Podobnie szczerze wybrzmiały wtorkowe zapewnienia premiera Donalda Tuska, że szanuje rząd, który przeprowadził reformę emerytalną, podobnie jak poważnie traktuje debatę o zmianach emerytalnych, jaką mieliśmy w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Natychmiast jednak dodał, że przez złe szacunki i inne wydarzenia konieczne było zbyt duże posiłkowanie się obligacjami i zwiększanie długu publicznego.
Premier, jak mówi, woli ponieść cenę polityczną, przegrać wybory i nie zwiększać nawet za siedem lat składki przekazywanej do otwartych funduszy emerytalnych do 5 proc., niż kazać w przyszłości płacić Polakom. Co więcej – już po chwili argumentował – najprawdopodobniej Komisja Europejska nałoży na Polskę zobowiązanie, by OFE mogły więcej inwestować za granicą.
Jaki stąd wniosek wyciągnął premier? Ano taki, iż dobrze, że rząd tnie składkę do funduszy emerytalnych, bo w ten sposób ograniczy element ryzyka, hazardu.
Można założyć, że część naszej składki będzie ofensywnie wykorzystywana, inwestowana, ale nie możemy narażać przyszłych emerytów na zbyt wysokie ryzyko związane z możliwością inwestowania poza granicami – przekonywał premier rządu, który wciąż zamierza wprowadzić nasz kraj do strefy euro (przynajmniej tak oficjalnie zapewnia).