Reklama

Grzegorz Malinowski: Ile Polski w Polsce?

Warto dyskutować na temat polskiego kapitału w Polsce i tego, jak w inteligentny sposób, bez popadania w przesadę, sprawić, aby było go więcej.

Publikacja: 17.08.2025 09:41

Grzegorz Malinowski: Ile Polski w Polsce?

Foto: Bloomberg, Damian Lemański

Niemal rok temu na łamach „Rzeczpospolitej” profesor Marian Gorynia postawił ważne pytanie, czy przedsiębiorstwa międzynarodowe należy traktować jak przyjaciół czy jak wrogów? Cóż, to co działa dobroczynnie w pewnej ilości, po przekroczeniu pewnej granicy bywa niezdrowe, jak bakterie w ludzkich jelitach, które są nam niezbędne do życia i wręcz należy się o nie troszczyć. Jeśli jednak będzie ich za dużo, wówczas gospodarka zostaje zaburzona i organizm zacznie chorować. Podobnie z kapitałem zagranicznym, który niczym „dobre bakterie” jest traktowany w kategoriach „pożądanych inwestycji”. Czy nie ma go w Polsce za dużo? Czy struktura właścicielska naszej gospodarki nie została zaburzona? I czy coś powinniśmy z tym robić? 

Czytaj więcej

Obcy kapitał w Polsce – fakty i mity

Czym jest firma z kapitałem zagranicznym?

Jaka część polskiej gospodarki jest pod kontrolą kapitału zagranicznego? Nie znamy odpowiedzi, bo nikt tego systematycznie nie mierzy. W 2016 r. prof. Cieślik pisał o 38,6 proc., w 2019 r. Polski Instytut Ekonomiczny szacował ten udział na 37 proc.

Mamy nie tylko problem z odpowiedzią na pytanie, lecz i z samym jego postawieniem. No bo co w gruncie rzeczy rozumiemy pod pojęciem „firma z kapitałem zagranicznym”? Czy chodzi o to, że właściciel jest Polakiem i czy mieszka w Polsce? A może posiada akcje przedsiębiorstwa? Ale ile tych akcji? Odpowiedzieć na te pytania jest trudno akademikowi, jeszcze trudniej prawnikowi, ale wydaje się, iż intuicyjnie doskonale czujemy różnicę pomiędzy spółką krajową i zagraniczną. Kiedy swego czasu UniCredit przejmował Bank Pekao, jasne było, że to firma włoska przejmuje polski bank.

Jeśli więc piszę o firmie z kapitałem zagranicznym (FKZ), to mam na myśli przedsiębiorstwo, którego centrum decyzyjne jest poza granicami kraju. Właściciel to ktoś, kto podejmuje strategiczne decyzje. Nie musi posiadać wszystkich udziałów, wystarczy tzw. pakiet większościowy lub kontrolny, który ze względu na rozdrobnienie pozostałych współwłaścicieli zapewnia mu sprawczość. Takie podejście pozwala wskazać spółki z kapitałem krajowym, spółki z kapitałem zagranicznym, a także o charakterze mieszanym, kiedy faktycznych właścicieli jest wielu. Warto jeszcze zwrócić uwagę na ten ostatni przypadek: kiedy właścicieli jest bardzo wielu, sprawowanie funkcji właścicielskich jest niemal niemożliwe. Każdy z nich czerpie jakieś korzyści ze swojej cząstki przedsiębiorstwa (np. udział w zysku), ale nie jest w stanie nim kierować.

Reklama
Reklama

Co można wyczytać z „Listy 500” „Rzeczpospolitej”

Gdybyśmy chcieli przyjrzeć się polskiej gospodarce przez pryzmat tych relacji, powinniśmy zaklasyfikować każdą z firm do którejś z trzech powyższych kategorii. Z pomocą przychodzi cyklicznie opracowywany przez „Rzeczpospolitą” ranking „Lista 500”, zestawienie największych 500 polskich przedsiębiorstw klasyfikowanych według wielkości przychodów. Analiza ujętych w tym zestawieniu firm pod kątem tego, czy stoi za nimi kapitał polski czy zagraniczny, może dać pewien pogląd na temat struktury właścicielskiej polskiej gospodarki. Suma ich przychodów stanowi ponad 70 proc. PKB kraju, a liczba zatrudnionych odpowiada 15 proc. wszystkich pracujących Polaków. To wskazuje, że przedsiębiorstwa ujęte w rankingu mają bardzo istotny wpływ na gospodarkę Polski.

