Zaledwie dwa miesiące temu prezes NBP zapowiedział, że będzie chciał w niezbyt odległej przyszłości wycofać z obiegu monety jedno i dwugroszowe a bankowi kasjerzy już zapomnieli o ich istnieniu i przestali je przyjmować. Ja wiem, że dla bankiera prezes NBP to guru, ale, żeby aż tak szybko spijać słowa z jego ust...
Niby nic zwykła sprawa – świnka skarbonka. A jednak, zamiast być źródłem radości, stałą się przyczyną smutku i wilgotnych oczu pięciolatki. Tradycją stało się już w mojej rodzinie, że dziadek dla swojej wnuczki, a mojej córki przez cały rok zbiera drobniaki do skarbonki a potem daje jej w prezencie na Święta. Przez pięć lat trochę się tego uzbierało – postanowiliśmy, więc policzyć, posegregować, zapakować do oddzielnych woreczków i zanieść do banku.
I tu zaczęły się schody, i nie chodzi tylko o te, które są przy wejściu do NBP przy warszawskim Placu Powstańców. Monety trochę ważyły, a niosła je moja żona. Kobiety – płeć piękniejsza, ale nieco słabsza, więc żona miała prawo się zmęczyć. Za drzwiami NPB zamiast pozbyć się przyjemnego ciężaru dowiedziała się, że „na bilon trzeba się zapisać". Jedyne, więc co mogła zrobić to odwrócić na pięcie i poszukać innego banku. Radość przyszła szybko, obok NBP, odział PKO BP. „Mam w nim konto od 15 lat, idę wpłacić pieniądze, będzie dobrze" – pomyślała moja żona. Uśmiech kasjerki zniknął jednak tak szybko jak tylko dowiedziała się, o co chodzi. „A dlaczego wybrała pani nasz bank?" – padło z ust kasjerki. „Bo mam tu konto od 15 lat" - odpowiedziała żona. „A w NBP mają maszyny do liczenia a ja muszę ręcznie" – broniła się jeszcze kasjerka. „A u nas są problemy kadrowe, więc mogę panią obsługiwać na raty" – argumenty zniechęcające padały jeden za drugim. „A w zeszłym miesiącu to pani u nas nie było?" – pani z za szyby nie chciała ustąpić. W końcu doszło kompromisu. Kasjerka przyjęła monety. Wszystkie poza jedno, dwu i pięciogroszówkami... Była lepsza niż Marek Belka, bo on pięciogroszówki chce zostawić. Tylko moja córka nie mogła zrozumieć, dlaczego pani w banku nie chciała przyjąć jej „pieniążków".
I to mogłaby być puenta tej historii gdybym nie opowiedział jej w pracy. Okazało się, bowiem, że mój redakcyjny kolega w dniu ostatniego finału WOŚP ze swoimi dwoma synami odwiedził aż pięć oddziałów Banku Pekao SA. Obydwaj byli wolontariuszami, obydwaj mieli puszki z pieniędzmi. Bank był partnerem Orkiestry, jednak w żadnym z pięciu oddziałów nie chcieli policzyć i przyjąć pieniędzy. Puszki trzeba, więc było zawieść do siedziby WOŚP i tam zostawić. Bank ustami swoich dyrektorów kajał się później i przepraszał, ale, po co komu takie przeprosiny skoro niesmak pozostał...
Ernest Bodziuch