Lustro Wacława Iwaniuka

Wacława Iwaniuka spotkałem pierwszy raz w lipcu 1975 roku w Toronto. Miałem 17 lat, pisałem wiersze i uznałem, że należy pokazać je komuś, kto sam pisze i oceni je obiektywnie.

Aktualizacja: 12.01.2008 04:35 Publikacja: 12.01.2008 04:34

Lustro Wacława Iwaniuka

Foto: Biblioteka UMK/archiwum emigracji

Red

Z Iwaniukiem poznał mnie Baltazar Krasuski, przedstawiciel paryskiej „Kultury” na Kanadę. Spotkaliśmy się w ratuszowej stołówce w przerwie na lunch. Pan Wacław bez ociągania przeczytał podsunięte mu rękopisy. Mówił krótko i zwięźle. „Niech pan pisze prosto – żadnych wymysłów”.

Przez kolejne tygodnie spotykaliśmy się wielokrotnie. Ponieważ co do sytuacji Polski rządzonej przez komunistów zgadzaliśmy się absolutnie, rozmowy nasze dotyczyły poezji, filozofii i przyrody. Za dużo mówiłem, za mało słuchałem. To wiem teraz. Wówczas wracałem do kraju z jasnym postanowieniem, kim chcę być i co będę robić. A w swoim bagażu miałem ukryte głęboko książki „Kultury” i wydany w Londynie tomik „Lustro” Wacława Iwaniuka, który napisał: „Januszowi Kotańskiemu, by pamiętał naszą rozmowę /.../ przy zmieniających się zaś wartościach i ideałach szukał trwałej prawdy w poezji”.

Przez wszystkie kolejne lata pozostawałem z Wacławem Iwaniukiem w stałych, choć rzadkich kontaktach. Widzieliśmy się po raz ostatni w roku 1991 w Warszawie. Polska była wolna. I o niej rozmawialiśmy w kawiarni na Krakowskim Przedmieściu. Wtedy jeszcze obaj wierzyliśmy, że Lech Wałęsa stanie się mężem opatrznościowym...

Wacław Iwaniuk zmarł po ciężkiej chorobie 4 stycznia 2001 r. w Toronto. Nie żyje również Baltazar Krasuski. Widzę ich, jak idą, dyskutując – pan Wacław powściągliwie, przechylając głowę, Baltazar z ożywieniem, ostro gestykulując. Ulicą Roncesvalles schodzą w dół, w stronę srebrnego jeziora...

Wacław Iwaniuk, wybitny polski poeta emigracyjny, urodził się 17 grudnia 1912 roku w Chojnie Starym koło Chełma. Pierwszy tomik wierszy „Pełnia czerwca” wydał w 1936 roku. Studiował wówczas w Państwowym Seminarium Nauczycielskim w Chełmie, mieście, do którego zawsze będzie powracał pamięcią jako do młodzieńczej Arkadii. Wkrótce przeniósł się do Warszawy, gdzie rozpoczął studia na wydziale prawno-ekonomicznym Wolnej Wszechnicy Polskiej. Mieszkał na Dobrej, przyjaźnił się z Józefem Łobodowskim, Henrykiem Domińskim, Stanisławem Piętakiem, którego poezje zawsze będzie cenił. Był jednym z poetów skupionych w grupie Wołyń. Już wtedy pisał inaczej niż młodzi poeci lubelscy zwani autentystami, do których bywał czasami zaliczany. Jego mistrzem był Józef Czechowicz. I jemu właśnie, choć fascynowali go także Rimbaud i Leśmian, zawdzięczał jako poeta najwięcej.

Gdy Czechowicz ginie pod niemieckimi bombami w Lublinie, Iwaniuk jest na praktyce konsularnej w Buenos Aires.

Na wieść o wybuchu wojny, która miała zniszczyć cały jego dotychczasowy świat i stworzyć go jako dojrzałego poetę, postępuje inaczej niż kolega z argentyńskich kafeterii Witold Gombrowicz. Wsiada na statek i płynie walczyć w armii polskiej we Francji. „Bożek ojczyzny” jest dla niego cenniejszy aniżeli kariera i życie. Nie potępia decyzji Gombrowicza, wie po prostu, że są sprawy cenniejsze od własnego ego.