Analiza spółek z „Listy 500” pozwala wyciągnąć kilka wniosków:

· 267 spółek (53 proc.) to firmy z kapitałem zagranicznym, 223 – polskie, a w 10 przypadkach można mówić o właścicielstwie mieszanym. W pierwszej dziesiątce FKZ napotykamy dwukrotnie, w drugiej aż sześciokrotnie, a w trzeciej pięciokrotnie. Ogólnie, w pierwszej setce znajdziemy 55 FKZ-ów.

· Spółki polskie generują niemal 56 proc. przychodów, FKZ-y odpowiadają za 43 proc. przychodów, kontrybucja spółek mieszanych to niespełna 1proc.

Badanie przychodów spółek skłania do wniosku, że „Orlen robi różnicę”, jest prawdziwym gigantem. Jego przychody są trzykrotnie wyższe od przychodów następnej spółki, a gdyby zsumować jego przychody z innymi ujętymi w rankingu jego firmami, byłyby one wyższe od łącznych przychodów pięciu spółek uplasowanych za nim. Gdyby Orlenu nie było na „Liście 500”, FKZ-y generowałyby 50 proc. przychodów, a spółki polskie 49 proc.

Reklama
Reklama

Jak wygląda porównanie największych firm Niemiec i Polski

Porównajmy w takim razie Polskę z którąś tzw. dojrzałą gospodarką. Nie jest to proste, bo nie wszystkie kraje dysponują podobnymi rankingami. Na szczęście dzięki portalowi companiesmarketcap.com jesteśmy w stanie zidentyfikować listę największych spółek w dowolnej gospodarce. Przeprowadziłem taką operację i następnie przebadałem 372 firmy niemieckie (niestety, portal nie był w stanie zidentyfikować 500 spółek). Skumulowane przychody wszystkich tych przedsiębiorstw są na poziomie ponad 60 proc. PKB Niemiec, podobnie, jak było w przypadku Polski. A więc to licząca się próba.

Wynik analizy? 64 proc. największych w Niemczech przedsiębiorstw (237) to firmy z kapitałem krajowym, FKZ-y – 18 proc. (tyle samo jest firm z kapitałem mieszanym). Ciekawie robi się, kiedy analizujemy nie samą liczbę firm, ale ich przychody. Okazuje się, że spółki niemieckie generują (tylko) 54 proc. przychodów, z kapitałem mieszanym – 31 proc., a FKZ-y – 15 proc.

Czy to oznacza, że struktura właścicielska w Niemczech nie odbiega znacząco od sytuacji w Polsce? Niezupełnie. Do analizy należy wprowadzić jeszcze jeden element – rozdrobnienie właścicielskie. Kiedy to uwzględnimy, krajobraz zdecydowanie się zmienia: 91 proc. spółek z kapitałem niemieckim i niemal 80 proc. FKZ-ów ma dominującego właściciela. Kluczowa jest sytuacja spółek z kapitałem mieszanym. Tu aż 90 proc. ma bardzo rozdrobnioną strukturę właścicielską. W konsekwencji, jeśli dodać do spółek niemieckich FKZ-y z rozdrobnionymi udziałowcami i spółki z kapitałem mieszanym, okazuje się, że niemieckie zarządy decydują o losach 83 proc. przedsiębiorstw, odpowiadają za aż 93 proc. przychodów generowanych przez firmy z badanej listy.

Nieoczywistym wnioskiem płynącym z analizy jest więc to, że w Niemczech w praktyce funkcjonuje zasada: jeśli kapitał jest krajowy, to może mieć jednego właściciela. Jeśli zaś kapitał jest zagraniczny, to właścicieli powinno być tak wielu, by żaden nie był w stanie samodzielnie zarządzać firmą.

Jak zatem podsumować porównanie Polski i Niemiec? I w jednym, i w drugim przypadku spółki z kapitałem krajowym posiadają połowę rynku. O ile jednak w przypadku Polski druga połowa jest w rękach dominujących właścicieli zagranicznych, o tyle w przypadku Niemiec rządzą nią krajowe zarządy, bo właścicieli jest zbyt dużo, ażeby byli w stanie sami decydować.

