężnego potencjału żeńskiej części populacji jest wyjątkowo nierozsądne. Nic dziwnego, że zarówno Viviane Reding, unijna komisarz ds. sprawiedliwości, jak i przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek wspólnie biją na alarm, by jak najszybciej sytuację tę w całej Unii zmienić. Zgadzam się w pełni z ich stanowiskiem. Cieszy mnie fakt ogłoszenia przez panią komisarz 5 marca Dniem Równości Wynagrodzeń. To pomaga zrozumieć, że mężczyzna zarabia swoje roczne pieniądze do 31 grudnia, a kobieta na tym samym stanowisku, z tym sam wykształceniem i kompetencjami musi pracować do 5 marca następnego roku, by zarobić tyle samo. Mam nadzieję, że te dane obudzą męskie sumienia i pozwolą im wyrównać tę jawną niesprawiedliwość.

W najbliższych tygodniach planuję w tej sprawie spotkanie z liderami polskiego biznesu. Chciałabym, żeby – z roku na rok – coraz więcej członków zarządów spółek stanowiły kobiety. Mam nadzieję, że i pani prezydent Bochniarz wesprze moje działania na tym polu. Któż, jeśli nie menedżerki i prezeski spółek, mógłby się czynnie i skutecznie przeciwstawiać dyskryminacji kobiet na rynku pracy i związanemu z tym ich ubóstwu? Tak oto szefowa Lewiatana będzie miała szansę hasła tegorocznej manify przekuć w konkretne działania, zaczynając zresztą od podległej jej instytucji (zarząd PKPP składa się w tej chwili z 16 panów i tylko z trzech pań!). Wierzę, że za przykładem Lewiatana pójdą inni.

Tylko wspólnymi siłami możemy efektywnie walczyć z dyskryminacją kobiet na rynku pracy i ze związaną z nią przemocą względem nich w rodzinach.

Elżbieta Radziszewska od 2008 r. pełni funkcję pełnomocnika rządu ds. równego traktowania. Od 1997 roku zasiada w Sejmie. Należała do ROAD, Unii Demokratycznej i Unii Wolności. Od 2001 r. w PO

Tegoroczna warszawska manifa odbyła się pod gromkim hasłem: "Dość wyzysku! Wymawiamy służbę!". Intencja organizatorek wydaje się jasna. Trzeba kierować uwagę opinii publicznej na realnie istniejące w Polsce nierówności ekonomiczne między kobietami i mężczyznami.

Pełna zgoda, ale w kontekście tego mocnego hasła jakże dziwnie brzmią słowa jednej z prominentnych organizatorek Kongresu Kobiet, "biznesowej" feministki z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan Henryki Bochniarz. Ledwie przed trzema tygodniami na łamach "Wprost" zasugerowała, że Polki w dużym stopniu same odpowiadają za swój niższy status ekonomiczny, gdyż często po prostu żądają dla siebie niższej płacy niż mężczyźni zatrudniani na tych samych stanowiskach.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?