Wojna PO z korupcją. Na papierze

Od premiera Tuska płynęły sprzeczne sygnały. Raz korupcję bagatelizował, a raz potępiał - pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 20.07.2012 21:33

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Tuż po wybuchu afer hazardowej i stoczniowej w 2009 roku opozycja zarzuciła premierowi, że nie walczy z korupcją. Donald Tusk bardzo się oburzył i zapewnił, że to nieprawda. Przyrzekał, że z korupcją walczy, więcej nawet -  to z jego inicjatywy powstała specjalna „tarcza antykorupcyjna", czyli koalicja służb specjalnych mająca na celu m.in. monitorowanie najważniejszych procesów prywatyzacyjnych.

"Tarczą szybko zainteresowały się organizacje pozarządowe, które zażądały od Kancelarii Premiera protokołu jej powołania. Gdyby nie ich upór, może nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że „tarcza antykorupcyjna" była zwykłą ściemą -  po dwóch latach sądowych batalii KPRM został zmuszony do opublikowania protokołu odprawy służb u Donalda Tuska. I co się okazało? Że rzucono w nim pomysł monitorowania prywatyzacji. Tylko tyle. Tarcza więc istniała, owszem, tyle że wyłącznie jako jedna z wielu przedmiotów protokołowanej rozmowy. Nic poza tym.

Dobrze to pokazuje, jak w istocie wygląda walka rządu Donalda Tuska z korupcją. W deklaracjach wszystko jest piękne, zapewnieniom, że nad wszystkim czuwają odpowiednie służby, nie ma końca. Ale jak przychodzi co do czego, okazuje się, że wszystko jest wyłącznie na papierze.

Gdzie są służby

Na oskarżenia o niewystarczającą walkę z korupcją premier zawsze reaguje alergicznie. By móc pokazywać, że traktuje tę sprawę serio, powołał specjalny urząd ministra ds. walki z korupcją. Ministrem została Julia Pitera. I mimo najlepszych chęci (prócz, rzecz jasna, dwóch milionów, które jej urząd kosztował podatników), z jej prac niewiele zostało.

W drugiej kadencji z jej urzędu w ogóle zrezygnowano.

Ale korupcja nie zniknęła. Gdy dwa miesiące temu opinią publiczną wstrząsnęły doniesienia o kolejnej odsłonie tzw. infoafery, „Rzeczpospolita" zaapelowała do premiera Tuska o to, by wypowiedział wojnę korupcji. W odpowiedzi rzecznik rządu Paweł Graś zapewnił, że rząd jest na totalnej wojnie z korupcją, ale nie robi tego w błysku fleszy.

Nadeszła jednak kolejna afera. Kilka dni temu „Puls Biznesu" ujawnił taśmy PSL, z których wynikało, że w zależnej od Agencji Rynku Rolnego spółce Elewarr mogło działacze ludowi mogli się bogacić przez omijanie przepisów. Okazało się też, że o sprawie już rok temu wiedziała Najwyższa Izba Kontroli. Komentatorzy i politycy opozycji zasadnie więc zapytali: gdzie w tym czasie były odpowiednie służby?

Odpowiedź przyszła szybko. Minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki zapewnił, że odpowiednie organa działały. „Jak służby coś robią, to nie opowiadają o tym publicznie. Zwłaszcza w takich sprawach".

Inna wrażliwość

Oczywiście podstawową zasadą, jaką kierują się tajne służby, a do takich należy CBA i ABW, jest działanie w sposób tajny. Kłopot jednak w tym, że ostatnie skandale korupcyjne pokazują, że takie działanie nie wystarcza.

Dlaczego? Ano choćby dlatego, że wszyscy eksperci podkreślają, iż w rozplenieniu się korupcji sprzyja atmosfera przyzwolenia społecznego. Dodają również, że ujawnianie afer korupcyjnych ma charakter dydaktyczny, ponieważ odstrasza potencjalnych przestępców.

Politycy powinni więc dawać wyraźne sygnały, że korupcja nie będzie tolerowana niezależnie do tego, jakiego urzędniczego szczebla dotyczy. Wyniosłe milczenie i zasłanianie się tajną pracą służb specjalnych to zrzucanie z siebie odpowiedzialności. A to rodzi przyzwolenie i na korupcję, i nepotyzm.

W marcu tego roku Instytut Spraw Publicznych, który trudno zaliczyć do najzagorzalszych krytyków Platformy Obywatelskiej, opublikował raport na temat korupcji w Polsce. Autorzy stwierdzili w nim, że w naszym kraju werbalnie potępia się korupcję, ale nepotyzm i kumoterstwo są rozgrzeszane. Co gorsza ostrzegali też, że w Polsce nie istnieje spójna polityka antykorupcyjna, brak jest powszechnych działań edukacyjnych i wpierania działań organizacji obywatelskich walczących z tym zjawiskiem.

A i od samego premiera płynęły sprzeczne sygnały. Gdy cztery lata temu wybuchł pierwszy skandal związany z dziwnymi karierami działaczy PSL, Donald Tusk go bagatelizował, mówiąc, że w kwestii korupcji ludowcy mają „inną wrażliwość niż PO". W ostatnią zaś środę mówił już, że warunkiem dalszego trwania koalicji jest zaakceptowanie przez PSL najwyższych standardów. Która opinia szefa rządu jest więc prawdziwa?

W efekcie zamiast kampanii antykorupcyjnych mamy enigmatyczne zapewnienia, że służby robią swoje. Zamiast współpracy z organizacjami pozarządowymi jesienią zeszłego roku zmieniono ustawę o dostępie do informacji publicznej, która pozwala utajniać np. dane dotyczące postępowań i przetargów. Zamiast większej przejrzystości jest więcej tajności. Ale oczywiście więcej zapewnień, że odpowiednie służby działają.

Można zrozumieć, że Donald Tusk, obejmując władzę, chciał się różnić od poprzedników, którzy walkę z korupcją wynieśli na sztandary. Można zrozumieć, że miał awersję do konferencji prasowych szefa CBA, na których ten ogłaszał, jakie wnioski powinni wyciągnąć obywatele z danego zatrzymania. Można zrozumieć, że PO przestała o tym głośno mówić. Tylko czy aby nie przestała też działać?

Tuż po wybuchu afer hazardowej i stoczniowej w 2009 roku opozycja zarzuciła premierowi, że nie walczy z korupcją. Donald Tusk bardzo się oburzył i zapewnił, że to nieprawda. Przyrzekał, że z korupcją walczy, więcej nawet -  to z jego inicjatywy powstała specjalna „tarcza antykorupcyjna", czyli koalicja służb specjalnych mająca na celu m.in. monitorowanie najważniejszych procesów prywatyzacyjnych.

"Tarczą szybko zainteresowały się organizacje pozarządowe, które zażądały od Kancelarii Premiera protokołu jej powołania. Gdyby nie ich upór, może nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że „tarcza antykorupcyjna" była zwykłą ściemą -  po dwóch latach sądowych batalii KPRM został zmuszony do opublikowania protokołu odprawy służb u Donalda Tuska. I co się okazało? Że rzucono w nim pomysł monitorowania prywatyzacji. Tylko tyle. Tarcza więc istniała, owszem, tyle że wyłącznie jako jedna z wielu przedmiotów protokołowanej rozmowy. Nic poza tym.

Pozostało 82% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?