Cypryjskie władze po całych latach fatalnej polityki finansowej, skupowaniu bez opamiętania greckich obligacji  też musiały mieć świadomość, że taka polityka skończy się fatalnie. I jak to jest możliwe, że ta „trojka" pozwoliła cypryjskim bankom brnąć w kolejne kłopoty? Na co czekano ? Na cud? Chyba nie, bo to byłoby zbyt logiczne i proste. Cuda się przecież zdarzają. Ale nie w takiej sytuacji, jaka od miesięcy jest na Cyprze.

Przy tym i EBC i KE i MFW doskonale orientowały się w  niedociągnięciach cypryjskiego sektora bankowego. Akceptowały je, kiedy ten kraj wstępował do Unii Europejskiej w 2004 roku, a potem w cztery lata później pozwoliły na przyjęcie euro. I znacznie ostrzejsze kryteria stosowano wobec takich krajów, które nie stały się członkami eurolandu, na przykład wobec Polski, niż było to wobec Cypryjczyków. I to mimo, że banki polskie w dużej mierze zostały przejęte przez instytucje finansowe z krajów strefy euro. Nie przeszkadzało i to, że cypryjski system  finansowy rozrósł się do rozmiarów nieproporcjonalnie dużych wobec potrzeb cypryjskiej gospodarki, bo jego aktywa  były kilkakrotnie większe, niż PKB tego kraju. A Larnaca i Limassol, to nie Frankfurt, czy londyńskie City.

Te aktywa nieustannie rosły, bo cypryjskie banki cały czas ochoczo przyjmowały depozyty np. od Rosjan, którzy chętnie zakładali na wyspie biznesy, doskonale zdając sobie sprawę, że mimo wszelkich zapewnień rządu w Nikozji, pochodzenie ich pieniędzy nigdy ni zostanie prześwietlone do końca. Te pieniądze potem były inwestowane często w greckie oraz - podtrzymując złudzenia— cypryjskie papiery, co naturalnie wiązało się ze stratami. Widzieli to sami Cypryjczycy, ale nie chciała wiedzieć „trojka". Kiedy w ubiegłym roku rząd w Nikozji prosił o pakiet ratunkowy, wiedząc, że muszą mu towarzyszyć bardzo niepopularne decyzje, Bruksela i MFW zwlekały. Mimo że doskonale  były poinformowane o sytuacji na Cyprze.  Więc pieniądze do banków nadal płynęły, jakby inwestorzy nie widzieli co się święci.  Zapewne jednak nie liczyli na cud, tylko  coś więcej: że wzorem innych krajów  te depozyty uratują władze. I przeliczyli się. Teraz zapłacą za lata nieostrożności, bo poświęcenia wymagające powrotu do normalnego gospodarowania pieniędzmi, tym razem mają być rozłożone na wszystkich. Europejskich podatników, i rosyjskich oligarchów, którzy uznali Cypr za bezpieczną przystać dla swoich niekoniecznie czystych pieniędzy. Traci także euro, a wraz z nim złoty.

W tej chwili jedynie, co może zrobić „trojka", to spróbować otoczyć zaporą Portugalię, Hiszpanię i Irlandię. Być może warto to zrobić także w przypadku Włoch, tak aby to, co już  przybliża te kraje do wyjścia z kryzysu nie zostało zaprzepaszczone z powodu rozlewającej się po rynkach nowej fali paniki. Może jednak jest to również szansa na prześwietlenie cypryjskich banków ? Bo drugiej takiej już pewnie nie będzie. W każdym razie miejmy taką nadzieję.