Bankowe podchody

- Kryzys dotknął Polaków, atakując tylnymi drzwiami. Przynajmniej tych, którzy mają kredyty we frankach - pisze Hubert Salik

Publikacja: 01.07.2010 21:37

Kraje strefy euro są tak zadłużone, że frank stał się bezpieczniejszą inwestycją od euro. A że w czasach kryzysów bezpieczeństwo jest towarem poszukiwanym – frank się umacnia, a złoty do niego traci – w sumie niemal 17 proc. w nieco ponad dwa miesiące.

[b][link=http://blog.rp.pl/salik/2010/07/01/bankowe-podchody/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

To potężna przecena, bardzo ważna z punktu widzenia tysięcy Polaków, którzy zaciągnęli kredyty we frankach. W sumie, przynajmniej na papierze, będą musieli zapłacić nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej, niż im się do niedawna wydawało.

A że grupa tych, którzy mogą sobie pozwolić na kupno mieszkań za własne pieniądze, jest w Polsce znikoma – bez kredytu się nie obejdzie. Nie obejdzie się więc też bez uzależnienia od franka (90 proc. zaciągniętych w Polsce kredytów walutowych jest właśnie w tej walucie). Powraca odwieczne pytanie. Czy Polacy nie powinni spłacać kredytów w rodzimej walucie, co uniezależni ich od ryzyka kursowego? Bezpieczniej (przynajmniej nieco) będą się czuli zarówno kredytobiorcy, jak i banki, zmniejszając groźbę powstania złych długów.

Tyle że ta logika (niewątpliwie bankowa) jednym oferuje więcej, a innym mniej. Bo jednak istnieje różnica między kredytem LIBOR (0,1 proc.) plus marża (ok. 4 proc.), a WIBOR (3,87 proc.) plus marża (3 proc.) Oczywiście bank zawsze powie, że LIBOR/WIBOR to obiektywny koszt pieniądza. Ale koniec końców, gdy bank nie musi pożyczać środków, marża i LIBOR/WIBOR to dla niego czysty zysk. A patrząc na oferty lokat, które po odliczeniu podatku Belki i inflacji oferują realną stopę zwrotu bliską zera, wiele polskich banków nie ma powodów, by walczyć o pieniądze.

Przy różnicach kosztów obu kredytów sięgających kilkudziesięciu tysięcy złotych (dla 20-, 30-letnich pożyczek) trudno, by Polacy chcieli zadłużać się w złotych. Zabranie im możliwości korzystania z franków na pewno polepszy wyniki bankom, ale bilansów gospodarstw domowych raczej nie. A polskie banki nie wyglądają wcale tak źle jak wielu ich dłużników.

Kraje strefy euro są tak zadłużone, że frank stał się bezpieczniejszą inwestycją od euro. A że w czasach kryzysów bezpieczeństwo jest towarem poszukiwanym – frank się umacnia, a złoty do niego traci – w sumie niemal 17 proc. w nieco ponad dwa miesiące.

[b][link=http://blog.rp.pl/salik/2010/07/01/bankowe-podchody/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację