Relacje kupującego mieszkanie klienta z deweloperem przypominają pojedynek Dawida z Goliatem. Tym większym i silniejszym jest oczywiście deweloper.
To jego dobrze opłacani prawnicy przedkładają klientowi do podpisania stos dokumentów, które trudno przeczytać, a co dopiero zrozumieć. Klient, któremu zależy na zakupie mieszkania, nie ma większego wyboru. Jeśli chce mieć upragnione M, musi przystać na zaproponowane warunki. I niestety wielu to robi, nie sprawdzając kondycji finansowej dewelopera ani nie konsultując podpisanej umowy z prawnikiem.
Nie ma co się temu dziwić – ze świadomością prawną Polaków nadal nie jest dobrze. A skutek jest taki, że media donoszą potem o tragedii konsumentów, którzy zostali bez mieszkań, ale z kredytami na głowie. Przykład klientów Leoparda, największego dewelopera w Małopolsce, którzy po upadłości tej firmy nie mają gdzie mieszkać i nie mają szans na odzyskanie wpłaconych pieniędzy, najlepiej pokazuje, w jak beznadziejnej sytuacji może postawić konsumenta deweloper. Takich przykładów jest więcej.
W obronie klientów stanęli parlamentarzyści. Przygotowali projekt ustawy, który ma dać konsumentom oręż do walki z nieuczciwymi deweloperami. Biblijną procą Dawida, dzięki której pokonał on Goliata, mają być rachunki powiernicze, dodatkowe ubezpieczenia oraz umowy zawierane u notariusza. Trudno nie popierać takich rozwiązań, skoro nawet Polski Związek Firm Deweloperskich uważa, że są one potrzebne.
Dobre przepisy nie rozwiążą jednak wszystkich problemów konsumentów – jeśli ci nie wykażą się sprytem Dawida i nie zaczną wnikliwie analizować zawieranych umów, to pojedynku z deweloperami nie wygrają. Nabywcy nowych mieszkań powinni więc zapamiętać raz na zawsze jedną zasadę – nie podpisuje się dokumentów, których się wcześniej nie przeczytało.