Z Iwaniukiem poznał mnie Baltazar Krasuski, przedstawiciel paryskiej „Kultury” na Kanadę. Spotkaliśmy się w ratuszowej stołówce w przerwie na lunch. Pan Wacław bez ociągania przeczytał podsunięte mu rękopisy. Mówił krótko i zwięźle. „Niech pan pisze prosto – żadnych wymysłów”.
Przez kolejne tygodnie spotykaliśmy się wielokrotnie. Ponieważ co do sytuacji Polski rządzonej przez komunistów zgadzaliśmy się absolutnie, rozmowy nasze dotyczyły poezji, filozofii i przyrody. Za dużo mówiłem, za mało słuchałem. To wiem teraz. Wówczas wracałem do kraju z jasnym postanowieniem, kim chcę być i co będę robić. A w swoim bagażu miałem ukryte głęboko książki „Kultury” i wydany w Londynie tomik „Lustro” Wacława Iwaniuka, który napisał: „Januszowi Kotańskiemu, by pamiętał naszą rozmowę /.../ przy zmieniających się zaś wartościach i ideałach szukał trwałej prawdy w poezji”.
Przez wszystkie kolejne lata pozostawałem z Wacławem Iwaniukiem w stałych, choć rzadkich kontaktach. Widzieliśmy się po raz ostatni w roku 1991 w Warszawie. Polska była wolna. I o niej rozmawialiśmy w kawiarni na Krakowskim Przedmieściu. Wtedy jeszcze obaj wierzyliśmy, że Lech Wałęsa stanie się mężem opatrznościowym...
Wacław Iwaniuk zmarł po ciężkiej chorobie 4 stycznia 2001 r. w Toronto. Nie żyje również Baltazar Krasuski. Widzę ich, jak idą, dyskutując – pan Wacław powściągliwie, przechylając głowę, Baltazar z ożywieniem, ostro gestykulując. Ulicą Roncesvalles schodzą w dół, w stronę srebrnego jeziora...
Wacław Iwaniuk, wybitny polski poeta emigracyjny, urodził się 17 grudnia 1912 roku w Chojnie Starym koło Chełma. Pierwszy tomik wierszy „Pełnia czerwca” wydał w 1936 roku. Studiował wówczas w Państwowym Seminarium Nauczycielskim w Chełmie, mieście, do którego zawsze będzie powracał pamięcią jako do młodzieńczej Arkadii. Wkrótce przeniósł się do Warszawy, gdzie rozpoczął studia na wydziale prawno-ekonomicznym Wolnej Wszechnicy Polskiej. Mieszkał na Dobrej, przyjaźnił się z Józefem Łobodowskim, Henrykiem Domińskim, Stanisławem Piętakiem, którego poezje zawsze będzie cenił. Był jednym z poetów skupionych w grupie Wołyń. Już wtedy pisał inaczej niż młodzi poeci lubelscy zwani autentystami, do których bywał czasami zaliczany. Jego mistrzem był Józef Czechowicz. I jemu właśnie, choć fascynowali go także Rimbaud i Leśmian, zawdzięczał jako poeta najwięcej.