Cieszę się, że tym razem mogę napisać subiektywny komentarz na temat systemu kaucyjnego, a nie oparty jedynie na faktach i liczbach artykuł. Odnoszę bowiem wrażenie, opisując ten temat od trzech lat, że jeśli biznes w ogóle walczy o coś w temacie kaucji, to szczególnie o maksymalne spowolnienie tego procesu.
Piszemy dziś, że w ciągu dwóch tygodni z systemu kaucyjnego skorzystało jedynie 12 proc. Polaków. Mało. A to i tak jest niesamowity sukces, biorąc pod uwagę, że większość dużych producentów mówiła mi nieoficjalnie tuż przed startem systemu, że nie mają nawet butelek z symbolem kaucji w magazynach, a ktoś nawet nazwał system „wirtualnym”. Nie było więc szans, żeby ten towar obficie pojawił się na półkach od 1 października i by łatwo było kupić okaucjowane napoje. Jak te 12 proc. Polaków zdobyło wobec tego butelkę z kaucją? Sama chciałabym wiedzieć.
Czytaj więcej:
Od trzech lat handel twierdzi, że nie jest gotowy. Za to ekonomiści związani z handlem, a nawet lobbyści przyznają, że jeśli ktoś wie o systemie od trzech lat, to może faktycznie nie jest gotowy, ale to już nie wina ustawodawcy, że się nie przygotował. Podobnie jak nie jest winą ustawodawcy, że kierowca przekroczył prędkość, skoro zna przepisy i widział znaki drogowe.
Co można zarzucić ustawodawcy? Jeśli w październiku, gdy ten system rusza, sklepy na prowincji dalej mają całą listę pytań albo niemal nic nie wiedzą, podobnie jak konsumenci pytają, czy można oddać słoik – to jest to katastrofalne niedoinformowanie. I nie wystarczy umieścić materiałów informacyjnych na stronie resortu klimatu, żeby zameldować wykonanie zadania. Plakat w wersji cyfrowej na mało odwiedzanym portalu to nie plakat papierowy na każdym przystanku w Polsce.