Górnicy mają się lepiej także dziś, kiedy Polska wkracza w coraz bardziej prawdopodobną recesję. Jako jedni z niewielu nie są zagrożeni zwolnieniami grupowymi. Spółki węglowe odrzucają ich żądania podwyżek pensji o 8 – 12 proc., ale nie zapowiadają redukcji zatrudnienia.
Górnicy zresztą w porównaniu z innymi pracownikami przemysłu wciąż zarabiają znakomicie. Średnia pensja w górnictwie węgla kamiennego w lutym wyniosła 6,5 tys. zł brutto wobec 3,2 tys. zł w całym przemyśle. Ciężka praca daje im także prawo do korzystnych ubezpieczeń społecznych. Przechodzą na emerytury wcześniej, bo już w wieku 50 – 55 lat, choć zdarzają się także 45-letni emeryci.
Skąd w takim razie nowe żądania górników? Apetyt, jak wiadomo, rośnie w miarę jedzenia. Już w ubiegłym roku wywalczyli 15-proc. podwyżkę wynagrodzeń. Czują się pewnie, bo o ich interesy od lat dba poselskie lobby, lokalni parlamentarni baronowie, zwłaszcza ci z SLD (choć nie brakuje im opiekunów także w innych partiach).
Nie oznacza to jednak, że polskie kopalnie nie podlegają twardym prawom rynku. Jesteśmy w Europie drugim po Rosji krajem, jeśli chodzi o ilość wydobywanego węgla. Tym bardziej odczuwamy dziś spadek zapotrzebowania na ten surowiec. Także nasza energetyka ma wielkie zapasy węgla. Dziś więc, panowie górnicy – przykro mi to powiedzieć – strajkiem nic nie wywalczycie. Bo większego wpływu na gospodarkę mieć on nie będzie.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/kurasz/2009/03/26/panowie-gornicy-strajkiem-nic-nie-wywalczycie/]Skomentuj[/link][/ramka]