„Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem” (Ef 5,30), czyli o przymierzu małżeńskim
Prawnicy zajmują się instytucją małżeństwa w dość specyficznym i ograniczonym zakresie. Co do zasady mecenas potrzebny jest do przeprowadzenia rozwodu, podziału majątku i ewentualnego ustalenia alimentów. Prawnika kanonisty poszukuje się z kolei wobec wątpliwości, czy małżeństwo wyznaniowe zostało ważnie zawarte.
Powyższe ma oczywiste konsekwencje w programie nauczania prawa rodzinnego, który koncentruje się na patologiach, a nie pozytywach związku dwóch osób. Zresztą ja również pisałem już o rozwodach i o stwierdzeniu nieważności sakramentu małżeństwa. Od pewnego czasu jednak czułem ponaglenie, żeby pochylić się nad fenomenem jednej z najstarszych instytucji prawnych.
Skąd wywodzi się instytucja małżeństwa?
Małżeństwo niewątpliwie wywodzi się z prawa naturalnego – dążenie do łączenia się w pary towarzyszy ludzkości od tysiącleci, choć monogamiczny charakter związku wcale nie jest oczywisty. Najstarszy spisany zbiór praw, Kodeks Ur-Nammu ze starożytnej Mezopotamii (ok. 2050 r. p.n.e.) zawierał już postanowienia dotyczące małżeństwa. Podobnie późniejszy Kodeks Hammurabiego.
Najstarsze księgi Biblii opisują małżeństwo jako Boży zamysł: „Stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,27-28). Zawierają też liczne regulacje tej instytucji. Geniusz Biblii polega jednak nie tylko na tym, że przedstawia przepiękne historie związków Abrahama i Sary, Izaaka i Rebeki, Jakuba i Racheli oraz Lei, ale też bez cenzury opowiada choćby o zbrodniach króla Dawida dokonanych wobec Uriasza i Batszeby. Opisanie biblijnych małżeństw wymagałoby pewnie grubej monografii. Wróćmy zatem do współczesności.