Reklama

Marcin Zieliński: Ukryte pułapki nowego budżetu UE dla Polski

Rząd odtrąbił sukces. Wszak Polska ma być po raz kolejny największym beneficjentem budżetu UE i otrzymać rekordową kwotę ponad 120 mld euro. Polski rząd wraca więc z Brukseli z tarczą, a nie na tarczy. Czy tak jednak jest w rzeczywistości?

Publikacja: 14.08.2025 05:06

Marcin Zieliński: Ukryte pułapki nowego budżetu UE dla Polski

Foto: mat. pras.

Polscy politycy lubią chwalić się wynegocjowanymi w Brukseli kwotami. Polska w każdej kolejnej perspektywie jest największym beneficjentem, bo jest krajem względnie dużym i w porównaniu z unijnymi liderami – relatywnie zacofanym.

Pieniądze to nie wszystko

Z nowego budżetu (2028–2034) nasz kraj ma otrzymać ok. 11 mld euro więcej niż z obecnego (2021–2027). Tak więc do polskiej gospodarki ma trafiać każdego roku średnio o ok. 1,5 mld euro więcej. Jednocześnie trzeba pamiętać, że to kwoty nominalne. A przecież w tej chwili siła nabywcza 1 euro jest ok. 20 proc. mniejsza niż w 2021 roku, gdy zaczynała się mijająca perspektywa.

Nie to jest jednak najważniejsze. Choć w powszechnej opinii, tak chętnie podzielanej też przez klasę polityczną, największym źródłem korzyści dla Polski są transfery unijne, to w rzeczywistości najważniejszy jest dostęp do jednolitego rynku. Badania pokazują, że odniesione przez Polskę korzyści z unijnego rynku są pięciokrotnie wyższe niż napływ netto transferów z budżetu UE.

O tych korzyściach mówi się jednak rzadko i świadomi ich istnienia są przede wszystkim ekonomiści i przedsiębiorcy, a nie zwykli obywatele. Jako że politycy skupiają się tylko na transferach, to nie zajmują się też tym, że korzyści z wewnątrzunijnego handlu mogłyby być jeszcze większe, gdyby udało się usunąć wciąż istniejące bariery pozacelne. Międzynarodowy Fundusz Walutowy szacuje, że w przypadku towarów bariery te są tak wysokie, że odpowiadają cłom na poziomie 44 proc. W przypadku usług są jeszcze większe (110 proc.). W porównaniu z tymi barierami 15-proc. cła na unijny eksport do Stanów Zjednoczonych można uznać za umiarkowane.

Zniesienie barier dla swobodnego przepływu towarów i usług jest jednak zadaniem o wiele bardziej wymagającym niż robienie przelewów. Stąd też zapewne taki, a nie inny przekaz na temat polskich korzyści z członkostwa w UE.

Reklama
Reklama

Z rządowym przekazem wiążą się jednak też inne problemy. Unijny budżet ma być większy niż obecny – nie tylko nominalnie (bo inflacja), nie tylko realnie (bo wzrost gospodarczy), ale też w stosunku do wielkości unijnej gospodarki. Większość tych dodatkowych w stosunku dochodu narodowego brutto środków ma być przeznaczona na obsługę zobowiązań zaciągniętych na sfinansowanie NextGenerationEU. Ponieważ jednak suma składek krajów członkowskich ma pozostać w stosunku do wielkości unijnej gospodarki niezmieniona, to wzrosną tzw. zasoby własne UE. Część środków z „rekordowego budżetu unijnego” i tak wróci do Komisji Europejskiej za sprawą mechanizmów, swoistych „furtek fiskalnych”, jakie zastrzegła dla siebie Bruksela.

Nowy budżet przewiduje pięć dodatkowych worków, z których UE będzie czerpać pieniądze. Są to: TEDOR (według tego mechanizmu 15 proc. wpływów z akcyzy od wyrobów nikotynowych, na podstawie stawki nie niższej niż określona przez Komisję w dyrektywie, będzie zasilać budżet unijny zamiast krajowych); CORE (specjalny podatek dla firm, których roczne obroty przekraczają 100 mln euro netto); E-waste contribution (opłata za brak recyklingu elektroodpadów); wpływy z ETS (czyli systemu handlu emisjami) oraz opłaty graniczne od emisji (CBAM). Oczywiście te tzw. zasoby własne są tak samo obciążeniem dla gospodarek i finansów publicznych państw członkowskich jak „tradycyjna” składka do budżetu UE.

Centralizacja fiskalna

Jednocześnie Polska będzie musiała oddać kilka bardzo cennych prerogatyw, które dotąd leżały w gestii polskiego rządu albo parlamentu. Przykładowo nowa unijna dyrektywa akcyzowa zakłada, że to w kompetencjach Komisji Europejskiej, a nie państw członkowskich, będzie leżało np. określanie wysokości stawek na wyroby akcyzowe.

