W czwartek od początku dnia było widać tendencje ku umocnieniu dolara. Główna para walutowa EUR/USD powróciła poniżej poziomu 1,17, co odbiło się także na notowaniach złotego. Ten w pierwszej części dnia tracił wobec dolara około 0,3 proc. Druga część dnia to jednak dane dotyczące PPI w Stanach Zjednoczonych, które mocno namieszały na rynku.
Okazało się bowiem, że w lipcu inflacja producencka w Stanach Zjednoczonych wzrosła rok do roku o 3,3 proc. Wynik ten okazał się wyraźnie wyższy od oczekiwań i stawia pod znakiem zapytania wrześniową obniżkę stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. To zaś dobra wiadomość dla dolara, który w drugiej części dnia zaczął jeszcze mocniej zyskiwać na wartości. Złoty tracił do amerykańskiej waluty około 0,5 proc. i trzeba było za nią płacić 3,65 zł. Mniejsze ruchy było widać na innych parach walutowych powiązanych ze złotym. Euro w drugiej części dnia drożało o około 0,2 proc. do 4,26 zł, a frank drożał do 4,52 zł, co oznaczało ruch o 0,3 proc.
Złoty patrzy na Alaskę
Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że czwartkowe dane szybko mogą zejść na dalszy plan. Wszystko to przez planowane spotkanie Trumpa z Putinem, na którym dyskutowana będzie kwestia zawieszenia broni bądź też zakończenia wojny na Ukrainie. Efekty rozmów poznamy jednak dopiero w piątek wieczorem. Prawdziwą reakcję rynków finansowych poznamy zapewne dopiero w poniedziałek. Tym bardziej, że w piątek w Polsce mamy święto, a to też może przełożyć się na niższą płynność złotego.