Czy jednak Grenlandczycy taką niezależność udźwigną? Niespełna 60-tysięczne społeczeństwo nie rośnie po części z powodu imigracji do Danii. Brakuje   wykształconych ludzi. W takich warunkach trudno byłoby zapewnić podstawowe funkcje państwa, a tym bardziej wdrożyć unijne prawo. Co prawda z blisko 80 tysiącami dol. na mieszkańca rocznie, Grenlandia pozostaje jednym z najbogatszych terytoriów na świecie, jednak aż połowa jej budżetu pochodzi z dotacji Kopenhagi, a kolejna 1/4 – dotacji Brukseli. – 80 proc. wyspy jest przykryta wieczną zmarzliną. Nie ma tam dróg, można się poruszać wyłącznie saniami zaprzęgniętymi w psy. Zimą temperatura na ogromnej części terytorium spada do kilkudziesięciu stopni Celsjusza poniżej zera. Grenlandczycy nie są w stanie efektywnie kontrolować takiego obszaru – mówi nam duński bywalec wyspy. 
    Kopenhaga przepuszcza średnio dwa rosyjskie okręty przez Cieśniny Duńskie. Nie chce problemów
    Szczególnym problemem jest zasiedlenie wschodniego wybrzeża, gdzie warunki są jeszcze trudniejsze niż na wybrzeżu zachodnim gdzie mieszkają niemal wszyscy Grenlandczycy. To jednak od tej strony czai się potencjalne rosyjskie zagrożenie. 
                
        
                
            Grenlandia (MAPA)
        
                    
            Foto: PAP
        
     
    Dania jest dziś tym krajem, który w przeliczeniu na mieszkańca wykłada najwięcej środków na wsparcie Ukrainy. Tak przynajmniej można usłyszeć w Kopenhadze. Ale to nie jest cała prawda o podejściu Duńczyków do rosyjskiego zagrożenia. Incydentów, które mogą świadczyć o narastającej wojnie hybrydowej prowadzonej przez Kreml przeciw królestwu jest wiele. Jak choćby niedawna blokada co trzeciej karty SIM przez blisko pół dnia. Jednak inaczej, niż Polska, Dania nie wystąpiła o konsultacje w ramach NATO na podstawie art. 4 Traktatu Atlantyckiego, gdy i ona stała się przedmiotem ataku rosyjskich dronów. Jak przyznają źródła w stolicy królestwa, codziennie przez Cieśniny Duńskie oddzielające Bałtyk od Oceanu Atlantyckiego przepływają średnio dwa rosyjskie okręty. I nigdy nie są zatrzymywane. Podobnie jak rosyjska flota cieni zapewniająca nielegalny eksport paliw, choć w tym przypadku Kopenhaga wymaga wiarygodnej polisy ubezpieczeniowej dla pokrycia ewentualnych zniszczeń środowiska a duński pilot monitoruje przepływ jednostki przez Kattegat czy Sund. – Wielcy duńscy armatorzy jak Maersk polegają na swobodzie żeglugi na świecie. Nie chcą więc, aby w reakcji na blokowanie Rosjan i im narzucono jakieś ograniczenia. Duński biznes ma duży, powiedziałbym nadmierny wpływ na politykę zagraniczną kraju – mówi obserwator życia politycznego Kopenhagi. 
    Czy w tej sytuacji Dania jest gotowa nie tylko finansowo i technologicznie, ale także politycznie stawić czoła rosyjskiemu zagrożeniu Grenlandii? Wydarzenia mogą się tu potoczyć bardzo szybko. W czasach Zimnej Wojny Ameryka miała na wyspie 17 baz wojskowych. W samym Pituffik na północnym-zachodzie wyspy stacjonowało wówczas 15 tysięcy Amerykanów. Dziś pozostało ich tam około 200, a pozostałe bazy zostały w ogóle zlikwidowane. Jednak zgodnie z umową z 1951 r. którą niedawno przedłużył duński parlament, Stany Zjednoczone mogą bez pytania Kopenhagi o zdanie ponownie rozwinąć nieograniczoną sieć baz wojskowych. Jeśli więc Moskwa albo Pekin zaczną stanowić bezpośrednie zagrożenie dla Grenlandii wyspa może wpaść w nieodwracalną zależność od Waszyngtonu. Bez pytania o zdanie ani Grenlandczyków, ani Duńczyków.