- On kiedyś powiedział, że żyje muzyką. Jego stosunek do rzeczy doczesnych, do takich praktycznych kwestii, był absolutnie lekceważący. Stąd się brało to jego powiedzenie: „będzie dobrze”. To było takie delikatne zaklinanie rzeczywistości – wspomina Jerzy Kisielewski, który przyjaźnił się z pianistą przez ponad 50 lat. Czasem faktycznie sprawy szły swoim biegiem, ale zdarzało się, że jadąc samochodem zostawał na poboczu z pustym bakiem, bo zakładał, że paliwa wystarczy. 

Był świetnym pianistą, zasłynął jako interpretator muzyki Fryderyka Chopina. Zapoczątkowało to zdobycie szóstej nagrody w Konkursie Chopinowskim z 1970 roku. Od Chopina nigdy się nie odżegnywał, zajmował on szczególne miejsce w jego sercu. – Właśnie ukazały się płyty z nagraniami Janusza z Konkursu Chopinowskiego wydane przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. Okazuje się po 55 latach konkursowe wykonanie utworów Chopina przez Janusza wciąż ma wartość. Upływ czasu tego nie zmienił – mówił Kisielewski. Choć – jak zaznaczał – zostawił on po sobie również szereg innych niż chopinowskie nagrań, w tym m.in. Beethovena, Kilara, Saint-Saensa czy Ravela. 

Czytaj więcej

Warszawa żyje w rytm Konkursu Chopinowskiego

Był niezwykle skromny i ta skromność została z nim do końca. Jerzy Kisielewski przytoczył podczas wideocastu słowa Janusza Olejniczaka z filmu dokumentalnego „Pierwszy szósty” Mariusza Waltera z 1971 roku. Osiemnastolatek mówił w nim: „Każdy człowiek marzy o tym, by mieć jakąś pozycję w życiu, być kimś. Marzenie o sławie, dobrobycie - to marzenie każdego człowieka. Kariera estradowa, artystyczna jest bardzo chwiejna. Może się udać, ale najczęściej się nie udaje. Ja będę robił wszystko, aby możliwie w jak najlepszy sposób wykorzystać swoje jakieś zdolności. Nie wiem, czy to się uda. A jeśli to nie wyjdzie, wtedy z pełną pasją będę uczył. Po prostu zajmował się innymi młodymi ludźmi, swoje doświadczenia i umiejętności, których samemu nie udało mi się wprowadzić w życie, będę przekazywał innym. Chyba będzie to dla mnie w sumie równie wielkim wyzwaniem”.

Zrobił karierę jako pianista, koncertował na największych salach koncertowych świata. Ale niezwykle ważną częścią jego życia było też nauczanie młodych ludzi, którym poświęcał mnóstwo uwagi i serca. Prowadził klasę fortepianu w Akademii Muzycznej w Krakowie oraz na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina. Udzielał lekcji podczas kursów mistrzowskich w Polsce i za granicą. Był również jurorem w Konkursie Chopinowskim. - On mógł się czasem nie zgadzać z koncepcją wykonawczą, zdarzało się, że o tym mówił, ale chciał, by wykonania były żywe, autorskie. By te młode dziewczyny i chłopcy wyrażali podczas gry  swoją wrażliwość. Przy czym zakładał, że to nie musi być ta sama wrażliwość, co profesora – mówił Jerzy Kisielewski. 

Jako juror bardzo dbał o to, żeby nikogo nie skrzywdzić, starał się z największą uwagą śledzić poczynania młodych pianistów, by oceniać ich sprawiedliwie i obiektywnie. – Zależało mu na tym, by nie stracić talentu – mówił Kisielewski. Wiedział, jak to jest po drugiej stronie, gdy jest się ocenianym, tym większych starań dokładał, by wyłowić prawdę o wykonawcy. Dało się odczuć, że był sercem z konkursowiczami. Rozumiał ich stres i niepokoje. 

Przyjaciel pianisty podkreślał, że Olejniczak, będąc wykładowcą uniwersyteckim, nie robił kariery naukowej, nie pokonywał kolejnych szczebli. Natomiast z całym oddaniem zajmował się studentami, ich edukacją, rozwojem, planowaniem ścieżki artystycznej. Był zawsze po ich stronie, wspierał młodych ludzi. - Okazuje się, że studenci, którzy mieli jakiś problem do rozwiązania na uczelni, szukali kontaktu ze studentami Janusza, żeby dotrzeć do niego. Bo wiedzieli, że on może pewne problemy  pomóc rozwiązać – informował Kisielewski. Spędzał na Uniwersytecie całe dnie, poświęcając się bez reszty młodym ludziom, przekazując im swoją wiedzę i starając się rozwijać ich talent. Tam pustkę po Januszu Olejniczaku odczuwa się do dziś. 

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy z Jerzym Kisielewskim.