W 1940 roku jest już daleko od dżungli prowincji Missiones, walczy w Samodzielnej Brygadzie Strzelców Podhalańskich pod Narwikiem. We Francji obserwuje spektakularny upadek III Republiki i zupełny rozkład jej armii.

Dla zafascynowanego kulturą galicką poety jest to szok i dobra lekcja sceptycyzmu wobec zmitologizowanych wielkości. Nie rezygnuje z walki. Przedziera się do Hiszpanii, gdzie chce się dostać do armii brytyjskiej w Gibraltarze. Schwytany, osadzony zostaje w więzieniu w Figueros, a następnie – w bardzo ciężkich warunkach – w obozie koncentracyjnym w Miranda del Ebro.

Po dwóch latach udaje mu się przedostać do Portugalii, a wreszcie do Anglii. Tam wstępuje w szeregi Pierwszej Dywizji Pancernej generała Maczka. Przechodzi z nią cały szlak bojowy przez Francję, Belgię, Holandię i Niemcy, zakończony w maju 1945 roku zdobyciem Wilhelmshaven. W Niemczech stacjonuje wraz z armią okupacyjną do 1946 r. Po powrocie do Anglii studiuje przez dwa lata na uniwersytecie w Cambridge. W 1949 r. wyjeżdża do Kanady.

Przez pierwszy rok pracuje na nocnej zmianie w rzeźni miejskiej. Wkrótce potem dostaje stałą posadę tłumacza w Ministerstwie Sprawiedliwości rządu prowincji Ontario, co daje mu podstawę materialną umożliwiającą pisanie. Na tym stanowisku pracuje do emerytury.

Podróżuje rzadko, bo, jak sam pisze, widział w życiu wiele. Ale bywa w emigracyjnym polskim Londynie, działa bowiem społecznie w wielu stowarzyszeniach kombatanckich, i w Maisons-Laffitte pod Paryżem, gdzie spotyka się z przyjacielem Józefem Czapskim. Odwiedza także Stany Zjednoczone, w których widzi jedyną nadzieję na powstrzymanie światowej ofensywy zbrodniczego komunizmu sowieckiego. Jest bowiem Iwaniuk konsekwentnym antykomunistą widzącym zagrożenia, które niesie ze sobą ideologia komunistyczna, i nie ulega modom na lewicowość falowo pojawiającą się na Zachodzie. Ta postawa jednoznacznego sprzeciwu wobec zła zbliża go do Józefa Mackiewicza. Dlatego też pozostawał Iwaniuk przez kilkadziesiąt lat poza Polską, za którą rozpaczliwie wręcz tęsknił. Nie wydawało mu się stosowne odwiedzanie kraju, o którym pisał w wierszu „Kartagina”:

Dziwny to krajTa nasza KartaginaJak medalion wiszącyU szyi BałtykuA schowanyPod butem Rosji/.../Dziwny to krajSmutny to krajCiemny przedsionek

W Azję

W przepaść

Dziennik z podróży tropikalnej”, pierwszy „kanadyjski” tomik z 1951 r., jest bodaj najsłabszy ze wszystkich – wygląda na remanent z dawnych, egzotycznych podróży... Wydany przez Oficynę Poetów i Malarzy dwa lata później poemat „Pieśń nad pieśniami” wyróżnia się rysunkami Czapskiego i tym, co Iwaniuk sam pisze o poezji: „Poezja symboliczna apeluje, niestety, do wyczulonej wyobraźni czytelnika. Stawia autora i czytelnika na jednym poziomie. Obaj pracują w nieznanym po omacku, ale praca w ciemności nie jest jeszcze błądzeniem, tym jest radośniejsza, gdyż przynosi nieoczekiwane odkrycia i wzruszenia, nieobjęte szablonem artystycznego katechizmu”.

Niestety, nie ma poeta szczęścia do krajowej krytyki – zupełnie przemilczany przez całe dziesięciolecia PRL, nie doczekał się później obiektywnej oceny.

Jan Brzękowski, Adam Czerniawski i Janusz Kryszak za przełomowy dla twórczości Iwaniuka uważają tomik „Milczenia”, wydany w Paryżu w 1959 r. Ja zgodziłbym się raczej z Mają Elżbietą Cybulską, która pisze: „Iwaniuk demonstruje swój niepowtarzalny styl, sprecyzowaną koncepcję artystyczną z całym wachlarzem świetnych dokonań, dopiero w „Wyborze wierszy” z 1965 r.”. Wiersz „Tydzień” mówi o codzienności emigranckiego życia więcej niż wszystkie artykuły i badania socjologiczne:

/.../ poniedziałek kiśniewe wtorek obrzydliwieśroda w zakonnym smutkua we czwartek pijemy wódkę –bo bez wódki by nie wytrzymałdo niedzieli podpartej sobotąw niedzielę przyjmujemy gościpatrzymy w telewizjęczytamy prasę w języku krajowymi usypiamy nad książką o iledzieci nie sprowadzą z ulicyinnych dzieci – a teswoje niedorozwinięte angielskie matki

bo wtedy będziemy mówić tylko o pogodziew naszą polsko-angielską niedzielę –

Wacław Iwaniuk długo dojrzewa jako poeta, aż jego głos staje się czysty, poruszający, a pamięć przynosi przeraźliwie jasne obrazy z przeszłości.Pozostaje bacznym, wrażliwym obserwatorem „cywilizacji śmierci”, kimś, kto jak umierający w Nowym Jorku Dylan Thomas może napisać: „And death shall have no dominion”. Iwaniuk wyznaje: „Wolę nosić w sobie/ To co wypełnia moje sny po brzegi/ Lata których żadne słowa nie odmodlą/ Chowam w sobie trujące wspomnienia/ Żmije płomieni i jad gazu/ Żyję jak lustro, z twarzą, ku przeszłości”.

Charakter znakomitego tomiku z roku 1971 dobrze oddaje utwór tytułowy „Lustro”:

Mówią że ja nie cierpię – a kto myśli za mnieKto się za mnie przez życie codzienne przedzieraKto traci siły, kto pada, kto klękaKomu noc jest torturąKogo krwawi sen –

Lata 80. przynoszą Iwaniukowi liczne recenzje angielskojęzycznych krytyków, a jego wiersze tłumaczone są na angielski, włoski, francuski, hebrajski i ukraiński. Tylko w reżimowej polskiej prasie o Iwaniuku nadal ani słowa. Ani jednego zdania nie ma dla niego także Czesław Miłosz w „The History of Polish Literature” i „Postwar Polish Poetry”. (Warto podkreślić, że Iwaniuk pochlebnie wypowiadał się o twórczości Miłosza, nie pochwalając jego wyborów politycznych).

W roku 1987 w podziemiu wychodzi pierwszy od 1938 r. (sic!) wydany w Polsce tomik „Kartagina i inne wiersze”. Są tam utwory starsze i nowe, jak ten zatytułowany „Dziś jedni żyją Michnikiem inni Popiełuszką”, świadczący o tym, że mimo oddalenia poeta jasno widział krajową rzeczywistość: „Setnicy naszych Piłatów piją wyborową/ Zmywają krew z rąk/ Żeby świadek nie widział i ściany milczały /... /”.

W 1989 r. „Więź” wydaje wiersze Iwaniuka pod tytułem „Powrót”. W 1991 r. w Wydawnictwie Literackim ukazuje się kolejny tomik „Zanim znikniemy w opactwie kolorów”. Pojawiają się też po dziesięcioleciach milczenia liczne recenzje i omówienia twórczości poety.

Wacław Iwaniuk odwiedza Polskę, jest w Warszawie, Lublinie i Chełmie. Po powrocie do Toronto mimo złego stanu zdrowia pisze nadal. Powraca do „kraju lat dziecinnych”, niezmienionego, wiecznego. Toronto stapia się w jedno z Chełmem w kalejdoskopie jego snów i pamięci. Poeta czuje, że czas się żegnać. Nie ma żalu do Pana Boga, który był daleko „zajęty wykańczaniem swoich boskich dzieł”, i powtarza: „Ludzie kiedyś byli jak święci/ może dlatego że tak mało chcieli”.

Wacław Iwaniuk chciał mało, może dlatego tyle w życiu dokonał.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski