Ten podział, występujący plus minus gdzieś na linii Wisły, miały zasypać unijne fundusze – wszak jednym z celów Brukseli jest wyrównywanie szans biedniejszych regionów. Ba, jeden z programów pomocowych jest skierowany wyłącznie na rozwój naszej ściany wschodniej.
Kryzys, który nas dopadł, zachował się jak rasowy pokerzysta: doskonale wiedząc, ile pieniędzy trafiło na stół, powiedział: "Sprawdzam!". Efekt jest zaskakujący: podział na dwie Polski okazuje się dziś, w sytuacji spowolnienia gospodarczego, wcale nie tak oczywisty jak kiedyś.
Równie odporne na kryzys co tradycyjnie najsilniejsze województwa mazowieckie czy śląskie okazują się: dolnośląskie, łódzkie czy – co najbardziej zaskakujące – lubelskie. Podkarpackie równa do Małopolskiego, Opolskie do tradycyjnie bogatej Wielkopolski, a Kujawsko -Pomorskie do Pomorza.
Wskaźnik pogorszenia stanu gospodarki w województwach, opracowany przez "Rzeczpospolitą", oprócz stopnia spowolnienia lokalnych gospodarek pokazuje, w jakim stopniu udało się wykorzystać pieniądze, które spłynęły do regionów na wspieranie ich rozwoju. Pokazuje też, że wiara w znaczenie unijnych euro dla województw ma mocne podstawy. Czerwoną kartkę dostały tylko najsilniej dotknięte przez kryzys: Podlaskie, Warmińsko-Mazurskie i Świętokrzyskie. Mimo wciąż występujących różnic w poziomie rozwoju Polska B wyraźnie się kurczy. Miejmy nadzieję, że ta bolesna lekcja sprawi, iż następne: "Sprawdzam", z jakiegokolwiek powodu by ono było, wykaże, że mamy najwyżej Polskę A i, używając terminologii agencji ratingowych, A -.
Byłby to ogromny, cywilizacyjny sukces.