W przypadku Polski taką suwerenność fiskalną „wyceniono” w nowym budżecie UE na 1,5 mld euro dodatkowych wpływów rocznie, czyli na ok. 6,42 mld zł. Cena nie wydaje się wygórowana, zważywszy na istotne kompetencje fiskalne, które minister finansów będzie musiał oddać Komisji Europejskiej.

Jeśli UE przeforsuje wskazane wyżej nowe źródła zasobów własnych, to Polska każdego roku do unijnego budżetu będzie musiała dodatkowo wpłacać kwotę zbliżoną do tej, którą miała z niego otrzymywać w nowej perspektywie, czyli ok. 1,5 mld euro.

Sama reforma podatkowa wpisuje się zresztą w szerszą strategię Brukseli, dotyczącą wzmacniania niezależności fiskalnej UE. Nasilające się w UE tendencje w kierunku stworzenia unii fiskalnej mogą oznaczać stopniowe odbieranie kompetencji podatkowych państwom członkowskim i niepokojący trend uszczuplania ich budżetów krajowych. W związku z tym akcyza tytoniowa stwarza niebezpieczny precedens. Sprawa nie jest jednak przesądzona. W UE decyzje dotyczące kwestii podatkowych zapadają przez jednomyślność w Radzie UE, a każde państwo ma wciąż prawo weta.

Reklama
Reklama

Rozbrajanie europejskiego przemysłu?

Szerokim echem w UE odbiła się dyskusja dotycząca planu „ReArm Europe/Gotowość 2030”. W dobie gigantycznych wyzwań geopolitycznych i realnego zagrożenia wojną ze strony Rosji Europa miała zrobić wszystko, aby przemysł zbrojeniowy zaczął pracować pełną parą i stanął na nogi. Na papierze diagnoza wydaje się trafna. Wątpliwości budzi natomiast kontrowersyjna metoda rozwijania unijnego przemysłu zbrojeniowego. Nie może być nią dalsze obciążanie pozostałych gałęzi europejskiego przemysłu.

Tymczasem do tego w istocie sprowadzają się nowe zasoby własne Komisji Europejskiej, w tym wspomniane wcześniej opłaty TEDOR i CORE. Wprowadzają one bowiem istotną zmianę w relacji finansowej między firmami, państwami członkowskimi a samą UE. Część dochodów generowanych dotąd przez przemysł zostanie przekierowana na poziom unijny, poza budżety krajowe.

W tym kontekście nowe obostrzenia prawne, jakie budżet UE na lata 2028–2034 nakłada na europejski przemysł, równie dobrze można byłoby nazwać planem „DisArm Europe”, demontażu europejskiej gospodarki.

Najgorsze w całej tej historii jest jednak to, że UE nie uczy się na własnych błędach i nie wyciąga lekcji z przeszłości. Po zimnym prysznicu, jaki przecież wcale niedawno zgotował zjednoczonej Europie raport Draghiego – punktujący biurokratyzację i centralizację UE oraz tworzenie ekosystemu prawnego hamującego europejski rozwój przez zabicie konkurencyjności gospodarczej – zostało już tylko niemiłe wspomnienie. Raport, który początkowo wywołał burzę w UE i miał być impulsem do głębokich zmian, okazał się burzą w szklance wody.

W UE wydatki publiczne są na poziomie ok. 50 proc. PKB, dla porównania w USA to ok. 38 proc. PKB. To prawda, że za zdecydowaną większość wydatków publicznych odpowiadają kraje członkowskie, a nie Bruksela. Ale jeśli chcemy, by Europa pozostała konkurencyjna, powinniśmy szukać cięć wydatków, a nie podnosić podatki albo tworzyć nowe. Gruntownego przemyślenia wymagają również wydatki unijne. Być może zamiast szukać nowych „zasobów własnych” na dodatkowe wydatki, Bruksela powinna przyjrzeć się swoim dotychczasowym działaniom i zrewidować np. wspólną politykę rolną?

CV

Marcin Zieliński

Prezes zarządu i główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR)

Polscy politycy lubią chwalić się wynegocjowanymi w Brukseli kwotami. Polska w każdej kolejnej perspektywie jest największym beneficjentem, bo jest krajem względnie dużym i w porównaniu z unijnymi liderami – relatywnie zacofanym.

Pieniądze to nie wszystko

Pozostało jeszcze 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Afera na sierpień
Opinie Ekonomiczne
Przemysław Tychmanowicz: Likwidacji podatku Belki nie ma, ale też jest OKI
Opinie Ekonomiczne
Polska wciąż importuje rosyjskie węglowodory
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Szkodliwe skutki pseudoafery z KPO
Opinie Ekonomiczne
Beata Jurkschat: Czy my jeszcze wierzymy w ESG?
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama