Deweloperzy – i mieszkaniowi, i biurowi, i budujący obiekty handlowe, finansują albo nawet budują także infrastrukturę drogową (drogi, chodniki, place, przebudowa skrzyżowań, urządzanie zieleni).
Zgodnie z art. 16 ustawy o drogach publicznych ich budowa lub przebudowa „spowodowana inwestycją niedrogową należy do inwestora tego przedsięwzięcia”. Inwestorzy zawierają tzw. umowy drogowe z zarządcami dróg – miejskimi spółkami, jak np. Zarząd Dróg Miejskich. Dopiero mając taki kontrakt, deweloper może się starać o pozwolenie na budowę osiedla albo obiektu komercyjnego (biurowca, galerii handlowej).
Problem w tym, że uzgodnienia drogowe nierzadko się ślimaczą, paraliżując inwestycje mieszkaniowe czy komercyjne. – My czekaliśmy kilkanaście miesięcy – mówi „Rzeczpospolitej” jeden z deweloperów. Jeszcze większym problemem są jednak, jak podnoszą inwestorzy, mętne zasady określania zakresu prac i kosztów. – Od jednych firm miasta żądają więcej, od innych mniej. Trudno więc oszacować koszty całej inwestycji, a to od nich przecież zależą np. ceny mieszkań – mówią deweloperzy.
Czytaj więcej
Aż 80 proc. firm deweloperskich nie przewiduje zmian cenników – wynika z najnowszego indeksu nast...
Wielomiesięczne przerzucanie piłeczki
– Umowy drogowe rzeczywiście przysparzają nam sporo problemów. W większości miast zasady finansowania inwestycji drogowych są niejasne, żeby nie powiedzieć „uznaniowe”. Budując osiedla i biurowce, nie wiemy, co i za ile będziemy musieli zrobić – mówi „Rzeczpospolitej” prezes jednej z firm deweloperskich, która buduje osiedla w kilku miastach.