„Rzeczpospolita”: W Europie ma powstać mur antydronowy chroniący niebo przed nalotami rosyjskich bezzałogowców – najpierw zasygnalizował to sekretarz generalny NATO, później doniosły o tym media, powołując się na Komisję Europejską. Czy możliwe jest zbudowanie takiego skutecznego systemu na wschodniej flance NATO w stosunkowo krótkim czasie, np. w ciągu roku?
Tomasz Kubś: Współczesne zagrożenia ze strony bezzałogowych statków powietrznych są masowe – drony są tanie i trudne do wykrycia. Zbudowanie w Europie szczelnego muru antydronowego, który ochroni cały kontynent byłoby bardzo trudne do wykonania, zarówno ze względów technicznych, jak i ekonomicznych. Jednak zbudowanie takiego systemu na wschodniej flance NATO, w tym na naszej wschodniej granicy, jest realne i możliwe do wykonania, ale moim zdaniem potrzeba na to więcej czasu niż rok.
Z jakich elementów taka tarcza antydronowa musi się składać, żeby była skuteczna, a drony nie wlatywały tak łatwo, jak do Polski we wrześniu?
Z doświadczenia wiem, że skuteczna tarcza antydronowa to system, w którym kluczową rolę odgrywa współdziałanie wszystkich elementów. Niezbędna jest pełna integracja warstw wykrywania, identyfikacji i neutralizacji zagrożeń. Tylko taki wielowarstwowy i interoperacyjny system jest w stanie realnie chronić przestrzeń przed dronami.
Czyli z czego konkretnie musi być zbudowany?
Jednym z najważniejszych elementów skutecznego systemu są stacje radiolokacyjne oraz analizatory widma radiowego (RF). To urządzenia odpowiedzialne za detekcję, klasyfikację i śledzenie trajektorii lotu bezzałogowców. Różnią się między sobą zasadami działania – radary aktywnie wysyłają fale elektromagnetyczne, podczas gdy RF-y działają pasywnie, analizując i rozkodowując protokoły komunikacyjne pomiędzy kontrolerem a dronem. Zestaw wspomaga zintegrowana z systemem dowodzenia kamera dzienna lub termowizyjna, która automatycznie namierza obiekt latający, śledzi go, pozwalając operatorowi zidentyfikować jego rodzaj, konstrukcję i wymiary, kierunek lotu, wysokość, czy ewentualne podwieszone ładunki.
Rosyjskie drony leciały gdzie chciały i nikt im w tym nie przeszkadzał...
Dlatego ważnym ogniwem w tym systemie są solidne urządzenia zakłócające – tzw. jammery, które zakłócają sterowanie dronem i skutecznie go neutralizują. W efekcie bezzałogowiec po utracie łączności najczęściej wraca do punktu startu, ląduje awaryjnie lub po prostu odlatuje. Podsumowując: detekcja mówi nam, że coś w przestrzeni się pojawiło, klasyfikacja i śledzenie określają, co to jest, w jakim kierunku zmierza i dostarczają podstawowych danych telemetrycznych, takich jak wysokość czy prędkość. A gdy obiekt zbliża się do strefy chronionej, następuje uruchomienie efektora i neutralizacja zagrożenia. Testowaliśmy kiedyś na poligonie w Ustce urządzenie produkcji polskiej z firmy PIT-RADWAR, które potrafiło „usmażyć” elektronikę w bezzałogowcach i rzeczywiście te drony spadały jeden po drugim, niczym trafione pociskiem. I o to głównie chodzi. Mało systemów antydronowych ma takie urządzenia, które mogą działać kinetycznie, czyli poprzez strącenie bezzałogowca.