Skąd się wziął Uber

Travis Kalanick. To on wymyślił Ubera, jest teraz właścicielem i prezesem firmy.

Publikacja: 21.08.2014 08:56

Skąd się wziął Uber

Foto: Bloomberg

Kariera Travisa Kalanicka jest typowa w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej. Jego Uber umożliwiający pasażerom korzystanie z tanich przejazdów dzięki „pacnięciu" w ekran smartfona zaczynał jako typowy start-up. Wprawdzie nie w garażu, ale w pokoju akademika.

Dzisiaj Uber, który zalicza się do grupy najbardziej podziwianych firm na świecie, jest wyceniany przez rynek na 3,4 mld dolarów, a majątek Kalanicka – na 18,2 mld. Firma stała się informatyczną potęgą generującą tylko w USA tygodniowe przychody w wysokości ponad 25 mln dol.

Uczelnia za trudna

Travis Kalanick ma 38 lat i tak jak Bill Gates nie był w stanie ukończyć wyższej uczelni, chociaż studiował na University of California w Los Angeles. A w ogóle to marzyła mu się kariera szpiega, tyle że był do tego zbyt ekspansywny, wręcz nachalny w zachowaniu. Dlatego wróżono mu karierę w dziale sprzedaży jakiejś dużej firmy, taką chociażby, jaką zrobiła jego matka, która pracowała w dziale reklamy „Los Angeles Daily News". Ojciec był inżynierem.

Podczas wakacji Travis, genialny matematyk, zarabiał jako akwizytor – sprzedawał noże. Kiedy zarobił trochę pieniędzy, opuścił uczelnię razem z grupką kolegów. Założyli wspólnie Scour Inc, multimedialną wyszukiwarkę. Firma zbankrutowała, ale Kalanick z kolegami, także w typowy sposób dla Doliny Krzemowej, założyli kolejną – Red Swoosh, która oferowała aplikację umożliwiającą przenoszenie w internecie potężnych plików, także muzycznych i filmowych. Pięć lat później Red Swoosh został przejęty przez Akamai Technologies za 23 mln dolarów. Kalanick stał się milionerem.

Uber powstał w 2007 roku, a Kalanick założył go do spółki z kolegą Garretem Campem. Podczas testowania i Camp i Kalanick sami jeździli wynajmowanymi autami, żeby się przekonać, czy aplikacja rzeczywiście działa. Ich firma mieściła się w wynajętym domu, a dokładniej w jednym pokoju – największym. Sam Kalanick był jej założycielem, ale etat dostał jako druga osoba, po Campie. Nie wypłacali sobie żadnych pensji, tylko podzielili pakiety akcji. Kiedy zarobili pierwsze większe pieniądze, przenieśli się do wysokościowca na Westwood, a liczba pracowników wzrosła do 13.

Test na rodzicach

Pierwszymi pasażerami aut Ubera byli rodzice Kalanicka, Bonnie i Don. On sam wierzył w to, że skoro Dolina Krzemowa jest tak rozległa, to wiele osób chętnie skorzysta z opcji Ubera, zamiast brać własne auto, a niekoniecznie chcą na to wydawać tyle pieniędzy co na taksówkę. Pomysł okazał się trafiony.

Największy popyt pojawiał się późnym wieczorem i nocą. Auta, które współpracują z Uberem, mogą być tanimi chevroletami, ale i w luksusowymi lincolnami czy cadillacami.

Dla zamawiającego auta ciekawe jest to, że na wyświetlaczu smartfona można śledzić jazdę zamówionego auta.

– To wymyślił Camp. Bardzo mi się podoba – mówi Kalanick. I przyznaje, że reszta otoczki powstania Ubera zależy od tego, kogo się zapyta.

Nie ma możliwości, że kierowca podkręci licznik i nas oszuka, bo mu nie płacimy. Nie przyjmuje on także napiwków, za to aplikacja automatycznie ściąga należność z naszej karty kredytowej.

Zasada działania aplikacji nie wszystkim się spodobała. Krytykowana była przede wszystkim w Waszyngtonie, Chicago, Toronto i Nowym Jorku. I nie jest dzisiaj jedyną tego typu na rynku, w samym Londynie działa kilka podobnych rozwiązań.

