W czwartek krajowy rynek finansowy w napięciu czekał na wieści z rządu o projekcie przyszłorocznego budżetu. Kurs złotego bronił się przed spadkami. I choć zaplanowany na przyszły rok dość wysoki deficyt budżetowy, sięgający 6,5 proc. PKB wobec aż 6,9 proc. prognozowanych na koniec 2025 r., nie wywołał jakichś panicznych ruchów, to napięcie pozostało.
Czytaj więcej
Deficyt budżetowy w 2026 r. ma być nie wyższy niż 271,7 mld zł – podał minister finansów Andrzej...
Bo i budżet na 2026 r. jest wyjątkowo napięty, pomimo niezłej koniunktury gospodarczej (prognoza wzrostu PKB o 3,4 proc. w tym roku i o 3,5 proc. w kolejnym). Przyczyna napięcia? Budżet „wisi” na projektowanych przez rząd zmianach podatkowych, których prezydent zapewne nie podpisze.
Prezydent Karol Nawrocki może podbić w górę deficyt budżetowy
Prezydent, który w myśl konstytucji nie ma prawa odmówić podpisania budżetu, de facto już go zawetował. Nie dość, że wysłał do Sejmu projekt ustawy zwalniający z PIT część podatników (rodziców z dwójką i więcej dzieci, którzy wszak już mają 800+ i odpisy podatkowe na każde dziecko), to zapowiedział zawetowanie planowanej przez rząd podwyżki akcyzy na alkohol i opłaty cukrowej. A na posiedzeniu Rady Gabinetowej, tuż po ogłoszeniu przez ministra planów zwyżki CIT dla banków, podkreślał, że nie zgodzi się na żadne podwyższanie podatków.
Planowane weta prezydenta osłabią dochody budżetu państwa, co wobec strachu przed racjonalizacją wydatków, choćby na 800+ (do czego prezydent daje pretekst, chcąc odebrać je części Ukraińców), grozi eksplozją deficytu, jeśli nie w przyszłym, to w kolejnych latach. Zwłaszcza że trzeba coraz więcej wydawać na obronność.