Co z innowacjami w firmach z udziałem zagranicznym?

Oceniając taką sytuację łatwo popaść w skrajność. Większość dyskusji na temat FKZ-ów sprowadza się do jałowego przerzucania się oskarżeniami o to, kto ponosi winę za „frajerską prywatyzację” z lat 90. Dyskutować jednak trzeba, bo choć narodowość kapitału nie ma znaczenia w teorii, to w praktyce – już tak.

Reklama
Reklama

Posłużę się przykładem. Od co najmniej dekady przez wszystkie przypadki odmienia się termin „innowacje”. Są one alfą i omegą, początkiem i końcem, środkiem do celu i celem samym w sobie. Nieustannie jesteśmy bombardowani nowymi pomysłami, jak pobudzić innowacyjność, jak włączyć się w wyścig technologiczny, tudzież jak przeistoczyć miliardy złotych polskiego  podatnika w innowacyjne złoto.

Nie wchodząc w polemikę o rolę innowacji w gospodarce, może warto postawić pytanie: kto w Polsce ma robić innowacje? Państwo? Ono nie jest najlepszym innowatorem. Uczelnie/instytuty naukowe? Ma to sens, ale nie zrobią tego w pojedynkę. Potrzebują partnerów biznesowych. Czy FKZ-y są zainteresowane robieniem innowacji w Polsce? Odpowiedzmy sobie uczciwie: nie są, i to mimo zachęt: dotacji publicznych lub wysokich ulg podatkowych. W dobie międzynarodowego wyścigu technologicznego innowacje powstają tam, gdzie jest centrum, nie na peryferiach.

FKZ-y oczywiście chwalą się, że zbudowały „centrum badawcze”, albo że „stawiają na innowacje”. Jednak szczegółowa analiza takich deklaracji zwykle prowadzi do odkrycia, że w owych centrach nie pracuje nikt z doktoratem, co oznacza, że „badawczość” jest tylko fasadą, za którą ma się kryć zwykłe wsparcie sprzedaży, a „innowacyjność” oznacza stawianie na rozwiązania importowane ze spółek matek.

Podatki z firm polskich i zagranicznych

Warto jeszcze zwrócić uwagę na jeden wątek: podatkowy. Niedawno prezes spółki InPost Rafał Brzoska, publikując podatkową listę wstydu branży kurierskiej, podkreślał, że o ile polski InPost zapłacił 375 mln zł CIT, to reszta globalnych firm działających w Polsce w tej branży zapłaciła niecałe 90 mln zł. Różnicę robią słynne „ceny transferowe” za pomocą których  FKZ-y unikają opodatkowania.

Warto więc dyskutować na temat polskiego kapitału w Polsce i tego, jak w inteligentny sposób, bez popadania w przesadę, sprawić aby było go więcej.

Reklama
Reklama
O autorze

Dr Grzegorz Malinowski

Adiunkt w Katedrze Ekonomii Akademii Leona Koźmińskiego

Opinie publikowane w „Rzeczpospolitej” są elementem debaty publicznej i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji.

Niemal rok temu na łamach „Rzeczpospolitej” profesor Marian Gorynia postawił ważne pytanie, czy przedsiębiorstwa międzynarodowe należy traktować jak przyjaciół czy jak wrogów? Cóż, to co działa dobroczynnie w pewnej ilości, po przekroczeniu pewnej granicy bywa niezdrowe, jak bakterie w ludzkich jelitach, które są nam niezbędne do życia i wręcz należy się o nie troszczyć. Jeśli jednak będzie ich za dużo, wówczas gospodarka zostaje zaburzona i organizm zacznie chorować. Podobnie z kapitałem zagranicznym, który niczym „dobre bakterie” jest traktowany w kategoriach „pożądanych inwestycji”. Czy nie ma go w Polsce za dużo? Czy struktura właścicielska naszej gospodarki nie została zaburzona? I czy coś powinniśmy z tym robić? 

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Reklama
Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Wzrost w cieniu strat startupów
Opinie Ekonomiczne
Prof. Orłowski: Koniec drożyzny?
Opinie Ekonomiczne
Katarzyna Kucharczyk: List w obronie przedsiębiorców
Opinie Ekonomiczne
Aleksandra Ptak-Iglewska: Butelka symbolem cwaniactwa
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nocna prohibicja pełna hipokryzji
Reklama
Reklama