Dzięki pozytywnej ocenie inwestorów Ministerstwo Finansów nie miało najmniejszych problemów z pożyczaniem znacznych sum na rynkach finansowych, i to nawet mimo poważnego kryzysu w strefie euro. Pojawiające się w 2010 r. w zachodnioeuropejskiej prasie pozytywne artykuły o Polsce tylko utrwalały to przekonanie. Mimo tak korzystnej sytuacji lepiej jednak nie zapominać, że dobra opinia wcale nie jest dana raz na zawsze. Czasami potrzeba trochę wysiłku, aby na nią zapracować, lub przynajmniej ją podtrzymać.
Słabnący entuzjazm inwestorów
Choć można odnieść wrażenie, że w kraju wciąż dominuje opinia, iż Polska zasługuje na pozytywną ocenę inwestorów, rynki finansowe wydają się już mniej przekonane o słuszności tej tezy. Od kilku tygodni entuzjazm uczestników rynku wobec polskich aktywów nieco osłabł, a w rozmowach z zagranicznymi inwestorami coraz częściej można usłyszeć zniecierpliwienie lub ironiczne pytania dotyczące ponoć tak silnych fundamentów polskiej gospodarki. Pytania, które kilka miesięcy temu prawie się nie pojawiały.
Choć to tylko moja subiektywna ocena, mam wrażenie, że tak duże wątpliwości zagranicznych inwestorów nie ujawniały się od ponad roku, a więc od czasu, gdy kraje Europy Środkowej znajdowały się w centrum kryzysu. Niestety, obawy zewnętrznych obserwatorów wyraziście kontrastują z wciąż pozytywną opinią wyrażaną zazwyczaj przez większość krajowych komentatorów (abstrahuję tu od kwestii zmian w systemie emerytalnym, która również w kraju wywołała negatywną reakcję).
Słabnący entuzjazm inwestorów uwidacznia się też w notowaniach polskich obligacji, choć nie jest to na razie paniczna reakcja. Rentowność długoterminowych papierów emitowanych przez polski rząd wyraźnie wzrosła na początku roku i obecnie utrzymuje się na wysokim poziomie. Kontrastuje to z sytuacją w innych gospodarkach regionu. Na przykład na Węgrzech, które zasłynęły przecież niezbyt przewidywalną polityką gospodarczą, rentowność obligacji dziesięcioletnich od początku roku wyraźnie spadła.