Sam Kalanick bardzo lubi prezentować swój wynalazek. Na przykład pokazywać, jak popyt jest uzależniony od pogody.

– Travis jest niesłychanie zdolny – mówi Mark Kuban, jeden z tych, którzy uwierzyli w Ubera i zainwestowali w firmę pieniądze. – Jest naprawdę wybitnym przedsiębiorcą, wizjonerem.

Szczerze, ?ale anonimowo

Sam Kuban z powodów, których nie chce ujawnić, wyszedł z tej inwestycji, chociaż przyznaje, że z potężnym zyskiem.

Nie wszyscy chcą wypowiadać się o Kalanicku pod nazwiskiem. Dlatego gdy byli współpracownicy mówią o nim, najczęściej powtarza się słowo „dupek". Albo że jego ego już go przerosło.

– Nie każdy jest Billem Gatesem, który jest wspaniałym człowiekiem. Najczęściej właśnie takie dupki jak Jobs i Kalanick tworzą genialne produkty – mówi jeden z byłych pracowników.

Cokolwiek jednak by o nim mówiono, Kalanick jest zdolnym przedsiębiorcą. Ma duszę handlowca i sprzedałby wszystko, nawet auta używane. Jeden z kolegów, który razem z nim opuścił uniwersytet, uważa, że Kalanick potrafi zajmująco opowiadać i tym zjednuje sobie ludzi. I że ma niesłychane powodzenie u kobiet, zwłaszcza brunetek.

Teraz Kalanick przyjął do Ubera Davida Plouffe'a, byłego szefa kampanii wyborczych Baracka Obamy. Plouffe ma być wiceprezesem firmy odpowiedzialnym za strategię i zacznie pracę od 1 września.

– Niestety jest tak, że misja Ubera stała się na świecie kontrowersyjna, bo przeciwko nam wystąpiły wielkie organizacje taksówkarzy. Ponieważ wszędzie są jakieś wybory, nasza działalność jest jeszcze bardziej na widelcu – tak Kalanick tłumaczył pozyskanie Plouffe'a. – Ale wygramy, bo nie ma silnych na nasze technologie, nasza misja jest pozytywna, a historię Ubera znają już na całym świecie.

Sam Plouffe wypowiada się o nowym miejscu pracy w superlatywach. – Uber to firma, jaka powstaje raz na dziesięciolecie, jeśli nie raz na całą generację. Są grupy, którym zagraża, zwłaszcza kartelom taksówkarzy, którzy nie chcą nowoczesności. Ale poradzimy sobie – przekonuje Plouffe.

Jak na razie Uber wystartował w Europie z niewielkim sukcesem. Konsumentom kojarzy się przede wszystkim ze strajkami taksówkarzy, co zawsze jest jakąś niedogodnością.

Już w Polsce

We wtorek weszła do Polski firma Uber oferująca aplikację na smartfony umożliwiającą skorzystanie z tańszej alternatywy niż miejskie taksówki. Rozpoczęła działalność od Warszawy, planuje wejście do kolejnych miast. Korzystanie z usług jest proste: trzeba mieć aplikację w smartfonie i po kilku kliknięciach znajdziemy na mapie odpowiednie auto. Kierowcami tych pojazdów nie są zawodowi taksówkarze, a pojazdy nie są oznakowane. Zasada rozliczania: kierowca, zweryfikowany przez Ubera i sprawdzony, czy nie był karany, otrzymuje 80 proc. tego, co płaci klient. Resztę bierze Uber, który na świecie jest postrachem taksówkarzy, bo drastycznie zmniejsza popyt na ich usługi. Uber działa w 42 krajach.

Kariera Travisa Kalanicka jest typowa w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej. Jego Uber umożliwiający pasażerom korzystanie z tanich przejazdów dzięki „pacnięciu" w ekran smartfona zaczynał jako typowy start-up. Wprawdzie nie w garażu, ale w pokoju akademika.

Dzisiaj Uber, który zalicza się do grupy najbardziej podziwianych firm na świecie, jest wyceniany przez rynek na 3,4 mld dolarów, a majątek Kalanicka – na 18,2 mld. Firma stała się informatyczną potęgą generującą tylko w USA tygodniowe przychody w wysokości ponad 25 mln dol.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację