Na rolnictwo wydajemy miliardy – zarówno euro z Brukseli, jak i z polskiego budżetu. Tylko w latach 2004 – 2013 ponad 12 mld zł trafi na renty strukturalne. Tym sposobem miała zostać zmniejszona liczba gospodarstw rolnych – za zachęty finansowe ziemia miała być przekazywana następcy albo innemu rolnikowi na powiększenie gospodarstwa. Jednak plan był zbyt ambitny – zamiast likwidowania mniejszych gospodarstw wciąż powstają nowe.

I w zasadzie trudno się dziwić, skoro status rolnika jest w Polsce niesłychanie cenny. Składki emerytalne z perspektywy zwykłego pracownika są na poziomie skandalicznie niskim, a każda próba reformy powoduje od razu krzyk o podnoszeniu ręki na ciężko pracujących rolników. Wielu „rolników” z hektarem ziemi normalnie pracuje na etatach, a wszystkie składki dofinansowuje im budżet.

Niedawny wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za sprzeczne z konstytucją opłacanie z budżetu składek zdrowotnych za wszystkich przedstawicieli tej grupy, spowodował istny lament, bo przecież jest tylu biednych – niewielu ma odwagę oficjalnie powiedzieć, że jest też wielu bogatych.

Skoro sytuacja finansowa rolników jest tak zła, to czemu tak niewielu korzysta z rent strukturalnych, kiedy ma szansę zrezygnować z tego zajęcia? Polscy politycy wciąż zapominają, że rolnikom pomaga się po prostu za dużo. Dopóki się to nie zmieni, nie ma co liczyć na spadek liczby gospodarstw. Kto zrezygnuje z takich przywilejów? A unijna wspólna polityka rolna jest kuriozum na skalę światową.