Tym bardziej niezwykła jest monografia opublikowana przed kilku tygodniami przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod niesensacyjnym tytułem: „Współpraca SB MSW PRL z KGB ZSRR w latach 1970–1990. Próba bilansu". Centrale wywiadu rzadko wydają tego typu opracowania...

W książce stale powraca zastrzeżenie o braku źródeł, w bibliografii cytowane są wyłącznie udostępnione już zespoły archiwalne IPN i wcześniej wydane opracowania. A jednak obraz, jaki można sobie wytworzyć na podstawie lektury, wart jest zapamiętania. Godna uwagi jest wielopiętrowość gier werbunkowych: sytuacja, w której funkcjonariusze MSW z Grupy Operacyjnej „Wisła" z siedzibą w Moskwie usiłują werbować do współpracy polskich obywateli, obecnych w ZSRS na stypendiach (w tym licznych TW), sugerując, że działają w porozumieniu z KGB, w niczym nie ustępuje scenom z kafkowskiej groteski Lema „Pamiętnik znaleziony w wannie".

Cząstkowy opis „Połączonego Systemu Ewidencji Danych o Przeciwniku" (PSED), funkcjonującej w całym bloku wschodnim informacyjnej bazy danych utworzonej z inicjatywy kierownictwa I Zarządu Głównego KGB w 1977 roku mrozi, mimo zapewnień, że do końca swego istnienia nie został on skomputeryzowany, a strona polska była jakoby „opieszała w udzielaniu informacji". Zarazem zaś demoniczne gry dokonywały się, jak zawsze, o krok od pospolitości.

Niczym w demitologizujących powieściach Le Carre'a funkcjonariusze SB wysyłani na szkolenia do Moskwy i Leningradu nudzą się, oglądając w dusznych salkach projekcyjnych wyblakłe czarno-białe filmy, ukazujące szczegóły operacji sprzed kilkunastu lat, kupują w „Bieriozce" wódę dla opiekunów grup i załatwiają zgodę na wywóz kolorowego telewizora.

Potańcówki w Domu Oficera, gdzie romans mógł się zakończyć werbunkiem, plama po majonezie na marynarce z bistoru – w takich okolicznościach podpisywało cyrografy 362 wymienionych w pracy z nazwiska funkcjonariuszy SB, odbywających szkolenia na uczelniach KGB ZSRR, od Piotra Adaczyńskiego po Witolda Tuleyę.