Po krótkim karnawale, jakim zawsze jest wybór nowego papieża, wszystko miało powrócić do starych, dobrze znanych kolein. Papież Bergoglio miał się skupić na modlitwie i niedzielnych Aniołach Pańskich, a watykańscy kardynałowie na zarządzaniu kurią. Dlatego też kurialiści przymykali oko, gdy na fali entuzjazmu papież zachowywał się niestandardowo: przykładowo, chodzi w starych spodniach. Kardynałowie się uśmiechali, gdy biskup Rzymu postanowił, że nie przeprowadzi się do papieskich apartamentów, ale zamieszka w Domu św. Marty. Machali ręką, gdy papież sam dzwonił do swoich znajomych z Argentyny...
Gwałty na przesłaniu
Kardynałom watykańskim zapaliło się pomarańczowe światło dopiero wtedy, gdy Franciszek zapowiedział, że likwiduje ich dodatkowe wynagrodzenie – 2,1 tys. euro miesięcznie. Byli w lekkim szoku, gdy grzmiał, że w Kościele nie brakuje karierowiczów, którzy są na podobieństwo „złodziei i zbójów”, „okradających Jezusa z chwały”. Nie bardzo rozumieli sens powołania strategicznego zespołu kardynałów doradców, który będzie pomagał Franciszkowi w zarządzaniu Kościołem. I przecierali oczy ze zdumienia, jak w czasie spotkania z rzymskimi purpuratami Franciszek zdecydował: „więcej głoszenia Ewangelii, mniej biurokracji”.
Dziś już kardynałowie rzymscy wydają się co najmniej przerażeni, gdyż wiedzą, że Franciszek swoją posługę rozumie i praktykuje jako służbę, a nie tylko jako nauczanie ex cathedra i rządzenie poddanymi. Że chce zmienić Kościół w taki sposób, by powrócił on – a szczególnie jego pasterze – nie tylko do głoszenia Ewangelii, ale do życia podług niej.
Cóż to by dokładnie miało znaczyć? Zgoda, Franciszek wykorzystał swoje momentum. Bo w Watykanie już stał się „cud”. Styl posługi nowego papieża w ciągu zaledwie kilku tygodni zaowocował tym, że zaczęto mówić nie o watykańskich aferach, przeciekach z Kurii Rzymskiej czy kardynalskich frakcjach, ale o... Dobrej Nowinie. Fakt, że w centrum życia duszpasterskiego Franciszka są biedni i ubodzy, sprawia, że Kościół na nowo, choć z trudem, odkrywa tych, „którzy się źle mają”, a których Biblia symbolicznie określa mianem sieroty, wdowy i cudzoziemca.
Nowy papież wręcz krzyczy, by dotarło to do uszu „książąt Kościoła”, iż chce budować „Kościół biedny i dla biednych" – Kościół, o który upominał się II Sobór Watykański. Parafrazując słynne zdanie Jana Pawła II, który mówił, że „człowiek jest drogą Kościoła”, motto pontyfikatu Franciszka mogłoby brzmieć: „Ubodzy są drogą Kościoła!”.