Równie dobrze producenci mogą wykorzystać okazję, by minimalnie podnieść marże, które akurat w przypadku żywności generalnie są jednymi z najniższych na rynku.

Jednak dla rolników spadki cen dobrą informacją nie są. Organizują protesty, blokady i wołają, że ktoś musi to sprawdzić, bo przecież zmowa cenowa jest więcej niż pewna. Akurat ta grupa potrafi walczyć o swoje interesy, choć często stoją one w sprzeczności z tym, co opłaca się większości, czyli konsumentom.

Rolnicy zawsze stawiają się na pozycji poszkodowanych, choć akurat to grupa, która na brak przywilejów narzekać nie powinna. Nie chcę pisać ponownie o KRUS, ponieważ zbyt wiele miejsca temu tematowi już poświecono. Chyba nikt już nie wierzy, iż cokolwiek się zmieni i wpłacane tam pieniądze będą przynajmniej zbliżone do wysokości składek, jakie płaci reszta pracujących czy przedsiębiorców. Podobnie o dopłatach – choć akurat rolnicy na wejściu Polski do UE chyba jako jedyni zyskali realnie i od razu w postaci żywej gotówki wpływającej na ich konta – czy o innych subwencjach. Oczywiście najmocniej naszej akcesji się sprzeciwiali, bo przecież właśnie oni mieli na tym stracić. Utrzymywane są też niemal patologiczne zasady handlu ziemią z zasobów publicznych, ale po co o tym mówić – przecież inaczej zaraz wszystko by wykupili Holendrzy, nie mówiąc już o Niemcach.

Tym razem znów pokrzykują, że są oszukiwani. Czas zrozumieć, że jesteśmy elementem globalnego rynku i ceny nie zawsze zmieniają się w sposób, który racjonalnie można wytłumaczyć. Pod względem poziomu produkcji zbóż akurat ze światowymi potęgami nie mamy się co równać, dlatego też ze zmianami trzeba się liczyć. Konsumenci, gdy coś szybko drożeje, dróg nie zablokują – ale z zaciśniętymi zębami mogą sobie jedynie ponarzekać.