Jestem niemal pewien, że jeszcze kilka miesięcy temu zarówno pełna nazwa spółki, jak i jej skrót – DSS – znane były wąskiej grupie osób, w tym zapewne niewielkiej części inwestorów giełdowych. Produkcja kruszywa nie jest niczym porywającym. Nawet wtedy, gdy jest ono wykorzystywane do budowy najważniejszych dróg na świecie.
O firmie zrobiło się głośniej, gdy w maju 2010 roku w cieniu mega IPO PZU oraz bardzo dużej, jak na nasz rynek, oferty Kulczyk Oil Ventures przeprowadziła pierwszą publiczną ofertę akcji.
Już w czasie IPO pojawiły się ostrzeżenia analityków dotyczące stanu finansów firmy i wysokiego zadłużenia, a także bardzo dużych planowanych kosztów emisji akcji. Zwracano też uwagę, że w prospekcie, prognozując wyniki za 2009 rok, firma skwapliwie skorzystała z możliwości, jakie dają międzynarodowe standardy rachunkowości, i stosowała agresywną księgowość, pokazując w wyniku operacyjnym papierowe zyski z wyceny wartości złoża na podstawie wartości godziwej. W efekcie prognozowany zysk netto – 155 mln zł – miał być o 45 mln zł wyższy od spodziewanych przychodów. Później tę prognozę skorygowano i oszacowano, że firma będzie mieć ponad 18 mln zł straty. Ta prognoza się sprawdziła. Co ważne, w opublikowanym po IPO raporcie rocznym nie było już śladu po owej agresywnej księgowości.
W sumie prospekt DSS między jego zatwierdzeniem przez Komisję Nadzoru Finansowego 8 grudnia 2009 roku a ofertą publiczną aktualizowano 24 razy, za każdym razem wprowadzając liczne poprawki.
Przy okazji oferty w mediach pojawiły się informacje o nieżyjącym już dziś prezesie spółki Janie Łuczaku i kontrowersjach, jakie budziła jego działalność.